przyznaje, ze nie calkiem pamietam, dlaczego uznalem to za konieczne.
Wieko zatrzasnelo sie. I otworzylo.
— Dziekuje.
Nie warto bylo sie zastanawiac, jak to sie dzieje, podobnie jak nad tym, czemu pranie wraca swiezo wyprasowane.
Straznicy nadal bardzo rozsadnie pozostawali nieprzytomni, ale Rincewind z przyzwyczajenia schowal sie za stosem jakichs skrzynek, by sie przebrac. Byl takim osobnikiem, ktory przebieralby sie za drzewem, nawet gdyby zyl calkiem sam na bezludnej wyspie.
— Zauwazyles cos dziwnego w tym zaulku? — rzucil nad skrzynkami. — Nie ma rynien. Nie ma rynsztokow. Nigdy tu nie slyszeli o deszczu. Mam nadzieje, ze jestes Bagazem, a nie jakims kangurem w przebraniu? Po co w ogole pytam? Na bogow, alez przyjemnie… No dobrze, idziemy…
Bagaz znowu otworzyl wieko i z wnetrza spojrzala na Rincewinda mloda kobieta.
— Kim…? Aha, jestes tym slepcem — powiedziala.
— Slucham?
— Przepraszam… Darleen powiedziala, ze musisz byc slepy. No, wlasciwie to powiedziala, ze musisz byc piekielnym slepcem. Mozesz mi pomoc stad wyjsc?
Rincewind uswiadomil sobie, ze dziewczyna gramolaca sie z Bagazu to Neilette, trzecia z zalogi Letycji i ta, ktora w porownaniu z dwoma pozostalymi wydawala sie calkiem zwyczajna, a z pewnoscia mniej… no, krzykliwa nie bylo moze wlasciwym slowem. To wlasciwe brzmialo raczej „przytlaczajaca”. Tamte dwie wypelnialy do granic otaczajaca je przestrzen. Wezmy Darleen, dame, ktora ostatni raz widzial trzymajaca z wdziekiem mezczyzne za kolnierz, zeby latwiej bic go po twarzy. Gdyby weszla do pokoju, nie byloby tam nikogo, kto nie zdawalby sobie sprawy, ze to uczynila.
Neilette byla po prostu… normalna. Strzepnela jakis brud z sukienki i westchnela.
— Widzialam, ze zaraz wybuchnie nowa bojka, wiec schowalam sie w Kuferce — wyjasnila.
— Kuferka, tak? — rzucil Rincewind.
Bagaz zachowal dosc przyzwoitosci, by wygladac na zawstydzony.
— Gdzie sie zjawia Darleen, wczesniej czy pozniej zawsze wybucha bojka — opowiadala Neilette. — Nie uwierzylbys, jakie rzeczy wyczynia z butem na szpilce.
— Jedna widzialem. Nie mow mi o pozostalych. Ehm, moge ci w czyms pomoc? Tylko ze ja i Kuferka… — Kopnal Bagaz. — Planujemy stad wyjechac, prawda… Kuferko?
— Och, nie kop jej, byla bardzo pomocna.
— Doprawdy? — zdziwil sie Rincewind.
Bagaz odwrocil sie, zeby Rincewind nie widzial wyrazu jego zamka.
— O tak. Mysle, ze ci gornicy z Cangoolie by… bardzo niemilo sie zachowali wobec Letycji, gdyby Kuferka nie wkroczyla miedzy nich.
— Wkroczyla na nich, jak przypuszczam.
— Skad wiesz?
— Och, Ba… Kuferka jest moja. Rozdzielilismy sie.
Neilette probowala przygladzic wlosy.
— Dla innych to wszystko jedno — poskarzyla sie. — Musza tylko zmienic peruki. Piwo moze i jest dobrym szamponem, ale nie w puszce. — Westchnela. — No trudno, bede musiala poszukac drogi do domu.
— A gdzie mieszkasz?
— W Worralorrasurfa. To w strone Osi. — Westchnela jeszcze raz. — Znow do pracy w zakladach giecia bananow. Koniec z show-biznesem.
A potem wybuchnela placzem i usiadla ciezko na Bagazu.
Rincewind nie byl pewien, czy powinien zastosowac procedure „klep, klep, no, juz, juz”. Gdyby byla podobna do Darleen, moglby przeciez stracic reke. Wydal wiec z siebie cos, co — mial nadzieje — bylo uspokajajacym, ale nieagresywnym mamrotaniem.
— Przeciez wiem, ze nie umiem dobrze spiewac i nie potrafie tanczyc, ale szczerze mowiac, Letycja i Darleen tez nie. Kiedy Darleen spiewa
Rincewind poczul sie na tyle pewnie, ze zaryzykowal „no juz, juz”. Nie odwazy sie na „klep, klep”.
— Bo tak naprawde zgodzilam sie tylko dlatego, ze Noelene zrezygnowal — chlipala Neilette. — Jestem prawie tego samego wzrostu, a Letycja nie mogla nikogo znalezc na czas, no a ja potrzebowalam pieniedzy. Ona powiedziala, ze wszystko bedzie dobrze, jesli tylko ludzie nie zobacza, jakie mam male rece…
— Noelene to…
— Moj brat. Mowilam mu, ze start w mistrzostwach surfingu jest swietny i suknie balowe sa swietne, ale jedno i drugie naraz? Nie wydaje mi sie. Czy wiesz, jakiej paskudnej wysypki mozna dostac, kiedy fala przetoczy czlowieka po koralu? A nastepnego dnia Letycja miala jechac w trase i… no, wtedy myslalam, ze to dobry pomysl.
— Noelene… — zastanowil sie Rincewind. — To niezwykle imie dla…
— Darleen mowila, ze nie zrozumiesz. — Neilette wpatrzyla sie w umiarkowanie oddalona pustke. — Mysle, ze moj brat za dlugo pracowal w zakladach. Zawsze byl bardzo podatny na rozne wplywy. W kazdym razie…
— Aha, juz rozumiem, jest parodysta kobiet, takim aktorem! — zawolal Rincewind. — Oczywiscie, znam ich. To stara tradycja pantomimy. Dwa balony, peruka ze slomy i pare sprosnych dowcipow. Wiecej: kiedy bylem na studiach, to z okazji Strzezeniowiedzmowych imprez stary Pierdola Carter i Naprawde Gatki wystawiali taki numer, ze…
Zdal sobie sprawe, ze Neilette rzuca mu jedno z tych dlugich, powolnych spojrzen.
— Powiedz — odezwala sie. — Duzo podrozujesz?
— Zdziwilabys sie.
— I spotykasz najrozniejszych ludzi?
— Ogolnie raczej tych nieprzyjemnych, musze przyznac, ale…
— No wiec niektorzy mezczyzni… — Neilette urwala nagle. — Naprawde Gatki? Ktos sie tak nazywal?
— Nie calkiem. W rzeczywistosci nazywal sie Ronald Gatki, wiec oczywiscie kiedy tylko ktos to uslyszal, zaraz pytal…
— I to wszystko? — Neilette wstala i wytarla nos. — Uprzedzalam je, ze odejde, kiedy dotrzemy na Galah, wiec zrozumieja. Parodysta kobiet to nie jest zajecie dla kobiety, ktora tak sie sklada, ze jestem. Mialam nadzieje, ze to oczywiste, ale w twoim przypadku uznalam, ze lepiej to zaznacze. Mozesz nas stad wyciagnac, Kuferko?
Bagaz podszedl do muru na koncu zaulka i kopal go tak dlugo, az powstala spora dziura. W drodze powrotnej powalil straznika, ktory byl tak nierozsadny, ze sie poruszyl.
— Wiesz, ja go nazywam Bagazem — zaznaczyl bezradnie Rincewind.
— Naprawde? My ja nazywamy Kuferka.
Za murem byla ciemna hala. Pod scianami w rzedach staly skrzynki pokryte siatka pajeczyn.
— Aha, jestesmy w starym browarze — stwierdzila Neilette. — No, wlasciwie to w nowym. Poszukajmy drzwi.
— Dobry pomysl — pochwalil Rincewind, zerkajac na pajeczyny. — Nowy browar? Dla mnie wyglada calkiem staro…
Neilette szarpnela drzwi.
— Zamkniete… Chodz, znajdziemy inne. To jest nowy browar, rozumiesz, bo zbudowalismy go, zeby zastapic stary, ten nad rzeka. Ale nic z tego nie wyszlo. Piwo wietrzalo czy cos takiego. Mowili, ze jest nawiedzony. Wszyscy przeciez o tym wiedza. Wrocilismy do starego browaru. Moj tato stracil prawie wszystkie pieniadze.
— Dlaczego?
— Byl wlascicielem. To zlamalo mu serce. Zostawil browar mnie. — Sprawdzila nastepne drzwi. — Bo wiesz, jakos nie mogl sie dogadac z Noelene; poszlo o to, no wiesz… a raczej najwyrazniej nie wiesz… Ale tak naprawde to go zrujnowalo. A przeciez piwo Gur bylo tutaj najlepsze.
— Nie mozesz go sprzedac? Budynku znaczy…