przerwy, kiedy mogl siasc na stolku. Klientela byla glownie nastoletnia – wpadali na chwile z dyskoteki po drugiej stronie ulicy – z reguly rozsadna, ale niezbyt ciekawa i nieoszalamiajaca klasa. Stanowila przeciwwage dla malych klientow Swietego Mikolaja z wczesniejszych godzin. Nawet najbardziej urocze dzieciaki wyrastaja na nastolatkow.
Mijaly tygodnie, a z nimi praca w roli Swietego Mikolaja. Razem ze Steph spedzili spokojnie Boze Narodzenie. Od chlopakow z wydzialu zabojstw przyszla kartka z posepna scena przestawiajaca zniedoleznialego starca ciagnacego sanie po zasniezonej drodze. Pewnie tak wyobrazali go sobie w nowym zyciu. Podpisali sie wszyscy, wlaczajac Wigfulla. Kiedy popatrzyl na nazwiska – Keith Halliwell, Pady Croxley i Mick Dalton – wydaly mu sie obce. Byla to wskazowka, ze i tak musialby odejsc.
Pewnego wieczoru, w polowie stycznia, musial mocno sie zastanowic, zanim przypomnial sobie nazwisko czlowieka w czarnej, watowanej kurtce, ktory wszedl do Starej Lektyki i zagadnal:
– Jak sie masz? Powiedziano mi, ze moge cie tutaj znalezc. – Glos z akcentem raczej z Yorkshire niz z West Country. Przenikliwe spojrzenie, szeroka twarz i czarny wasik profesora Gregory’ego Jackmana.
Diamond skinal glowa, jak przystalo na barmana.
– Co ci moge podac, profesorze?
– Koniak. Wypij ze mna jednego.
Uprzejmie odmowil, dajac jasno do zrozumienia, ze drinki go nie skusza. Niezaleznie od tego, czy wizyta wynikala z ciekawosci, czy miala jakis wyzszy cel, dostojna wynioslosc wydawala sie wskazana.
– Powiedziano mi, ze wystapiles z policji – podjal Jackman, upiwszy lyk koniaku. Wybral wieczor, kiedy dyskoteka byla zamknieta i w pubie znajdowala sie zaledwie garstka pijacych przy stolach, w pewnej odleglosci od baru.
Diamond zakrzatnal sie przy zmywaniu szklanek, a Jackman sam skomentowal to, co stalo sie, odkad widzieli sie ostatnim razem.
– To dran.
Nie podnoszac wzroku, Diamond powiedzial.
– Daje sobie rade.
– Chodzi mi o to, ze rzuciles to w diably. To naprawde pograzylo Dane.
– Daj spokoj, dobrze? – powiedzial Diamond. – Dla mnie to zamkniety rozdzial.
– Dla Dany nie. Oskarzono ja o przestepstwo, ktorego nie popelnila. Jesli niczego sie nie zrobi, zostanie skazana na dozywocie.
– Spodziewasz sie, ze cos z tym zrobie?
– Ona potrzebuje pomocy.
Diamond odwrocil sie tylem i siegnal po kolejne puste szklanki.
– To robota dla adwokatow.
– Rozmawialem z jej obronca. Nie wie, jak zareagowac na stanowisk prokuratury.
Diamond wlozyl szklanki do wody.
– A wiec juz to zrobila. – Jesli nawet jego obojetnosc na dole pani Didrikson wygladala na bezdusznosc, nie mial przeciez obowiazku oszczedzac uczuc Jackmana.
Jacys nowi goscie, grupka pieciorga Amerykanow, weszli do pubu i staneli obok baru, ustalajac, kto powinien postawic kolejke i co wezma do picia. Jackman zamilkl. Poczekal, az dostana drinki i zabiora je do stolu.
– Przeciez nie wierzysz, ze jest zabojczynia? – powiedzial.
– To, w co wierze czy nie wierze, ma teraz takie samo znaczenie, jak moje zdanie na temat tunelu pod kanalem czy kaplanstwa kobiet – powiedzial Diamond. – Wolalbym nie przedluzac tej rozmowy, profesorze.
– Greg. Mowiles do mnie Greg, kiedy mnie przesluchiwales. Diamond westchnal, niesklonny uwierzyc, ze inteligentny czlowiek tak sie wzial na sztuczke sledczego.
– Jak mam do ciebie dotrzec? – zapytal Jackman.
– To nie jest pytanie – powiedzial Diamond. – Pytanie brzmi, czego ode mnie chcesz? A odpowiedz brzmi, ze nie mam nic do zaoferowania poza drinkami.
– Zyles ta sprawa tygodniami. Zrobiles podstawowa prace. Musiales wpasc na inne teorie, nawet jesli pozniej zostaly odlozone na bok. Oto, jak mozesz pomoc, proponujac sciezki, ktorych nie wzielismy pod uwage.
– My?
– Jej obrona. Mowilem ci, ze jestem w kontakcie z jej adwokatka.
– Czy to rozsadne? – zapytal Diamond zaintrygowany, choc postanowil nie dac sie w to wplatac. – Prokuratura z pewnoscia bedzie chciala ustalic, jakie byly stosunki miedzy toba a Dana Didrikson. Zajmujac sie jej sprawa, mozesz im dac karte atutowa.
Jackman przejechal reka po wlosach i karku i tam ja zatrzymal.
– Wiem. Oto dylemat. Ale jestem w to zaangazowany. Zaangazowany calym sercem. Moge byc z toba szczery? Miedzy Dana a mna nie ma zwiazku takiego, jak to sie najczesciej rozumie. Nie poszlismy do lozka. Nigdy nawet nie rozmawialismy o tym. Ale przez te trudne tygodnie zaczalem uwazac ja za kogos… Spojrzmy prawdzie w oczy. Obchodzi mnie to, co sie z nia stanie. Chce ja wyciagnac z tego bagna. A ty masz racje. Moje zaangazowanie moze jej teraz tylko zaszkodzic. Boze, mowie jak postac z trzeciorzednej powiesci.
Diamond poczul stopniowo narastajace skrepowanie, ktore czuje sie, gdy ktos obnaza przed toba swoja dusze. Do tej pory uwazal Jackmana za twardego naukowca, wytwornego i opanowanego.
Ale obnazanie duszy jeszcze sie nie skonczylo.
– A Dana okazala wzruszajaca wiare we mnie.
– W jaki sposob?
– Zastanow sie, dlaczego nie zadzwonila na policje w dniu, kiedy znalazla cialo Gerry. Weszla do domu i znalazla ja martwa na lozku. Kazdy uznalby, ze zabilem zone, prawda?
Diamond zareagowal neutralnym skrzywieniem warg. Jackman mowil dalej, podekscytowany:
– Jest dla mnie niewiarygodnie dobra. Nie zadzwonila na policje nawet wtedy, gdy w jeziorze znaleziono cialo. Kiedy przyszliscie ja przesluchac, probowala uciec. Wszystko to jest bardzo podejrzane w oczach prawa. Ale ja jestem pewien, ze robila to, zeby mnie chronic. Nie chciala, by na podstawie jej zeznan oskarzono mnie o zabojstwo.
– Skad wiesz, ze uciekala?
– Od jej adwokatki. Ma akta policyjne z wszystkimi oswiadczeniami.
– Skoro tak – powiedzial Diamond – to jestes lepiej poinformowany ode mnie. Do czego sie przyznala?
– Tylko do tego, ze weszla do domu i znalazla cialo.
– Trzyma sie tego?
– Oczywiscie.
W tym „oczywiscie” nie bylo udawania. Diamond powinien mocno wierzyc w niewinnosc Dany Didrikson. A jednak nadal nie byl przekonany. Juz nieraz slyszal takie uwagi od zakochanych mezczyzn. Albo winnych mezczyzn.
– Czy adwokatka omowila z toba dowody z laboratorium kryminalistycznego?
Jackman westchnal i rozlozyl rece w gescie bezradnosci.
– Nie moglo byc gorzej. Ustalono, ze to jej samochodem przewieziono zwloki. W bagazniku znaleziono czastki naskorka i troche wloskow ze skory. Naukowcy udowodnili za pomoca analizy DNA, ze pochodzily z ciala mojej zony.
Stwierdzenie, ze nie moglo byc gorzej, nie bylo przesada. Sprawa byla teraz zapieta na ostatni guzik.
Litujac sie nad stanem umyslu tego czlowieka, Diamond zlagodzil swoje wnioski.
– Rozumiem twoj niepokoj, profesorze. W dzisiejszych dniach nie da sie wygrac z naukowcami. Kiedys dowody z laboratorium kryminalistycznego podlegaly roznym interpretacjom. Kazda ze stron miala swoj zestaw bieglych. Ale po wprowadzeniu testow DNA to sie skonczylo. W obliczu takich dowodow sam oskarzylbym pania Didrikson o zabojstwo. – Cholerna ironia, pomyslal, kiedy to powiedzial. Peter Diamond przyznajacy nieomylnosc ludziom w bialych kitlach.
– Z pewnoscia jest tu miejsce na watpliwosci – powiedzial Jackman. – A jesli to ktos inny korzystal z tego samochodu?
– Chcesz powiedziec, ze wypozyczyla go mordercy? Musialbys ja zapytac. Nic na ten temat nie powiedziala, kiedy ja przesluchiwalem.
– A powinna. Na tamtym etapie nie wiedziales, ze samochod zostal wykorzystany do przewiezienia zwlok