— Tutaj? W miejscu gdzie piwo wietrzeje w ciagu pieciu sekund? Nawet w prezencie nikt by go nie wzial.

Rincewind przyjrzal sie ogromnym metalowym kadziom.

— Moze jest zbudowany na jakims dawnym swietym miejscu? — zastanowil sie. — Wiesz, takie rzeczy sie zdarzaja. U nas tez byla kiedys taka restauracja rybna, ktora zbudowali na…

Neilette szarpnela kolejne nieustepliwe drzwi.

— Tak wszyscy pomysleli — wyjasnila. — Ale podobno tato pytal miejscowych plemion i zapewnili, ze nie. Powiedzieli, ze to zadne swiete miejsce. Powiedzieli, ze raczej nieswiete. Jakis wodz poszedl nawet do wiezienia zobaczyc sie z premierem i powiedzial: „Koles, twoi moga wykopac to wszystko i wysypac za krawedz swiata, nie ma zmartwienia”.

— Dlaczego musial isc do wiezienia?

— Wszystkich naszych politykow wsadzamy do wiezienia, jak tylko zostana wybrani. Wy nie?

— Czemu?

— Zeby zaoszczedzic sobie czasu. — Sprobowala nieublaganej klamki. — A niech to! Okna sa za wysoko…

Ziemia zadrzala. Gdzies w ciemnosci zadzwonil metal. Kurz na podlodze poruszyl sie dziwnymi malymi falami.

— No nie, znowu… — westchnela Neilette.

Nie tylko kurz sie poruszal. Drobne ksztalty biegly po nim, omijaly stopy Rincewinda i znikaly pod zamknietymi drzwiami.

— Pajaki uciekaja! — zawolala Neilette.

— I bardzo dobrze — mruknal Rincewind.

Tym razem od wstrzasu zatrzeszczaly mury.

— Nigdy nie bylo tak zle — mruknela Neilette. — Poszukaj drabiny, sprobujemy z oknami.

Ponad nimi drabina porzucila sciane i poskladala sie w metalowa lamiglowke na podlodze.

— Moze to nie jest odpowiedni moment, zeby pytac o takie rzeczy — zaczal z wahaniem Rincewind. — Ale czy ty przypadkiem nie jestes kangurem?

Wysoko ponad nimi zgrzytnal metal — a potem dalej zgrzytal w rozciagnietym jeku nieorganicznego cierpienia. Rincewind uniosl wzrok i zobaczyl, jak kopula nad browarem rozpada sie powoli na setki spadajacych kawalkow szkla.

Pomiedzy nimi zas, z plonaca wciaz czescia lamp, usmiechniety ksztalt kangura piwa Gur.

— Kuferko! Otwieraj! — krzyknela Neilette.

— Nie… — zawolal Rincewind, ale dziewczyna chwycila go i pociagnela, a przed nimi unosilo sie wieko…

Ciemnosc przeslonila swiat.

Mial drewno pod soba. Postukal w nie ostroznie. I mial drewno przed soba. I dre…

— Wypraszam sobie.

— Jestesmy wewnatrz Bagazu?

— Czemu nie? Tak sie w zeszlym tygodniu wydostalysmy z Cangoolie. Wiesz, mysle sobie, ze to moze magiczna skrzynia…

— Czy ty wiesz, co czasem bylo tu w srodku?

— Wiem, ze Letycja trzymala tu swoj dzin.

Rincewind delikatnie siegnal w gore.

Moze Bagaz mial wiecej niz jedno wnetrze. Podejrzewal cos takiego. Moze byl podobny do jednej z tych szafek uzywanych przez iluzjonistow, w ktorych, kiedy czlowiek wlozy pensa, szufladka obraca sie jakos i moneta znika tajemniczo. Rincewind dostal taka zabawke, kiedy jeszcze byl maly. Stracil prawie dwa dolary, zanim zrezygnowal i wyrzucil szafke na smietnik…

Palcami dotknal czegos, co moglo byc wiekiem. Pchnal.

Nadal byl w browarze. Co przyjal z ulga, kiedy pomyslal, gdzie moze trafic czlowiek, ktory znalazl sie w Bagazu. Wciaz brzmialo niskie dudnienie, poruszajace mu wnetrznosci, przerywane brzekami i zgrzytami, kiedy kawalki przerdzewialego metalu spadaly w dol w morderczych zamiarach.

Wielki znak kangura plonal.

W unoszacym sie dymie Rincewind widzial kilka spiczastych kapeluszy.

To znaczy, smugi dymu skrecaly sie i plynely wokol dziur w powietrzu, wygladajacych zupelnie jak trojwymiarowe sylwetki grupy magow.

Rincewind wyszedl z Bagazu.

— O nie, nie, nie — mruczal. — Przybylem tu ledwie pare miesiecy temu. To nie moja wina!

— Wygladaja jak duchy — ocenila Neilette. — Znasz ich?

— Nie! Ale jakos sie wiaza z tymi trzesieniami ziemi. I czyms, co nazywaja Wilgocia, czymkolwiek by to bylo!

— To przeciez taka stara bajeczka, prawda? Zreszta, panie magu, moze umknal twojej uwagi fakt, ze to miejsce wypelnia sie dymem. Ktoredy tu weszlismy?

Rincewind rozejrzal sie nerwowo. Dym przeslanial wszystko.

— Czy sa tu jakies piwnice? — zapytal.

— Tak! Kiedy bylismy mali, bawilam sie tam z Noelene w mamusie i mamusie. Szukaj klap w podlodze!

Trzy minuty pozniej stara drewniana pokrywa wlazu w zaulku ustapila wreszcie pod upartymi atakami Bagazu. Wybieglo kilka szczurow, a za nimi wypelzli Rincewind i Neilette.

Nikt nie zwrocil na nich uwagi. Nad miastem wyrastala kolumna dymu. Straznicy i mieszkancy ustawiali sie juz w szereg z wiadrami, a jacys ludzie usilowali taranem wywazyc glowna brame browaru.

— Dobrze, zesmy sie stamtad wydostali — zauwazyl Rincewind. — O rany, jak dobrze.

— Hej, co sie dzieje? Gdzie sie podziala ta przekleta woda?

Okrzyk wydal czlowiek machajacy uchwytem pompy na ulicy, w chwili gdy ta zgrzytnela zalosnie, a uchwyt zwisl luzno. Straznik chwycil go za ramie.

— Jest druga tam, na dziedzincu! Zawijajcie w tamta strone, koles!

Kilku ochotnikow sprobowalo z druga pompa. Zakrztusila sie, wyplula kilka kropli wody i troche wilgotnej rdzy, po czym dala za wygrana.

Rincewind nerwowo przelknal sline.

— Mysle, ze woda zniknela — oswiadczyl krotko.

— Co to znaczy: zniknela? — zirytowala sie Neilette. — Zawsze przeciez jest woda. Cale ogromne podziemne morza.

— Tak, ale… nic ich przeciez nie dopelnia, nie? Tutaj nigdy nie pada.

— Znowu zaczynasz z… — Urwala. — Wlasciwie skad to wiesz? Wygladasz na kretacza, panie magu.

Rincewind spogladal ponuro na kolumne dymu. Wewnatrz niej wirowaly i krecily sie iskry; wznosily sie z cieplym powietrzem, a potem opadaly na miasto. Wszystko tu musi byc suche jak pieprz, myslal. Nigdy nie pada. Nie… chwileczke…

— Skad wiesz, ze jestem magiem? — zapytal.

— Masz to napisane na kapeluszu. I to z bledem.

— Wiesz, co to znaczy mag? Powaznie pytam. Nie wciskam ci krewetki.

— Przeciez kazdy wie, co to jest mag! Mamy tu uniwersytet pelen tych bezuzytecznych kundli!

— I mozesz mnie tam zaprowadzic?

— Sam sobie szukaj! — Sprobowala odejsc wsrod krecacego sie bezladnie tlumu.

Pobiegl za nia.

— Prosze, nie odchodz! Potrzebuje kogos takiego jak ty! Jako tlumacza.

— O co ci chodzi? Przeciez mowimy tym samym jezykiem!

— Naprawde? Ogryzki to albo bardzo krotkie szorty, albo male butelki piwa. Jak czesto nowo przybyli myla jedno z drugim?

Neilette nawet sie usmiechnela.

— Nie czesciej niz raz.

Вы читаете Ostatni kontynent
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату