z dzialu teatrologii. Na pierwszy rzut oka jego tytul brzmial: W poszukiwaniu Pierrotow. Kiedy go zdjelam, zobaczylam, ze sie pomylilam. Perretow. Ksiazke napisal mieszkaniec Bath, Gcorge Perret. Traktowala ona o historii jego rodziny. Nie pasowala do naszych poszukiwan zwiazanych z Gay Street, wiec odlozylam ja na polke, ale pozniej, kiedy Greg opowiedzial mi historie pani Leigh Perrot, postanowilam sama wybrac sie do biblioteki i przyjrzec sie jej. Byc moze znalazlabym cos, co by go zainteresowalo… Pomyslalam, jak by to bylo cudownie, gdybym znalazla cos, o czym on nie wie, co przydaloby sie na wystawe i stanowiloby symboliczne podziekowanie za uratowanie Mata.

– Nie powiedziala pani tego profesorowi Jackmanowi?

– Nie. Nie bylam pewna, czy w ksiazce wspomniano o pani Leigh Perrot. – W tym momencie Dana Didrikson mocno zlozyla dlonie, splotla palce i przypominajac sobie tamta chwile, przestala sie kontrolowac. – Ale wspomniano – powiedziala z satysfakcja. – W samym srodku znajdowal sie akapit, w ktorym bylo napisane, ze wielu Perretow nie uznano za wartych wzmianki w archiwach, bo przestrzegali prawa. Inaczej pewnie zasluzyliby na jakas wzmianke,,jak niejaka pani Leigh Perrot”, ktora w 1800 roku sadzono w Taunton za kradziez sklepowa. – Wytrzeszczyla oczy, jak dziecko. – To nazwisko wstrzasnelo mna. To musiala byc ciotka Jane! A co bardziej ekscytujace, autor dodawal, ze w archiwum hrabstwa Wiltshire zachowal sie plik papierow relacjonujacych rozprawe i list podpisany przez kogos z rodziny Leigh Perrot.

– Archiwum Wiltshire to musi byc w Trowbridge – wtracil flegmatycznie Wigfull, wedlug Diamonda tylko po to, zeby popisac sie erudycja, ale przy okazji zepsul nastroj.

Na szczescie pani Didrikson byla zbyt podniecona wspomnieniami tamtych wydarzen, zeby przerwac. Opowiedziala, jak przy pierwszej nadarzajacej sie okazji wybrala sie do Trowbridge i zlozyla zamowienie na te dokumenty.

– Szczerze mowiac, przezylam rozczarowanie, kiedy je przede mna polozono. List zostal napisany przez kogos o nazwisku John Leigh Perrot i kiedy w koncu udalo mi sie odcyfrowac jego pismo, nie znalazlam tam niczego interesujacego. Protokoly z procesu byly bardzo nudne. Porozmawialam z pomocnikiem archiwalnym, czy aby nie ma czegos o ciotce Jane. Przejrzal, ale nic nie znalazl. Juz mialam dac za wygrana, kiedy wszedl ktos wyzej postawiony, archiwistka, jak sadze, i zapytala, kogo szukam. Sama przejrzala dokumenty, ktore zamowilam. Powiedziala, ze jeden z jej kolegow tym sie zajmuje. Krotko mowiac, zadzwonila, a tamta osoba potwierdzila, ze mniej wiecej w latach szescdziesiatych ktos zaproponowal archiwum sprzedaz sporej paczki listow rodziny Leigh Perrot. Zakupili tylko wybor. Sprzedawca nie mial pojecia o tym, ze listy maja zwiazek z Jane Austen. Dysponuja nazwiskiem czlowieka, ktory zaoferowal sprzedaz listow. To kapitan Crandley-Jones z Devizes.

– I pani go odszukala?

– Nie od razu. Zajelo mi to wiecej czasu, niz sie spodziewalam. Nie bylo go w ksiazce telefonicznej.

– Profesor Jackman nie wiedzial, ze jest pani na tropie listow? Pokrecila glowa.

– Nie powiedzialam mu ani slowa. Moglo z tego nic nie wyjsc.

– Potem skontaktowala sie pani z tym czlowiekiem z Devizes?

– Z jego zieciem. Kapitan zmarl, ale podano mi adres wykonawcy jego testamentu, ziecia, ktory mieszkal na wyspie Wight. Napisalam do niego i przez dwa tygodnie czekalam na odpowiedz. Myslalam, ze sprawa skonczona, a do otwarcia wystawy zostalo zaledwie kilka dni. Wreszcie pewnego wieczoru, w pierwszym tygodniu wrzesnia, zatelefonowal do mnie. Powiedzial, ze przegladal papiery kapitana i znalazl kwit poswiadczajacy sprzedaz zbioru szescdziesieciu trzech listow rodziny Perrot. Szescdziesieciu trzech! Nabywca byl filatelista z Crewkerne o nazwisku Middlemiss. Kupil calosc w 1979 roku za sto piecdziesiat funtow. Pojechalam tam nastepnego dnia i tym razem mialam szczescie… wiecej szczescia, niz moglam sobie wymarzyc. Pan Middlemiss nadal mieszkal pod tym samym adresem i nadal mial wiekszosc listow Perrotow. Kupil je, bo na niektorych byly wczesne znaczki pocztowe, ktore, jak sadze, sprzedal z niezlym zyskiem. Reszte wlozyl do pudla i od tamtego czasu ich nie ruszal. Wyciagnal pudlo i pozwolil mi przejrzec zawartosc. – Pani Didrikson na chwile zacisnela powieki. – Nie umiem opowiedziec, jak bardzo bylam podniecona, kiedy przegladalam te pokryte kurzem, stare listy. Przechodzily przez wiele rak i obejmowaly chyba okres osiemdziesieciu lat. W niektorych wyciete byly kwadraty, tam, gdzie naklejono znaczki pocztowe. Na szczescie te, ktore mnie interesowaly, zostaly napisane, zanim wprowadzono znaczki, a nie pamietam, kiedy je wprowadzono.

Wigfull, jak prymus klasowy, podpowiedzial date: 1840. Ale Dana Didrikson zbyt pochlonieta byla opowiescia, zeby to zauwazyc.

– Wyobrazcie sobie, jak sie czulam, kiedy znalazlam dwa krotkie listy z 1800 roku, zaadresowane do pani Jamesowej Leigh Perrot, w domu straznika, wwiezieniu Ilchester, podpisane: „Twoja kochajaca siostrzenica Jane”. Znalazlam zyle zlota.

– Czy Middlemiss zdawal sobie sprawe z ich znaczenia? – zapytal Diamond.

– Obawiam sie, ze mu nie powiedzialam.

– Nieladnie.

Wziela to za powazna nagane.

– Nie bylabym w stanie pozwolic sobie na cene, ktorej by zazadal. A tak chcial za nie trzydziesci funtow, bo myslal, ze prowadze badania historii mojej rodziny. Zaplacilam gotowka i wyszlam. Czy to nieuczciwe?

– Nie, to czysta gra – powiedzial Diamond. – Pierwsza zasada wolnego rynku: przedmiot nie jest wart ani wiecej, ani mniej, niz nabywca jest gotow zaplacic. Stawial swoja wiedze przeciwko pani wiedzy. Pani byla dosc madra, zeby wiedziec, ze to jest cos warte, a on nie. Bylaby pani glupia, gdyby go pani oswiecila. Moze pani spac spokojnie, tyle ze mogla pani zbic cene do dwudziestu pieciu funtow. Zwykle sa gotowi sie targowac.

– Wiem, ale nie moglam juz wytrzymac napiecia.

– I szybko pani wyszla.

– I pojechalam do domu, wyobrazajac sobie chwile, kiedy wrecze je Gregowi.

– Nadal pozostala pani z nim w kontakcie?

Pani Didrikson zawahala sie, chwycila za brzeg stolu obiema rekami i odchylila sie do tylu, jakby wyczula w pytaniu pulapke.

– Widzialam go kilka razy, kiedy zabieral mojego syna na plywalnie.

– I na krykieta, i na swieto balonow – podpowiedzial jej Wigfull z subtelnoscia mlota kowalskiego.

To dalo efekt.

– Wyglada na to, ze wszystko juz wiecie – powiedziala ozieble. Po nieprzyjemnej przerwie Wigfull sprobowal naprawic szkode.

– Chodzi mi o to, ze profesor poswiecal swoj czas, zeby byc mily dla pani syna.

– No, tak – przyznala.

– Co dawalo pani kolejny powod, zeby ofiarowac mu listy Jane Austen.

– Kiedy je pani przekazala? – zapytal Diamond – Tego samego wieczoru?

Znow zrobila przerwe przed udzieleniem odpowiedzi. Potok slow skonczyl sie, a Diamond wiedzial, kog o ma o to winie.

– Nie – odparla w koncu. – Kilka dni pozniej.

– W przeddzien wystawy, jak slyszalem – powiedzial Diamond. – Dlaczego tak pozno?

W sposobie, w jaki odrzucila reka wlosy, objawilo sie jeszcze wieksze skrepowanie.

– Bo, hm… Kiedy wrocilam z Crewkerne, mialam… obrzydliwa scene z Geraldine Jackman. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu zastalam ja u siebie w domu, siedziala w saloniku i pila kawe.

– Sama?

– Nie. Bylo tak: kiedy Mat plywal z Gregiem w Claverton, ktos zadzwonil do domu Jackmanow z Chawton, to domek w Hampshire, w ktorym zorganizowano muzeum Jane Austen, i powiedzial, ze Greg uzyskal zezwolenie na wypozyczenie kilku dodatkowych eksponatow na wystawe. Az sie palil, zeby zaraz pojechac do Chawton i poprosil Geraldine, zeby podwiozla Matthew do domu swoim samochodem, co tez uczynila. Mat uznal, ze byloby uprzejmie zaprosic ja na kawe, a ona natychmiast sie zgodzila. Tak ich zastalam. Nie jestem w stanie zrozumiec, skad wzial sie ten zlosliwy i zupelnie niesprowokowany atak. Rzucila sie na mnie w chwili, kiedy weszlam do wlasnego saloniku.

Diamond blyskawicznie wymienil spojrzenia z Wigfullem, zeby przypadkiem znowu jej nie przerwal.

– Chodzi o atak fizyczny?

– Nie, nie uderzyla mnie, ale natarla tak mocno, ze odczulam to prawie fizycznie. Wlasciwie wtedy spotkalysmy sie po raz pierwszy, rozumie pan. Kilka tygodni wczesniej rozmawialysmy telefonicznie, kiedy

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату