jesli konczylo sie ono szczesliwie, musial kojarzyc sie tym ludziom z najczarniejszymi chwilami ich zycia. W tej sytuacji jakos nie wypadalo posylac swiatecznych kartek.
– Masz zamiar tak stac przez cale popoludnie? – zagadnela Rainie, nie odrywajac wzroku od zapisanej kartki.
– Podziwiam tylko widok.
Podniosla oczy i rzucila mu piorunujace spojrzenie.
– Och, odczep sie.
– Widze, ze wycieczka do kostnicy sie udala.
– Wszystko, czego sie obawialam, razy dziesiec. Na litosc boska, wchodzisz albo wychodzisz. Nie znosze ludzi, ktorzy stercza w drzwiach.
Quincy bez pospiechu usiadl naprzeciwko niej. Rainie musiala byc bardziej zmeczona, niz mu sie zrazu wydawalo. Kiedy sie odezwala, doslyszal w jej glosie irytacje czlowieka na krawedzi zalamania. Mogl sie zalozyc, ze nie pozwolila sobie na lzy. Zly znak. Czasem dobrze jest sie wyplakac. Tylko w ten sposob mozna zapanowac nad bolem.
– Piszesz raport? – zapytal obojetnie.
– Nie. Kompletuje liste. Co sadzisz o tajemniczym facecie w czerni?
– Slucham?
– O facecie w czerni. Tym, ktorego widzialo kilkoro dzieci. Fakt czy fikcja?
– Nie wiem.
– A jesli on istnieje? Czy w szkolna strzelanine moze byc zamieszany ktos z zewnatrz?
– Zdziwilabys sie, w jak wielkim stopniu – powiedzial powoli Quincy. – I to nawet ktos znany jedynie z Internetu. Przypomnij sobie przypadki dzieci, ktore za pomoca Internetu zostaly zwabione na spotkanie przez pedofila.
– Dobrze. – Energicznymi pociagnieciami piora uzupelnila notatke. – Facet w czerni. Kontaktuje sie z Dannym przez Internet, a potem usiluje zatrzec slady, kasujac twarde dyski. Ale wracamy znowu do Melissy Avalon. Dlaczego jeden precyzyjny strzal w glowe? Nie podoba mi sie ta pieprzona rana. – Rainie zmitygowala sie, gleboko odetchnela i znow zaczela pisac. – W porzadku, zastanowimy sie nad tym pozniej. Nastepny w kolejce, szkolny psycholog Richard Mann.
– Dlaczego akurat Mann?
– Jest mlody, trzydziesci trzy lata wedlug tego, co wyczytalam w jego dokumentach, ale jak dla mnie, nie wyglada na wiecej niz pietnascie. Jesli zalozymy, ze Melissa Avalon byla zamierzonym celem, on mogl miec motyw. Moze sie w niej kochal i nie podobala mu sie jej przyjazn z Vander Zandenem. Poza tym jako szkolny psycholog wiedzialby, jak manipulowac Dannym. To chyba wszystko.
Quincy wreszcie zrozumial.
– Pracujesz nad lista ewentualnych podejrzanych.
– Tak, federalni potrafia jednak szybko zalapac, w czym rzecz.
Uniosl brwi. Moze Rainie byla u kresu wytrzymalosci, ale jezyk miala ostry jak brzytwa.
– Moge zapytac, kogo wpisalas?
– Charliego Kenyona, dyrektora Vander Zandena, tajemniczego faceta w czerni, a teraz Richarda Manna.
– Myslalem, ze dyrektor ma alibi.
– Na pierwszy rzut oka, ale nigdy nie wiadomo, co sie okaze, kiedy zaczniesz naciskac.
– Charlie Kenyon. Niewykluczone – zastanawial sie na glos Quincy. Uznal, ze lepiej nie przeciwstawiac sie Rainie. – Starszy chlopak. Podatny na wplywy dzieciak. Wiemy, ze Kenyon kilkakrotnie podpadl policji i ze krecil sie kolo szkoly. Mam wiecej watpliwosci co do dyrektora. Nawet jesli panna Avalon zerwala romans, trudno jest mi sobie wyobrazic, zeby rozwscieczony Vander Zanden strzelal do dwoch uczennic, a jeszcze trudniej, by zdolal naklonic Danny’ego do wziecia winy na siebie.
– Silny autorytet. Danny nie potrafi sprzeciwic sie wlasnemu ojcu, a co dopiero dyrektorowi szkoly. Poza tym przypomnij sobie ostatnie slowa Danny’ego podczas przesluchania. Dzieciak sie boi. Kiedy jest sie w szkole podstawowej, kto wydaje sie najbardziej wszechwladny i wszechwiedzacy?
Logika jej wywodu byla bez zarzutu.
– Ale trzeba wziac pod uwage reakcje Vander Zandena. Wyglada, ze autentycznie sie zalamal.
Rainie przyznala mu racje. Po chwili rozblysly jej oczy.
– A jego zona?
Quincy powoli odetchnal i patrzyl, jak zapisuje kolejny punkt. Jej ruchy byly goraczkowe, uparte.
– Rainie, po co robisz te liste?
– Zeby sie na kims skoncentrowac. To sledztwo sie rozlazi.
– Masz juz podejrzanego w areszcie. Chyba mozesz skoncentrowac sie na nim.
– Tak, ale nie wiemy, czy to wlasciwa osoba.
– Nie przekonaly cie jego odciski na luskach?
– Ciebie nie przekonaly.
– Placa mi za sceptycyzm.
Rainie odlozyla dlugopis. Przez chwile patrzyla mu prosto w oczy. Quincy’ego zaskoczyla kredowa bladosc napietej, zmizerowanej twarzy. Najwyrazniej oprocz snu mloda policjantka zrezygnowala tez z jedzenia. To tylko kwestia czasu, kiedy sie zalamie.
– W nocy byl u mnie Shep – powiedziala nagle.
– Ach. – Sytuacja stala sie dla Quincy’ego duzo jasniejsza. – Podzielil sie wyrzutami sumienia?
– Oczywiscie. A od czego sa przyjaciele? Powiedzial tez, ze kontaktowal sie z kolega z laboratorium zakladu kryminalistyki. Abe Sanders nie mowi nam wszystkiego.
– Umieram z ciekawosci.
– Jest problem z jedna z lusek kaliber trzydziesci osiem. Nie ma na niej zadnych odciskow ani bruzd, jakby ktos ja wytarl, a poza tym cos w niej znaleziono. Dzis rano dowiedzialam sie, ze to prawdopodobnie polimer.
– Tworzywo sztuczne? Moze wlokna poliestrowe?
– Moze. Ale dziwne, ze wlokna znaleziono wewnatrz luski. A poza tym, kiedy aresztowalam Danny’ego, mial na sobie wylacznie bawelne. Rzecz jasna, przeprowadzaja kolejne testy, a my znowu mamy wiecej pytan niz odpowiedzi.
– Zabijesz Sandersa, prawda?
– Owszem. Dzisiaj o trzeciej po poludniu. Mozesz przyjsc popatrzec. – Rainie usmiechnela sie zacisnietymi ustami. – O siodmej, odbylam interesujaca rozmowe z pania patolog. Wczoraj poznym wieczorem przeprowadzila sekcje Avalon, wiec dzis rano moglysmy od razu przejsc do dziewczynek. Szczesciara ze mnie. A teraz posluchaj: pocisk kaliber dwadziescia dwa, ktory zabil Melisse Avalon, nie byl zdeformowany. Co wiecej, to paskudztwo w prostej linii przebilo sie przez srodek mozgu i zatrzymalo u podstawy czaszki. Bez rykoszetu. Odzyskalismy wiec sliczny pocisk w nienaruszonym stanie. Powinno zachowac sie na nim mnostwo bruzd. A tu figa.
– Nie ma bruzd? Patolog mysli, ze uzyto broni bez gwintu?
– Nie wiem, co, do cholery, mysli Nancy Jenkins. Jest z pewnoscia zaintrygowana, ale tez, na nieszczescie dla mnie, bardzo tajemnicza. Powiedziala cos w rodzaju: „Wydaje sie, ze pocisk musial pochodzic z dwudziestki dwojki, ale jakos mi na to nie wyglada.
– Tak powiedziala?
– Okazuje sie, ze Nancy Jenkins interesuje sie bronia. Nie przedstawi oficjalnej opinii, dopoki nie dostanie raportow z laboratorium. Upiera sie, ze z pociskiem, ktory zabil Melisse Avalon, jest cos nie tak. I ze to sprawka kogos naprawde sprytnego.
– Za sprytnego jak na trzynastolatka?
– Zaczynasz rozumiec.
– I pocisk zatrzymal sie u podstawy czaszki?
– Dokladnie. Trajektoria z gory do dolu. Jak chlopiec wzrostu metr piecdziesiat mogl strzelic z gory do kobiety o dwadziescia centymetrow wyzszej?
– Ktora nie kleczala – dodal za nia Quincy – zwazywszy na to, jak upadlo cialo.
Rainie ze zloscia kiwnela glowa.
– No prosze. Wyglada na to, ze zle sie dzieje w panstwie dunskim. Mam powazne watpliwosci, czy to Danny zabil Melisse Avalon, co z kolei nasuwa pytania o Sally i Alice.