morderstwa.
– Mozemy wrocic do rozmowy? – zapytal.
– Nie mam nic wiecej do powiedzenia. – Nie musiala tego mowic. Mogl odczytac odmowe z ulozenia jej ramion.
Kiwnal glowa do Wigfulla, zeby zalozyl nowa tasme i nagral informacje wstepne. Kiedy mial to za soba, przypomnial jej formalne ostrzezenie i dodal.
– Wlasnie otrzymalismy nowe informacje na pani temat. Nie przynioslo to spodziewanego efektu.
– Wiemy, ze odwiedzila pani Geraldine Jackman w dniu, kiedy zostala zamordowana. Widziano pania…
Tym razem wstrzasnal nia dreszcz, probowala go ukryc, udajac, ze pociera sobie ramiona.
Diamond dokonczyl zdanie:
– …wiec musi byc cos wiecej do powiedzenia.
Wigfull odezwal sie, przybierajac nowy, nieagresywny styl.
– Moze pani usiadzie?
Odwrocila sie przez ramie, niezdecydowana, co robic, a potem podeszla do stolu i zajela miejsce naprzeciwko Diamonda. Oczy jej blyszczaly, jakby w jej mozgu dzialo sie zbyt wiele, zeby mogla wlasciwie zinterpretowac to, co widzi.
– Przyznaje pani, ze weszla do tego domu? – zapytal Diamond. Opuscila glowe, co mozna bylo odczytac jako przytakniecie.
– Dlaczego? – zapytal Diamond, odchodzac od przesluchania strukturalnego, ktore sam zaproponowal. – Dlaczego pani tam weszla?
Odpowiedziala szeptem zbyt cichym, zeby mogl go zarejestrowac magnetofon.
– Poprosic ja, zeby oddala listy.
– Geraldine? Pokiwala glowa.
– Bylam pewna, ze schowala je gdzies w domu. – Powiedziala to nieco glosniej, oczy znow zaczely spogladac inteligentnie. – To oczywiste, ze je zabrala.
– Skad pani wiedziala, ze zaginely? – zapytal Wigfull.
– Wczesnie rano zadzwonil do mnie Greg, okolo wpol do osmej. Myslal, ze zabral je doktor Junker. Pojechal za nim pociagiem do Londynu.
– Ale dlaczego mialby pani o tym mowic?
– Byl pewien, ze Geraldine zadzwoni do mnie, tylko po to, zeby zatriumfowac. Nie chcial, zebym uslyszala to od niej.
Diamond uznal, ze wyjasnienie jest prawdopodobne. Zgadzalo sie z podejrzeniami, jakie Jackman zywil wobec zony.
– I Geraldine zadzwonila?
– Nie. – Pochylila sie do przodu, ciemne oczy znow zrobily sie twarde. – Co jeszcze bardziej mnie przekonywalo, ze ma te listy. Greg sie mylil, ja nie: ona je miala. – Powiedziala „ona” z nieskrywana pogarda, z pelnej pasji nienawiscia, ktorej nie wymazalo zabojstwo. Nienawisc miedzy tymi kobietami musiala przybrac wieksze, znacznie wieksze rozmiary niz usprawiedliwialyby to opisane do tej pory fakty.
Diamond wiedzial, ze moze zboczyc z glownej linii przesluchania i tym razem trzymal sie relacji z tego, co stalo sie w ow fatalny poniedzialek.
– Co pani postanowila z tym zrobic?
– Z poczatku nic. Odczekalam kilka godzin, wreszcie dotarlo do mnie, ze jest lajdaczka. Bylam tak zdenerwowana, ze zadzwonilam do szefa i pod byle jakim pretekstem wzielam sobie zwolnienie. Okolo wpol do dziewiatej zawiozlam Matthew do szkoly i zrobilam zakupy w Bath. Wypilam kawe w jednym z barow przy stacji autobusowej i zaczelam myslec. Kiedy tak siedzialam, przypomnialam sobie cos, co powiedziala Geraldine, kiedy wreczalam listy Gregowi. Ze to smiecie. Stare, zbutwiale szpargaly bez literackiej wartosci.
To zdanie, przypomnial sobie Diamond, uslyszeli w prawie tym samym brzmieniu od doktora Junkera. Dana Didrikson wczesniej o tym nie mowila.
– Musicie zrozumiec, jaka przerazajaca mysl powstala mi w glowie. – szukala na ich twarzach wspolczucia. – Bez zastanowienia zniszczylaby te cenne listy. Przylozylaby do nich zapalke, zeby tylko nie powiedziec Gregowi, ze je schowala ze zlosliwosci. Tylko ja moglam ja powstrzymac. To, zeby ja powstrzymac bylo wazniejsze niz obawy przed ponowna scysja.
– I pojechala pani do Brydon House?
– Tak.
– O ktorej godzinie?
– Kiedy tam dotarlam? Chyba okolo wpol do dwunastej. Moze troszke wczesniej. Zadzwonilam do drzwi. Nikt nie odpowiadal, wiec przyjelam, ze wyszla. Obeszlam dom, zeby zobaczyc, czy drzwi nie sa otwarte. I byly. Te od tylu. – Przerwala i zapatrzyla sie na grzbiet swojej lewej dloni, jakby zbyt meczace wspomnienie nie pozwalalo jej mowic dalej.
– Weszla pani? – nalegal Diamond.
– Tak.
– No i?
– Zawolalam. Zawolalam ja pare razy po nazwisku. Nie otrzymalam odpowiedzi. Postanowilam szukac listow sama.
– Prosze mowic dalej.
– Zaczelam od sypialni. Gdybym byla na jej miejscu, tam bym je schowala. Weszlam na schody i jeszcze raz ja zawolalam, na wypadek gdyby wczesniej nie slyszala. Znalazlam ich sypialnie i zajrzalam do srodka. Byla tam.
– Co?
– W lozku. Byla w lozku. Diamond nie spuszczal z niej wzroku.
Wygladalo to tak, jakby Dana Didrikson nie potrafila wydusic z siebie, ze Geraldine lezala martwa, ale widac to bylo po sposobie, w jaki to powiedziala. To wlasnie chciala przekazac.
Diamond zareagowal z poczatku tak, jakby byla to kolejna proba przerwania przesluchania. Nie uwierzyl.
Najwyrazniej Wigfull tez.
– Mowi pani powaznie?
– Mowie, co widzialam – odparla. Zdjela dlonie ze stolu, ale pod blatem scisnela je tak mocno, ze glowa i ramiona zadrzaly.
– Musze prosic – powiedzial Diamond – zeby zeznala pani jasno do protokolu. Powiedziala pani, ze lezala na lozku.
– Tak.
– I…?
– Byla martwa – wyszeptala.
– Jest pani pewna?
– Nie wymyslilam sobie tego.
– Niech pani opisze, co pani zobaczyla. Gleboko zaczerpnela powietrza.
– Lezala twarza do gory. Oczy miala otwarte, jakby gapila sie na sufit. Wreszcie… wreszcie zobaczylam, ze sa nieruchome. Jej twarz miala koszmarny kolor, jakby nalozyla maseczke kosmetyczna. Wargi miala niebieskie.
Zsinienie, szczegolnie warg i uszu, to znaki asfiksji.
– Dotykala jej pani, szukala pulsu, czy cos takiego?
– Nie. Byla martwa. To oczywiste.
Zmusili ja do szczegolowego opisania tej sceny, jakby akceptowali kazde jej slowo. Diamond ustalil podstawowe zasady: sprawdza fakty, ktore im podala. Metoda polegala na tym, ze naklonia ja do mowienia i stlumia sceptycyzm do chwili, gdy nadarzy sie okazja.
Cialo, powiedziala, lezalo wzdluz lozka, przekrwiona, posiniala twarz i rozrzucone kasztanowe wlosy z jednej strony, czesc pod poduszka, ktora lezala obok jej glowy, tam, gdzie powinna. Ramiona miala pod jasnozielona koldra. Pani Didrikson nie podnosila koldry ani nie dotykala ciala, ale z odkrytej czesci ramion poznala, ze Geraldine ma na sobie nocna koszule bez rekawow. Nie zauwazyla zadrapan na skorze.
W sypialni nie bylo widac wyraznych sladow walki, nie liczac pustego, szklanego kubka, ktory lezal