– Tak. Nie wiem, czy ma to cokolwiek wspolnego ze smiercia Gerry. Caly ten rozglos towarzyszacy przygotowaniom do wystawy sprawil, ze ofiarowano mi pewna liczbe przedmiotow wiazacych sie z Austen – model statku, ktorego kapitanem byl kiedys brat Jane, Frank, kilka rysunkow piorkiem, przedstawiajacych postacie z powiesci, wczesne wydania w specjalnych oprawach i tak dalej. Wiekszosc nie nadawala sie do moich celow, ale w przeddzien wystawy ofiarowano mi dwa listy datowane na rok 1800, ktore gdyby okazaly sie prawdziwe, moglyby wywolac sensacje w srodowisku. Zostaly prawdopodobnie napisane przez Jane Austen do jej ciotki Jane, ktora od paru lat mieszkala juz w Bath.
– Ladny prezent! – skomentowal Wigfull.
Jackman, jakby bojac sie, ze przecenil znaczenie listow, dodal:
– Byly krociutkie i nie bylo w nich niczego nowego, ale i tak wzbudzilyby zainteresowanie naukowcow. Oczywiscie bez potwierdzenia autentycznosci nie moglem umiescic ich na wystawie. Bylem tym jednak podniecony, jak moze pan sobie wyobrazic, i chetnie pokazalbym je jako eksponaty, gdyby okazaly sie prawdziwe. Oczywiscie pokazalem je doktorowi Junkerowi. Lepiej niz ja znal charakter pisma Jane. Wedlug niego to ona je napisala.
– Naprawde? A jak pan wszedl w ich posiadanie?
– Dal mi je ktos, kto widzial mnie w telewizji, kiedy mowilem o wystawie. Ofiarodawca nie pragnal rozglosu, aja obiecalem, ze postapie zgodnie z jego zyczeniem. Mysle, ze stanowily czesc paczki starych listow, sprzedanych przez filateliste ze wzgledu na stemple pocztowe. To bylo, zanim wprowadzono znaczki i zanim zaczeto uzywac kopert. Listy pisano po jednej stronie kartki papieru, adresowano po drugiej, potem skladano i pieczetowano. Ofrankowania dokonywala poczta. Ludzie zbieraja je dla stempli pocztowych, a nie dlatego, zeby przylepione byly do nich rzadkie okazy znaczkow z okresu wiktorianskiego jak czarna jednopensowka. Czasem mozna je kupic za grosze.
– Chyba ze napisala to powiesciopisarka swiatowej slawy.
Jackman pozwolil sobie na przelotny usmiech.
– Chcial pan powiedziec: chyba ze sprzedajacy nie jest dosc madry, zeby wiedziec, co sprzedaje. Te byly podpisane: „Twoja kochajaca siostrzenica, Jane”. Kobiet o imieniu Jane bylo w 1800 roku bardzo duzo. Nalezalo wiedziec, ze pani Leigh Perrot to ciotka Jane Austen ze strony matki.
– Jaka cene osiagnalby list Jane Austen?
– Trudno powiedziec. Istnieje okolo stu piecdziesieciu listow i rzadko jakies nowe wyplywaja na aukcjach. Mysle, ze w Londynie mozna by uzyskac pieciocyfrowa sume.
– Ciekawe, czy ofiarodawca mial jakiekolwiek pojecie o ich wartosci – zastanawial sie Wigfull.
Jackman pokrecil glowa.
– To malo prawdopodobne. Mialem zamiar je zwrocic, gdyby okazaly sie prawdziwe.
Powiedzial to w czasie przeszlym i Wigfull zapytal:
– Cos poszlo nie tak?
Jackman wygladal na zazenowanego, kiedy przytaknal.
– Znikly z szuflady mojego biurka. Szkoda, ze nie zamknalem jej na klucz. Glupio, ze tego nie zrobilem. W tamten niedzielny wieczor, kiedy otworzylem szuflade, nie bylo ich. Oczywiscie wyjalem wszystko i przejrzalem wszystkie papiery. Wyciagnalem szuflade, zeby sprawdzic, czy nie wpadly pod nia. Zapytalem Gerry, czy ich nie zabrala z jakiegos powodu. Powiedziala, ze nie.
– Wiedziala o istnieniu listow?
– O, tak. Byla obecna przy tym, jak Junker je badal. Panowie, czulem sie jak zbity pies. Bylem pewien, ze ktos otworzyl szuflade i je zabral. Oczywiscie przeszukalem dom. Harowalem do polnocy, ale to bez sensu, bo przeciez listy nie mogly wyjsc z szuflady biurka. W koncu zrobilem wsciekla awanture Gerry i oskarzylem ja o kradziez. Coz to byla za cholerna ironia – musialem wygladac na takiego samego paranoika jak ona, kiedy oskarzala mnie, ze majstrowalem przy jej samochodzie. Wyraznie padlo mi na glowe.
Diamond wspaniale potrafil zachowac powsciagliwosc. Ale teraz nie wytrzymal i wlaczyl sie.
– Wsciekla awantura? Co pan chcial przez to powiedziec? Stlukl ja pan?
– Nie. Nie stosuje przemocy. – Jackman spojrzal na niego gniewnie, dotkniety tym podejrzeniem.
– Kiedy to bylo? W niedziele wieczor czy w poniedzialek rano?
– Chyba w poniedzialek.
– Chyba?
– Musialo to byc nad ranem. Mowilem, ze caly wieczor szukalem listow.
– Gdzie odbyla sie ta awantura? W sypialni? Jackman przybral mine zaszczutego czlowieka.
– Tak. Byla juz w lozku.
– Spala? Obudzil ja pan i oskarzyl o kradziez?
– Spokojnie – powiedzial Jackman. – Nie spala jeszcze.
– Nie chwycil pan jej, zeby nia potrzasnac?
– Jasne, ze nie.
– Powiedzial pan „wsciekla awantura”.
– Bylo duzo krzyku. Powiedzialem, ze je zabrala, zeby zrobic mi na zlosc. Kazalem jej powiedziec, gdzie sa.
– Prosze powiedziec, gdzie dokladnie pan stal, kiedy toczyla sie ta rozmowa – polecil Diamond.
Jackman zawahal sie, zmarszczyl czolo.
– Nie wiem. Chodzilem. Nie stalem w jednym miejscu.
– Podszedl pan do lozka?
– Mozliwe. Nie dotknalem jej, jesli o to panu chodzi. Nie dotknalem jej nawet palcem.
– Wtedy nie?
– Ani pozniej.
– Rano?
– Nie.
– Czasem, panie profesorze, ludzie urzadzaja wsciekle awantury i niewiele pamietaja z tego, co mowili i robili.
Diamond przeszedl na bardziej umiarkowane tempo. Przesluchania w rytmie, ktory wczesniej narzucil, przestaja dawac efekty po kilku minutach.
– Nie – upieral sie Jackman. – Pamietam dokladnie, co sie stalo. Krzyczelismy na siebie, a ona sie ze mnie wysmiewala, co jeszcze bardziej mnie zloscilo. Powiedziala, ze zasluzylem na to, zeby stracic te listy, skoro nie zamknalem ich na klucz. Oczywiscie miala racje, ale nie podobal mi sie sposob, w jaki mi to wypominala, bo przez caly czas ja podejrzewalem, ze zlosliwie je gdzies schowala. Po jakims czasie po prostu przestalismy.
– Okreslilby sie pan jako czlowieka wybuchowego? – zapytal Diamond, niechetnie ustepujac pola.
– Co to znaczy? Ze szybko trace kontrole nad soba? Nie, rzadko mi sie to zdarza.
– Ale wtedy sie zdarzylo.
– Tylko w tym sensie, ze spontanicznie wypowiedzialem zle mysli. Gdybym zaatakowal ja fizycznie, a pan pewnie chce, zebym to przyznal, sadzi pan, ze opowiadalbym panu o tym?
Diamond usmiechnal sie lagodnie.
– Czasem opowiadanie przynosi ulge.
Jackman mocno zacisnal usta. Diamond wycofal sie z potyczki i zrobil szeroki gest reka pod adresem swego asystenta.
– Czy rozwazal pan mozliwosc – spytal John Wigfull – ze listy zabral doktor Junker? – Byl to elegancki sposob na przywrocenie kontaktu.
Profesor milczal jeszcze przez chwile, ale w koncu zdecydowal sie odpowiedziec.
– Oczywiscie przyszlo mi to pozniej do glowy. Geny narzucala sie jako podejrzana, ale nie moglem wykluczyc Junkera. To nieprzyjemne, ale naukowcy nie sa ponad podejrzeniem, jesli chodzi o kradzieze. Sa bardzo zaabsorbowani swoimi badaniami i uwazaja, ze maja prawo uzyskac oryginalne dokumenty i pierwsze wydania, czasem nawet nieuczciwie. Kazdy bibliotekarz uniwersytecki ma w zanadrzu opowiesci, w ktorych wystepuja badacze o lepkich rekach. Odpowiadam wiec, tak, pomyslalem, ze nie mozna wykluczyc Junkera.
– Ale on juz wyjechal?
– Kilka godzin wczesniej. Tak jak mowilem. Zawiozlem go na stacje, zeby zdazyl na pociag o czwartej dwanascie do Paddington. W poniedzialek mial zamiar odwiedzic profesora Dalrymple’a z University College w