nurkowania na golasa.
Odwrocilem sie plecami do basenu i poszedlem na patio, gdzie musialem osobiscie zajac sie barbccue, zeby przygotowac sobie stek. Reczna szufelka zdjalem warstwe popiolu, odslonilem zarzace sie wegle i rozdmuchalem je troche. Mieso lezalo na tacy pokrytej druciana siatka. Zostalo jeszcze mnostwo kawalkow. Zdjalem pokrywe, wybralem stek, bekon, plastry pomidora i grzyby i rozlozylem wszystko nad ogniem.
Zdalem sobie nagle sprawe z czyjejs obecnosci. Geraldine wziela mnie pod ramie.
– Gdzie sie ukrywales caly wieczor?
– Wyszedlem na troche. Dobrze sie bawisz?
– Fantastycznie. Twoja przyjaciolka w koncu sie nie zjawila?
– Przyjechala. Nie mogla zostac.
– Szkoda. – Popatrzyla na stek. – Zostawilam ile trzeba dla was dwojga. Musisz byc teraz bardzo wyglodnialy. Chcesz, zebym sie tym zajela?
– Nie ma potrzeby. Wracaj do przyjaciol.
– Nie jestem im potrzebna. Wciagna mnie do basenu i zniszcza ubranie. – Wziela widelec i odwrocila plasterek bekonu. – Poza tym nie moge zaniedbywac mojego najblizszego i najdrozszego.
– Twojego podstepnego gada, chcialas powiedziec.
– Co?
– Niedawno nazwalas mnie podstepnym gadem. Podobno knuje Bog wie co z twoim lekarzem.
Scisnela mnie za ramie.
– Kochanie, zdazyles mnie juz poznac. Jestem Lwem. Nie poskromie swojej osobowosci. Ryknelam, jak to robia Lwy, to wszystko. Moglbys podmuchac na wegle, bo stek nigdy nie dojdzie? Zostawilam ci troche mojego sosu. Rzucili sie na niego jak sepy. Jest w domu.
– Gdzie? – zapytalem. – Przyniose.
– Nie. Przypilnuj miesa. Wiem, gdzie go schowalam. Przesunalem pomidory na brzeg rusztu, zeby sie nie spalily, ale glowe mialem zajeta innymi myslami. Obiecano mi prawie caly material potrzebny na wystawe. Nastepnym wyzwaniem bylo interesujace przedstawienie eksponatow. Moja wczesniejsza niechec do wystawy zostala zastapiona silna checia sukcesu. Nadal nie mialem zamiaru stworzyc peanu na czesc zycia w Bath. Bylem stanowczy co do tego, ze stosunek Jane do miasta powinien zostac wiernie przekazany.
Gerry wrocila z dzbankiem sosu.
– Bedzie ci smakowalo. Masz talerz? Wzialem jeden ze stosu.
– Hej, nie utop wszystkiego.
Za pozno; szczodrze polala wszystko.
– Moze przyjdziesz z tym nad basen – powiedziala. – Znasz wiekszosc gosci.
– Dziekuje, zjem tutaj poki gorace.
– Nie odpowiadaja ci moi szurnieci przyjaciele, profesorku?
– Nie skarze sie.
– Zaparze kawe i zaniose do domu. Beda wdzieczni za goracy napoj po tym nurkowaniu.
Zabrala kilka talerzy ze stolu i podala mi noz, widelec i papierowa serwetke.
– Sluchaj, wiedzialam, ze bedziesz mial ochote przespac sie po calym dniu na nogach, i przygotowalam ci lozko polowe w altanie. Mozesz sie wymknac, kiedy tylko zechcesz. Nie beda ci tam przeszkadzali. Zostawilam pol butelki courvoisiera i paczke cygar obok lozka.
Taka troska ze strony Gerry byla niezwykla rzadkoscia. Zaczalem podejrzewac, ze kryja sie za tym jakies glebsze racje. Trudno mi bylo jednak uwierzyc nawet w wypadku Gerry, ze mialaby czelnosc zaprosic swego wielbiciela, posrednika w handlu nieruchomosciami, do sypialni, podczas gdy maz spedzi noc w ogrodzie. Ale co innego moglem sobie pomyslec?
– Nie jestem zmeczony – odparlem.
– No to w porzadku – powiedziala Gerry tak czarujaco, ze az podniosla mnie na duchu. – Pamietaj tylko, ze lozko tam jest, gdybys zechcial uciec przed koncem przyjecia.
Poszla w strone domu, zostawiajac mnie na patio razem z kolacja. Jedzenie bylo dobre, sos troche zbyt pieprzny jak na moj gust. Zeskrobalem go ze steku. Nagle uswiadomilem sobie, ze obok ktos stoi ze szklanka piwa w reku. To byl Roger, posrednik. Jego okragla jak ksiezyc twarz swiecila zielonkawo w sztucznym swietle.
– Czesc, bracie Gregory. Co to jest, dokladka? Spojrzalem na niego niezbyt przyjaznie.
– Dopiero co przyszedlem. Bylem na miescie.
– Biznes czy zabawa? Mam nadzieje, ze to ostatnie. Szesc dni pracowac bedziesz…
– …a siodmego dnia bedziesz mial barbecue? Roger sie rozesmial.
– Skoro juz mowa o pracy. Jutro rano musze byc w biurze radosny jak skowronek.
– Gerry robi kawe – powiadomilem go.
– Chyba bedziemy musieli z tego zrezygnowac. Nie widziales przypadkiem Val?
– Val?
– Mojej zony.
– Nie. – Nie dodalem, ze zawsze uwazalem Rogera za kawalera, sadzac z tego, jak odnosil sie do Gerry.
– To jedna z pierwszych, ktore wpadly do basenu – powiedzial Roger.
– Moze weszla do srodka, zeby sie wysuszyc.
– Nie, tam jest! – krzyknal Roger. – Val, kochanie, musimy isc. Chodz, pozegnasz sie z gospodarzem.
Val zdazyla sie juz ubrac. Z wilgotnymi wlosami przylepionymi do glowy jeszcze bardziej przypominala postac z komiksow Jamesa Thurbera. Miala metny wzrok.
– A wiec to ty jestes mezem.
Poczulem sie jak wlasciciel niesfornego psa. Roger usmiechnal sie slabo.
– Chciala powiedziec, ze dziekuje za przyjecie. Chodz, moja nimfo wodna. Przyjecie juz sie dla nas skonczylo. Dobranoc, Greg.
Poszli obok domu. Zaraz potem uslyszalem, jak rusza i odjezdza ich samochod. Zastanawialem sie, czy Gerry wie, ze wyszli.
Kiedy skonczylem jesc, poszedlem do domu, zeby napic sie kawy. Nie moglem tam uniknac rozmow z ludzmi luzno zwiazanymi z bristolska szkola teatralna, ktorzy chcieli mi zaimponowac teatralnymi plotkami. Bylem bardziej rozkojarzony niz oni, bo jakos dziwnie zaczalem tracic kontakt z rzeczywistoscia. Czarna kawa nie pomogla. Z minuty na minute robilem sie coraz slabszy.
Nie bylem juz w stanic ich sluchac, wymamrotalem jakas wymowke i wyszedlem na patio. Moglem myslec tylko o lozku polowym w altanie. Poruszalem sie tak, jakbym mial na sobie staromodny ubior nurka z obciazonymi olowiem butami. To nie alkohol byl przyczyna; napilem sie tylko koniaku w pubie, a ten trunek nie dziala na mnie usypiajaco. Uslyszalem za soba stukot szpilek i u mego boku stanela Gerry.
– Greg, jak sie czujesz?
– Jestem po prostu zmeczony – odparlem belkotliwie. – Ide do lozka.
– Dasz sobie rade?
– Tak.
Moje biodro bolesnie zetknelo sie ze stolem. Odwrocilem glowe, ale Gerry juz wrocila na przyjecie. Uderzenie na chwile mnie otrzezwilo. Pomyslalem, ze ktos musial mi cos podac. Nafaszerowali mnie srodkami odurzajacymi. Zaczalem macac po stole i znalazlem talerzyk z musztarda. Przyciagnalem go do siebie, nabralem solidna porcje na palec i wepchnalem sobie do gardla. Natychmiast poczulem odruch wymiotny, pokustykalem do donicy z geranium i zwrocilem, ile moglem, z grillowanej kolacji. Kiedy sie wyprostowalem, zakrecilo mi sie w glowie. Czulem potworne zmeczenie. Po raz drugi wepchnalem palec w gardlo. Efekt byl rownie obfity. Czolo pokrywal mi lodowaty pot. Potykajac sie, zlazlem z patio, przeszedlem, narazajac sie na niebezpieczenstwo, obok basenu i przez trawnik dotarlem do altany, osmiokatnego, drewnianego budyneczku, z dwoch stron otwartego na zjawiska atmosferyczne.
Zgodnie z obietnica, Gerry rozstawila tam lozko polowe. Rzucilem sie na nie jak sciete drzewo. Bylem zbyt zmeczony, zeby zdjac buty.
Mialem wrazenie, ze lewituje. Nie bylo to przyjemne uczucie.
Wlasnej roboty sos, pomyslalem, znow wpychajac palec do gardla.