Dopiero gdy wrogie szczury rzucily sie do ucieczki, linia podzielila sie na pary polujace na uciekinierow. I nagle, w ciagu zaledwie kilku sekund, wojna sie zakonczyla. Kilku niedobitkow z piskiem zniknelo w roznych dziurach.
Szczury nalezace do klanu wydaly okrzyk radosci, wiwat, ktory oznaczal: „Ja zyje! Po tym wszystkim, co sie wydarzylo!”.
— Ciemnaopalenizno? — odezwal sie Keith z pytaniem w glosie. — Co ci sie stalo?
Ale Ciemnaopalenizna tylko wspial sie na tylne lapy i wskazujac drzwi po drugiej stronie piwnicy, wykrzyknal:
— Jesli chcesz pomoc, otworz te drzwi. Predko!
Potem blyskawicznie skoczyl do kanalu, a za nim reszta klanu. Jeden ze szczurow stepowal.
Rozdzial 11
I tam znalazl pana Krolika, w plaszczu poszarpanym kolcami jezyn.
Krol szczurow wpadl w szal.
Szczury skulily sie. Sliczna zadrzala, zrobila kilka kroczkow do tylu, potknela sie i ostatnia plonaca zapalka wypadla jej z lapek.
Ale w Maurycym cos przezylo ten wrzask, te burze mysli. Jakas niewielka czesc ukryla sie za jedna z szarych komorek i przetrwala tam, gdy reszte swiadomosci Maurycego wywialo. Wszystkie jego mysli wymiotl silny wicher. Koniec z mowieniem, koniec z zastanawianiem sie, z postrzeganiem swiata jako czegos na zewnatrz… to, co uskladalo sie w jego umysle, wyparowalo i pozostal tylko umysl kota. Sprytnego kota, ale jedynie kota.
Nic ponad kota. W jednej chwili pokonal wstecz cala droge, jaka kiedys przebyl z lasow i jaskin, od klow i pazurow.
Po prostu kot.
A zawsze mozna wierzyc, ze kot pozostanie kotem.
Kot zawahal sie. Byl zdezorientowany i zly. Jego uszy plasko przylegaly do glowy. Oczy jasnialy zielenia.
Nie mogl myslec. I nie myslal. Teraz sluchal instynktu — czegos, co dzialalo na poziomie gotujacej sie w nim krwi.
Byl wiec kot i bylo to drgajace piszczace cos. Co robi kot, gdy widzi drgajace piszczace cos? Skacze na nie…
Szczurzy krol ruszyl do kontrataku. Zeby zatrzasnely sie na kocie, ktory znalazl sie w gmatwaninie walczacych szczurow. Maurycy jeknal i przetoczyl sie po podlodze. Rzucilo sie na niego kilka kolejnych szczurow, z ktorych kazdy moglby sie zmierzyc z psem… ale teraz, przynajmniej przez kilka sekund, ten kot potrafilby pokonac nawet wilka.
Nie zwrocil uwagi na plomien, jakim zajely sie od zapalki lezace na podlodze zdzbla slomy. Nie przejal sie faktem, ze nastepne szczury rzucily sie w jego kierunku. Nie obchodzilo go, ze w pomieszczeniu robi sie ciemno od dymu.
Kierowalo nim tylko jedno pragnienie — zabic!
Mroczna strona jego osobowosci czula sie przez ostatnie miesiace niczym uregulowana rzeka. Zbyt dlugo byla bezradna, gdy male piszczace stworzenia biegaly tuz przed kocim nosem. Przez caly czas pragnienie, by skoczyc, ugryzc i zabic, bylo tlumione. Tlumiony byl prawdziwy kot w tym kocie. I nagle ten prawdziwy kot wylonil sie niczym z worka i tak wiele dziedzicznej woli walki, zlosliwosci i brutalnosci plynelo w jego zylach, ze az splywalo ogniem z pazurkow.
A kiedy kot przetaczal sie, walczyl i gryzl, slaby cichy glos z tylu jego malenkiego umyslu, ten kawalek, ktory przetrwal, ostatni malenki kawalek, ktory byl Maurycym, a nie krwawa bestia, odezwal sie: Teraz! Ugryz tutaj!
Zeby i pazury zamknely sie na zamotanych osmiu ogonach i rozerwaly wezel.
Malenkie cos, co kiedys bylo ja Maurycego, uslyszalo cos, co bylo raczej mysla, nie slowem:
Glos zamilkl i nagle pomieszczenie wypelnialy szczury, szczury, ktore sa po prostu szczurami, niczym wiecej, szczurami, ktore walcza, by uciec przed oszalalym, krwiozerczym kotem. A kot drapal, gryzl, rozrywal i spadal na zdobycz. Nagle zobaczyl malego bialego szczura trwajacego nieporuszenie podczas calej walki. Pazury same sie wyciagnely…
Niebezpieczny Groszek wykrzyknal:
— Maurycy!
Drzwi zastukotaly raz i jeszcze raz, kiedy Keith wymierzal kolejnego kopniaka w zamek. Za trzecim kopniakiem drewno peklo i drzwi stanely otworem.
Nastepna piwnica plonela. Byl to czarny ogien, zly ogien, plomien przyduszany ciezkim dymem. Klan przedzieral sie przez okratowanie i rozproszyl, patrzac na plomienie.
— O nie! Wracajmy, w poprzedniej piwnicy byly wiadra! — krzyknal Keith.
— Ale… — zaczela Malicia.
— Musimy! Szybko! To zadanie dla duzych ludzi!
Plomienie zasyczaly i zgasly. Wszedzie na podlodze, tam gdzie dzialal ogien, lezaly ciala niezywych szczurow. Niekiedy byly to tylko szczatki.
— Co tu sie wydarzylo? — zapytal Ciemnaopalenizna.
— Wyglada na wojne, szefie — odparl Sardynki, wachajac ciala.
— Obejrzyjmy dokladnie pole walki.
— Za goraco, szefie. Przepraszam, ale my… czy to nie jest Sliczna?
Lezala w poblizu plomieni, mamroczac cos do siebie, pokryta blotem. Ciemnaopalenizna pochylil sie nad nia. Sliczna otworzyla zmeczone oczy.
— Nic ci nie jest, Sliczna? Co sie stalo Niebezpiecznemu Groszkowi?
Sardynki, nic nie mowiac, klepnal Ciemnaopalenizne w ramie i wskazal lapa.
Poprzez plomienie szedl cien…
Zblizal sie powoli miedzy scianami ognia. Falowanie powietrza powodowalo, ze wygladal, jakby byl ogromny, niczym monstrum wylaniajace sie z jaskini, a potem stal sie… zwyklym kotem. Z jego siersci unosil sie dym. To, co nie plonelo, pokrywalo bloto. Jedno oko mial zamkniete. Zostawial za soba sciezke krwi. Kulal.
Z jego mordki zwisal kawalek bialego futerka.
Dotarl do Ciemnejopalenizny, ale szedl dalej, nie zaszczycajac go spojrzeniem. Przez caly czas cos mamrotal pod nosem.
— Czy to Maurycy? — zapytal Sardynki.
— On niesie Niebezpiecznego Groszka! — wykrzyknal Ciemnaopalenizna. — Zatrzymaj tego kota!
Ale Maurycy stanal sam, odwrocil sie i polozyl tuz przed nim. Delikatnie wypuscil bialy tobolek na podloge. Potracil go raz i drugi, sprawdzajac, czy sie poruszy. Nic sie nie stalo. Kot popatrzyl smutnie. Otworzyl mordke jak do ziewniecia, wypuscil z niej obloczek dymu. Potem zlozyl glowe na lapach i umarl.
Maurycemu swiat wydawal sie wypelniony widmowym swiatlem, jakie bywa przed brzaskiem, kiedy jest na