— Nie przestraszylam sie, ale juz powiedzialam, ze nie lubie burd.
Zaleglo dluzsze milczenie. Sonzogno siedzial bez ruchu, trzymajac rece w kieszeniach plaszcza; policzek drgal mu nerwowo, wpatrywal sie przed siebie. Gino palil ze spuszczona glowa; dym, ktory wypuszczal ustami, owiewal mu twarz i uszy, ktore pozostaly jeszcze szkarlatne. Po chwili Sonzogno wstal i powiedzial:
— No, pojde juz.
Gino zerwal sie na rowne nogi i skwapliwie podal mu reke:
— A wiec zgoda miedzy nami, prawda, Primo?
— Zgoda — odrzekl tamten przez zacisniete zeby. Uscisnal mi reke, tym razem bezbolesnie, i odszedl. Skoro tylko znikl, powiedzialam zartobliwie do Gina:
— Moze i jestescie przyjaciolmi, moze nawet zyjecie ze soba jak bracia, ale co ci nagadal, to ci nagadal!
Gino, ktory juz odzyskal pewnosc siebie, powiedzial:
— On juz jest taki, ale to nie jest zly czlowiek, a poza tym zalezy mi, aby byc z nim w dobrych stosunkach… Oddal mi pewna przysluge.
— Jaka?
Zauwazylam, ze Gino jest bardzo podniecony i ze koniecznie chce mi cos opowiedziec. Twarz nagle mu sie rozpogodzila, nadal policzki i zaczal mowic goraczkowo:
— Pamietasz te puderniczke mojej pani?
— Tak… no i co?
W oczach Gina mignal wesoly chochlik; powiedzial znizajac glos:
— A wiec rozmyslilem sie i nie oddalem jej.
— Nie oddales?!
— Nie… Pomyslalem sobie, ze moja pani jest tak bogata, ze jedna puderniczka mniej czy wiecej nie ma dla niej zadnego znaczenia… tym bardziej ze bylo juz po fakcie — dorzucil charakterystycznym dla niego, pelnym rezerwy tonem — i ze nie ja ja ukradlem.
— To ja ukradlam ja — powiedzialam spokojnie.
Udal, ze mnie nie slyszy, i ciagnal dalej:
— Ale potem zaczal sie caly problem ze sprzedaza. Taki przedmiot rzucajacy sie w oczy, latwy do rozpoznania, balem sie… i dluzszy czas przelezala u mnie w kieszeni; na koniec spotkalem Sonzogna i opowiedzialem mu o tym…
— Czy opowiedziales mu takze o mnie? — przerwalam.
— Nie, o tobie nie. Powiedzialem, ze dala mi to moja przyjaciolka, nie wymieniajac nazwiska… i on… on, pomysl, w trzy dni, sam nie wiem jak, sprzedal ja i przyniosl mi pieniadze, zatrzymujac oczywiscie, tak jak bylo umowione, swoja czesc. — Byl uradowany i rozejrzawszy sie dokola wyciagnal z kieszeni plik banknotow.
Sama nie wiem dlaczego, ale w tej chwili poczulam do niego nieprzezwyciezona niechec. Nie, zebym go potepiala, nie mialam ku temu zadnego prawa, ale jego radosny ton mial w sobie cos odpychajacego; poza tym przeczuwalam, ze nie powiedzial mi wszystkiego i ze to, co przemilczal, musialo byc jeszcze o wiele gorsze.
— Dobrze zrobiles — odrzeklam cierpko.
— Masz — ciagnal dalej, rozwijajac banknoty — to jest dla ciebie, juz przeliczylem.
— Nie, nie — odpowiedzialam natychmiast — nie chce nic, nic!
— Ale dlaczego?
— Nic nie chce!
— Chcesz mnie obrazic — powiedzial. Twarz jego posmutniala i przybrala podejrzliwy wyraz, zleklam sie wiec, ze obrazilam go naprawde. Polozylam dlon na jego dloni i wykrztusilam z wysilkiem:
— Gdybys mi tego nie zaproponowal, nie bylabym obrazona, ale co najmniej zdziwiona, ale teraz wszystko jest w porzadku, a pieniedzy nie chce, bo dla mnie jest to juz sprawa skonczona… Ale ciesze sie, ze ty je masz.
Nie mogl zrozumiec, o co chodzi, patrzal na mnie z niedowierzaniem, przenikliwie, jak gdyby chcial odgadnac ukryta przyczyne odmowy. Kiedy pozniej nieraz o tym myslalam, uswiadomilam sobie, ze on nie mogl mnie zrozumiec, bo zyl w innym swiecie niz ja, bo myslal i czul inaczej. Nie wiem, czy swiat ten byl gorszy, czy lepszy od mojego, wiem tylko tyle, ze pewne slowa mialy inny sens dla niego, inny dla mnie, i ze wiekszosc jego postepkow, ktorymi on chelpil sie i szczycil, ja uwazalam za naganne. Na przyklad wysoko cenil inteligencje, ktora utozsamial ze sprytem. I dzielac ludzi na sprytnych i pozbawionych sprytu, usilowal za wszelka cene nalezec do tej pierwszej kategorii. Ale ja nie jestem sprytna i moze brak mi inteligencji; w kazdym razie nigdy nie moglam zrozumiec, dlaczego jakis wystepny czyn ma byc, nie powiem godny podziwu, ale wybaczalny tylko dlatego, ze zostal zrecznie dokonany.
Ginowi wydalo sie nagle, ze wszystko zrozumial, i zawolal:
— Wiem juz, nie chcesz przyjac tych pieniedzy, bo sie boisz… Boisz sie, ze kradziez sie wyda; ale badz spokojna, wszystko sie dobrze ulozylo.
Wcale sie nie balam, ale nie chcialam mu tego wyjasniac, bo jego ostatnie slowa wzbudzily we mnie podejrzenie.
— Co to ma znaczyc — zapytalam — ze wszystko sie ulozylo?
— Tak, wszystko sie ulozylo — odpowiedzial. — Pamietasz, mowilem ci, ze podejrzenie padlo wowczas na pokojowke?
— Tak.
— No wiec… Ja mialem na pienku z ta pokojowka, bo obgadywala mnie za plecami. W kilka dni po kradziezy zobaczylem, ze cala sprawa przybiera dla mnie zly obrot… Komisarz policji przychodzil jeszcze dwukrotnie, mialem wrazenie, ze jestem obserwowany. A teraz sluchaj: do tej pory nie robiono jeszcze zadnej rewizji. I wtedy przyszedl mi do glowy pomysl: sprowokowac rewizje nastepna kradzieza i zrobic tak, zeby wina za dawna i nowa kradziez spadla na te kobiete.
Nic nie odpowiedzialam, a on spogladal na mnie szeroko otwartymi, blyszczacymi oczyma, jak gdyby chcial sie przekonac, czy podziwiam jego diabelny spryt, po czym mowil dalej:
— Pani miala dolary i trzymala je w szkatulce… Wzialem te dolary i schowalem je w starej walizce, w pokoju pokojowki. Naturalnie tym razem zrobiono rewizje, znaleziono dolary, a ja aresztowano. Oczywiscie ona przysiega na wszystkie swietosci, ze jest niewinna, ale kto by jej uwierzyl? Dolary zostaly znalezione w jej pokoju.
— I co sie stalo z ta kobieta?
— Siedzi w wiezieniu i nie chce sie przyznac. Ale wiesz, co powiedzial komisarz do mojej chlebodawczyni? „Moze pani byc zupelnie spokojna, juz my zastosujemy odpowiednie metody, zeby sie przyznala”. Zrozumialas, co? Wiesz, co oznaczaja te metody? Bicie!
Patrzalam na niego i widzac jego dume i podniecenie poczulam, ze cierpnie na mnie skora. Zapytalam niby obojetnie:
— Jak sie nazywa ta kobieta?
— Luisa Fellini… to kobieta juz niemloda, a jaka harda! Sluchajac jej mozna bylo pomyslec, ze przypadkiem pracowala jako pokojowka i ze na calym swiecie nie ma uczciwszej od niej osoby!
Zrobilam wielki wysilek, jak ktos, kto wciaga gleboko oddech, i powiedzialam:
— Czy wiesz, ze jestes skonczonym draniem?
— Jak to? Dlaczego? — zapytal zdziwiony.
Kiedy nazwalam go draniem, ulzylo mi i wstapila we mnie energia. Nozdrza rozdely mi sie ze zlosci i mowilam dalej:
— I ty chciales, zebym wziela te pieniadze! Alez ja czulam od razu, ze nie wolno mi ich tknac!
— A coz sie takiego stanie — powiedzial starajac sie opanowac — nie przyzna sie… i wypuszczaja.
— Ale tymczasem, jak sam powiedziales, siedzi w wiezieniu i bija ja.
— Tak sobie to powiedzialem.
— Wszystko jedno… wpakowales do wiezienia niewinnego czlowieka i w dodatku miales czelnosc przyjsc tutaj i opowiadac mi o tym… Jestes skonczonym draniem!
On zbladl nagle, porwala go szewska pasja; chwycil mnie za reke:
— Przestaniesz nazywac mnie draniem?!
— Nie! Uwazam cie za skonczonego drania i mowie ci to w oczy!