Po wyjsciu Wigfull byl na tyle wspanialomyslny, ze przyznal sie do nadgorliwosci i powiedzial, ze potrzebne bedzie wsparcie kryminalistyczne.
– Musimy tez sprawdzic, czy w jej samochodzie pozostaly jakies slady.
– Tak, mialem zamiar poprosic ja rano o kluczyki.
– Nie ma potrzeby. – Wigfull pogmeral w kieszeni i zamachal kolkiem z kluczykami przed nosem Diamonda. – Ostatnio ja nim jechalem, pamietasz?
Przemadrzaly dupek, pomyslal Diamond.
Rozdzial 3
Nastepnego dnia wylegiwal sie do osmej, potem zjadl przyzwoite sniadanie. Wlasciwie dlaczego nie? Nie musi byc w Bath od rana. Zebranie odciskow palcow i pobranie krwi wyznaczono na wpol do dziewiatej, w mniej wiecej tym samym czasie bedzie badany samochod. Niech Wigfull przez te godzine pobawi sie w szefa grupy dochodzeniowej.
Pokrzepiony sniadaniem Peter Diamond pojechal do srodmiescia dopiero wtedy, gdy slonce stalo juz na tyle wysoko, ze z polozonej na zboczu Wells Road widac bylo szeregi georgianskich domow. Znajomy, niemniej imponujacy widok: lsniace tarasy z wapienia pokryte dachami z lupku niebieskoszarego jak niebo w Lansdown. Na pierwszym planie neogotycki wiadukt kolejowy na ostrych lukach wtapial sie w krajobraz. Z tej perspektywy gorowaly nad nim sterczyny wiezy opactwa, a calosc lagodzily plamy zlotych i miedzianych lisci. W taki dzien Diamond prawie chcial zapomniec, ze za wiekszoscia tych eleganckich ulic i zakoli kryly sie poczerniale paskudztwa budowlane, wydane od dwustu lat na zer pogody, murarzy i hydraulikow. Prawie, ale nie zupelnie. Policjant, ktory w nim tkwil, nie byl w stanie przeoczyc tej ukrytej strony tak, jak nie ocenial obywateli Bath wylacznie z pozorow.
Mial nadzieje, ze cynizm nie zatrul na stale jego charakteru. Wolal myslec o tym raczej jako o doswiadczeniu zawodowym. Stajac przed wzorcem niewinnosci, takim jak biskup czy florystka, trzeba byc bardzo czujnym, zeby uniknac niedbalosci w mysleniu. Sprawa pani Jackman dosadnie ilustrowala te zasade. Czy jakikolwiek zahartowany w bojach policjant bylby sklonny uwierzyc, ze profesor uniwersytetu zostal nafaszerowany srodkami nasennymi i niemal spalony przez paranoiczna zone i ze godna szacunku pracujaca matka udusila te wstretna kobiete i wrzucila jej cialo do jeziora? Ale gdyby go naciskano, zeby oskarzyc pania Didrikson na podstawie do tej pory zebranego materialu dowodowego, wzbranialby sie. Z pewnoscia unikala odpowiedzi, byla oporna, ale nie byl tak pewien jej winy jak Wigfull. Uniki zdyskredytowaly ja, ale potrzeba bylo jeszcze dowodow. Spodziewal sie, ze nadejda pod koniec dnia z laboratorium kryminalistycznego. I pod koniec dnia bedzie mu przykro; w glebi ducha zywil szacunek do kobiet. Byc moze po blizszej analizie znalazloby sie w nim nawet iskierke romantyzmu.
Potem duch jak zwykle w nim upadl na widok kwadratowego, typowo urzedowego budynku wcisnietego miedzy kosciol baptystow a panstwowy parking. Najlepsze, co mozna powiedziec o komisariacie przy Manvers Street, bylo to, ze miescil sie w jednym z nielicznych budynkow w Bath, ktore z tylu wygladaly nie gorzej niz z przodu. W srodku krolowala typowa, skapa architektura powojenna. Szare, funkcjonalne, obudowane tania boazeria, oswietlone swietlowkami miejsce pracy sprawialo, ze trzeba sie bylo wysilac, by radosnie rozpoczac dzien. Jego: „Piekny dzis dzien, co?”, nie wywolalo reakcji, co bylo zrozumiale, chociaz niepokojace. Nie byl przyzwyczajony, zeby go ignorowano, i przyszlo mu na mysl, ze wszyscy wiedza cos, co go dyskredytuje i nie chca podzielic sie z nim zla nowina. Sierzant w dyzurce nagle zaczal wertowac ksiazke telefoniczna, a operatorzy komputerow w centrum koordynacyjnym jak zahipnotyzowani wpatrywali sie w monitory. Wygladalo to groznie, jak u Kafki. Wreszcie przyciagnal uwage Croxleya i zapytal go, co sie dzieje z Wigfullem. Ku swemu oslupieniu dowiedzial sie, ze jego asystent rozmawia z zastepca szefa policji. Tort pojawil sie bez ostrzezenia o dziewiatej i chcial sie widziec z Diamondem. Wkrotce potem Wigfull zostal wezwany na gore. Byla dziewiata czterdziesci osiem.
Diamond pocieszal sie, ze najbardziej oczywistym powodem wizyty bylo splyniecie oficjalnych egzemplarzy raportu ze sprawy Missendale’a i panu Tottowi kazano wreczyc mu jeden z nich osobiscie. Jesli tak, nie ma sie co przejmowac. Pozne przybycie nie powinno sprawic problemu; mogl przedstawic sto powodow, dla ktorych sluzbowo musial wybrac sie gdzie indziej. Ale nadal nie rozumial, co ma do tego Wigfull. A fakt, ze zastepca komendanta robil za chlopca na posylki, byl rzeczywiscie dziwny.
Poszedl na ostatnie pietro, do wylozonego dywanami pokoju narad, w ktorym podczas rzadkich wizyt instalowal sie Tott. Dziewczyna postawiona na czujce w przedpokoju poprosila, zeby poczekal. Jesli John Wigfull tlumaczyl sie za niego, to robil to bardzo dlugo. Minelo kolejne dziesiec minut, zanim otworzyly sie drzwi i stanal w nich Wigfull. Na widok Diamonda rozlozyl rece i wzruszyl ramionami na znak, ze jest bezsilny wobec tego, co sie dzieje. Diamond na migi zapytal, o co chodzi, ale w drzwiach pokazal sie zastepca szefa policji i kiwnal na niego palcem.
– Zamknij za soba drzwi.
O zgrozo, nie poproszono go, zeby usiadl. Tott, dzis w mundurze, caly w galonach i srebrnych guzikach, stanal po przeciwnej stronie owalnego stolu. Na blacie stala filizanka z podstawka, talerzyk z dwoma herbatnikami, sluzbowa czapka Totta i jego biale rekawiczki, ale nie bylo egzemplarza raportu ze sprawy Missendale’a. Wygladalo na to, ze Tott nie ma ochoty zabrac glosu. Stal nieruchomo, jak figura z wosku w muzealnym kostiumie, zastepca szefa policji z poczatku XX wieku. Diamond pomyslal mimochodem, ze to chyba poczatki paranoi; mial wrazenie, ze przesladuja go mezczyzni ze smiesznymi wasami.
Pomyslal, ze lepiej bedzie przeprosic za pozne przybycie.
Jego wypowiedz zostala zignorowana, ale wydobyla wreszcie glos z Totta.
– Dowiedzialem sie od inspektora Wigfulla, ze masz zamiar oskarzyc te pania Didrikson o zamordowanie Jackman.
– To mozliwe.
– Mozliwe? Tylko tyle?
– Nic wiecej, dopoki nie splyna raporty z laboratorium.
– Ale przetrzymales ja przez noc?
– Tak, panie komisarzu.
– I nadal jest na dole?
– Tak sadze.
To spotkanie bylo wyraznie mniej przyjazne niz poprzednie. Tott z wyrazem zaklopotania wypuscil powietrze i zaczal przechadzac sie po drugiej stronie pokoju.
– Lepiej szczegolowo opowiedz, jak przebiegalo jej zatrzymanie. Rozumiesz, mam juz raport Wigfulla.
– Czy cos jest na rzeczy? – zapytal Diamond z nadzieja, ze dowie sie czegos, zanim zacznie mowic. Najwyrazniej cos bylo na rzeczy.
– Czekam, komisarzu.
Blad w procedurze? Sam siebie o to pytal, przedstawiajac tok wydarzen. Jakies blahe naruszenie Ustawy o policji i ewidencji kryminalnej? Kiedy skonczyl, Tott powiedzial:
– Chlopiec.
– Matthew?
– Tak. Probowal powstrzymac was przed wejsciem do domu?
– Chcielismy rozmawiac z jego matka, jak juz mowilem.
– A on stawil opor przy wejsciu?
– Zrobil nawet wiecej. Kopnal mnie.
– Dwunastolatek?
– Trafil tam, gdzie boli najbardziej.
– I zemsciles sie?
Diamond z paralizujaca jasnoscia zrozumial, w ktora strone dryfuje to przepytywanie.
– Tak nie bylo. Chwycil mnie, a ja odepchnalem go tak, jak to panu przedstawilem.
– Zapomniales jednak dodac, ze uderzyl sie o sciane.
– To byl bardzo waski korytarz.
– Zaprzeczasz, ze zostal rzucony o sciane i uderzyl w nia glowa? Chociaz umysl pracowal mu z