– Jest pan pewien, ze podano panu srodki oszalamiajace?

– Jestem o tym przekonany. Musiala uzyc phenobarbitonu, ktory dostala od lekarza. Bog wie, ile tabletek domieszala do sosu. Gdybym nie zmusil sie do wymiotow, jak panu mowilem, w ogole nie odzyskalbym przytomnosci.

– Mial pan szczescie.

– I to podwojne. Splonalbym w ciagu paru sekund. Kiedy wyszedlem, spodnie i buty tlily sie na mnie.

– Chyba to przesadna nadzieja, ze je pan zachowal?

– Buty i spodnie? Wyrzucilem je. Nie nadawaly sie do uzytku. – Zmruzyl oczy. – Czy pan wierzy w to, co mowie?

Odpowiedz Diamonda byla dwuznaczna.

– Widzialem spalona altane. – Odchylil sie w krzesle i splotl rece na karku. – Mnie interesuje, panie profesorze, to, co stalo sie potem. Zona probowala pana zabic. Co pan z tym zrobil?

– Nie moglem nic zrobic. Opadlem na trawnik w bezpiecznej odleglosci i patrzylem, jak pozar dopala sie sam z siebie. Nadal bylem pod wplywem srodkow oszalamiajacych i musialem zasnac, bo nastepna rzecza, jaka zarejestrowalem, bylo swiatlo dzienne i bol we wszystkich kosciach. Jakbym sie obudzil ze snu, tylko przede mna lezaly zgliszcza altany. Poszedlem do domu, zeby poszukac zony. Zachowala sie jak wariatka, ale nie byla glupia. Wyjechala.

– Skad pan to wie?

– W garazu nie bylo jej samochodu.

– I co pan zrobil?

– Pospalem jeszcze kilka godzin. Nadal bylem zbyt slaby, zeby wybrac sie na jej poszukiwania. Kiedy doszedlem do siebie, zaczalem powoli sprzatac po przyjeciu. Musialem zajac sie czyms praktycznym.

Diamond napomnial go lagodnie, jakby robil uwage na temat gafy towarzyskiej.

– Nie zawiadomil nas pan.

– Nas?

– Policji.

– Chcialem, zeby Geny sie wytlumaczyla.

– Ale nie wiedzial pan, gdzie ona jest. Mogla sie zabic. Ludzie czesto to robia po zabiciu wspolmalzonka.

– Ludzie na tyle sprytni, zeby upozowac morderstwo jako wypadek, nie psuja sprawy, popelniajac samobojstwo – powiedzial oschle Jackman. – Wiedzialem, ze wroci.

Diamond wymienil spojrzenia z Johnem Wigfullem.

– Chce pan nam powiedziec, ze zaczal pan zmywac talerze? Jackman oparl lokcie na stole i nachylil sie, zeby nadac mocy swoim slowom.

– Prosze posluchac, jestem tutaj z wlasnej woli. Mowie wam o tym, co sie stalo. Nie zycze sobie, zeby kwestionowano moje zachowanie.

Diamond odpowiedzial tonem czlowieka, ktorego zachowanie bylo zbyt czesto kwestionowane, zeby cos sobie z tego robil.

– Chcemy po prostu zrozumiec, dlaczego tak to wszystko przebieglo. Idzmy dalej, dobrze? Kiedy znowu zobaczyl pan zone?

– Tego samego dnia, wczesnym wieczorem.

– Wrocila do domu?

– Tak. – Jackman relacjonowal wydarzenia z bezposrednioscia rownie zywa jak przekonywajaca. – Nie weszla od razu do srodka. Patrzylem, jak wysiada z samochodu na podjezdzie, obchodzi dom i idzie do ogrodu. Byla ubrana w czarny dres, w ktorym widzialem ja wczesniej. Przez chwile patrzyla na wypalona altane. Nie podeszla blisko, stala w odleglosci dziesieciu metrow i bawila sie wlosami. Potem odwrocila sie i weszla do domu przez nadal otwarte drzwi od patio. – Usmiechnal sie lekko. – Oczywiscie byla wstrzasnieta do szpiku kosci, kiedy zobaczyla, jak siedze przed telewizorem z nogami zalozonymi na stol. O malo nie zemdlala. Chcialem zobaczyc, jak sie zachowa, wiec zapytalem, co robila caly dzien. Powiedziala, ze wyjechala wczesnie i spedzila dzien na lezaku w Parade Gardens, troche drzemiac, bo nie mogla wytrzymac w domu. Prawdopodobnie mowila prawde.

– A co sie stalo, kiedy poruszyl pan kwestie pozaru?

– Zaprzeczyla. Powiedziala, ze chyba mi sie to snilo, ze przyszla do altany. Twierdzila, ze na pewno upuscilem zapalone cygaro i sam spowodowalem pozar. Mozna sie zalozyc, ze taka wersje by podala, gdyby zdolala mnie zabic. Ale to w zadnym razie nie jest prawda – dodal szybko Jackman, wyczuwajac, ze otwiera im pole do pytan. – Przede wszystkim, z pewnoscia podala mi srodki oszalamiajace.

– Powiedzmy, ze ktos je podal – zauwazyl Diamond. Jackman szybko odrzucil te poprawke.

– Niech pan poslucha. Geraldine miala srodek nasenny. Zachowala troche sosu dla mnie. Nalegala, ze sama go przyniesie. Zalala nim cale jedzenie. Wkrotce po zjedzeniu poczulem sie jak pijany. Polozyla cygara i postawila alkohol obok lozka polowego w altanie. Wszystko to bylo ukartowane. I jestem pewien, ze to nie sen, ze naprawde ja zobaczylem, bo widzialem, w co jest ubrana. Nadal nosila ten czarny dres, kiedy wrocila nastepnego dnia.

– Juz pan o tym wspominal. Myslal pan o tym niejednokrotnie, prawda?

Jackman pokiwal glowa.

– I wniosek sam sie narzuca.

– W porzadku, panie profesorze – powiedzial radosnie Diamond, jakby uwierzyl w kazde slowo z tej opowiesci. – Jak pan sadzi, dlaczego tak postapila?

– Dlaczego chciala mnie zabic?

– Tak.

Jackman w zamysleniu oparl brode na dloni.

– Skladam to na karb stanu jej umyslu. Jak juz mowilem, jakis czas przed tamtym wieczorem wykazywala objawy choroby. Podejrzewala, ze spiskuje, zeby doprowadzic do jej zguby. To byla iluzja, fantazja, ale dla niej najwyrazniej rzecz bardzo realna. Nie docenialem powagi sytuacji az do tego wieczoru.

– Czy miala jakies incydenty swiadczace o zaburzeniach psychicznych?

– Tylko to, o czym mowilem. Nie jestem psychiatra.

– Paranoja – powtorzyl Diamond i z psotnym blyskiem w oku spojrzal na policjantke spisujaca zeznanie. – Chcesz, zeby profesor to przeliterowal?

Pokrecila glowa.

Diamond odwrocil sie do Jackmana.

– A pan? Czul sie pan przesladowany? Jackman, spiety, odsunal sie od stolu.

– Co?

– Przesladowany czy chocby zagrozony. Mysle, ze mial pan prawo tak sie czuc po tym, co sie zdarzylo.

– Uzylbym innych slow

– Jakich zatem uzylby pan slow, zeby to opisac? Profesor sie zawahal.

– Oczywiscie, stracilem do niej zaufanie. Musialem sie od tego momentu pilnowac – odezwal sie z niechecia, jakby wciagano go na obce terytorium.

– Uznal pan, ze da pan sobie rade?

– Nie rzucila sie na mnie z siekiera. Przynajmniej tak to odebralem. Incydent z altana wymagal mnostwa przygotowan glownie po to, zeby zabojstwo wygladalo na wypadek. Nie chciala, zeby ja przylapano. Gdyby miala przygotowywac kolejny zamach na moje zycie, umialbym to rozpoznac, zanim sprawa stalaby sie naprawde grozna.

– Dzielny czlowiek – powiedzial Diamond, choc wcale tak nie myslal.

Jackman pochylil sie do przodu, zabiegajac o zrozumienie.

– Kiedy mieszka sie z kobieta, jest sie jej mezem, dzieli sie radosci i rozczarowania, nie sposob nie myslec, ze ma sie na nia jakis wplyw, nie mozna nie miec nadziei, ze przemowi sie jej do rozsadku. Zgoda, magia ulotnila sie z naszego zwiazku, ale nie musielismy sie nawzajem niszczyc.

Zapadla cisza. Ani Diamond, ani Wigfull nie powiedzieli ani slowa, zeby nie przerywac czegos, co wygladalo na poczatek wyznania. Jackman chyba zobaczyl oczekiwanie w ich oczach.

– Ujme to inaczej. Bylem gotow wziac na siebie czesc odpowiedzialnosci za to, co sie stalo. Oboje popelnilismy bledy. Odstreczylem od siebie Geny, gdyz nie udalo mi sie trafic do jej duszy. Jedyne, co moglem zrobic, to sprobowac usunac podejrzenia, ktore wobec mnie zywila.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату