— Pozniej, pozniej! — Burmistrz machnal reka. — Wiem, ze nie jest zbyt sympatyczny, ale za to bogaty.

— Nie, po prostu chce dostac wygrana — rzekl zaklinacz. — Niewazne w czym.

— A ja powiedzialem, ze nas na to nie stac — zachnal sie burmistrz.

— A ja powiedzialem, ze niewazne w czym. Co ty masz dostac, jesli wygrasz, dzieciaku?

— Twoja fujarke — odparl Keith.

— Nie, to jest czarodziejska fujarka, dzieciaku.

— Wiec czemu sie boisz dac ja w zaklad?

Zaklinacz zmruzyl oczy.

— Dobrze — powiedzial.

— I miasto musi pozwolic mi rozwiazac problem szczurow — powiedzial Keith.

— A ile sobie za to policzysz? — zapytal burmistrz.

— Trzydziesci zlotych monet! Trzydziesci zlotych monet! No, dalej, powiedz tak! — odezwal sie glos z tlumu.

— Nic, nie bedzie to was kosztowalo ani centa — powiedzial Keith.

— Idiota! — wykrzyknal ten w tlumie. Ludzie rozgladali sie wokolo zdziwieni.

— W ogole nic? — powtorzyl burmistrz.

— Nic.

— Eee… oferta reki mojej corki jest nadal aktualna, jesli tylko…

— Ojcze!

— Nie, tak sie dzieje tylko w bajkach — odparl Keith. — I sprowadze z powrotem mnostwo jedzenia ukradzionego przez szczury.

— Alez one go zjadly — powiedzial burmistrz. — Czy zamierzasz im wlozyc palce do gardel?

— Powiedzialem juz, ze rozwiaze wasz problem ze szczurami. Zgoda, burmistrzu?

— No coz, jesli sobie nic nie policzysz…

— Ale najpierw musze pozyczyc fujarke — mowil dalej Keith.

— Nie masz swojej? — zapytal burmistrz.

— Jest zlamana.

Kapral Knopf pochylil sie do burmistrza.

— Z czasow sluzby w wojsku mam puzon. Migiem go przyniose.

Zaklinacz wybuchnal smiechem.

— Czy to sie bedzie liczylo? — zapytal burmistrz, gdy kapral ruszyl biegiem do domu.

— Co? Ze bedzie trabil na puzonie, by oczarowac szczury? A niech sprobuje. Nie mozna powiedziec, ze sie nie stara. Jakim jestes puzonista, chlopcze?

— Nie wiem — odparl Keith.

— Co chcesz przez to powiedziec?

— Ze nigdy nie gralem na puzonie. Znacznie pewniej bym sie czul z fletem, trabka, piszczalka, klarnetem. Ale widzialem puzon. Nie wygladal na bardzo skomplikowany. Taka wyrosnieta trabka.

Straznik wrocil biegiem, pocierajac zmaltretowany puzon rekawem, przez co instrument stawal sie jeszcze brudniejszy. Keith wzial go, wytarl ustnik i przylozyl do warg, nacisnal kilka klawiszy, a potem zagral jeden dlugi dzwiek.

— Chyba dziala — powiedzial. — Mysle, ze sie szybko naucze, to latwe. — Usmiechnal sie lekko do zaklinacza. — Chcesz sprobowac pierwszy?

— Nie oczarujesz tym zlomem ani jednego szczura, dzieciaku, ale chetnie zobacze, jak probujesz.

Keith usmiechnal sie znowu, wzial gleboki wdech i zagral.

To z pewnoscia byla melodia. Instrument skrzypial i piszczal, poniewaz kapralowi zdarzalo sie go uzyc zamiast mlotka, ale to byla melodia, nawet skoczna, powiedziec mozna, ze beztroska. Chcialo sie przy niej poskakac.

I nawet ktos zaczal skakac.

Sardynki wydobyl sie ze szpary w pobliskiej scianie, nucac pod nosem: „Razdwatrzycztery”.

Tlum patrzyl oniemialy na zajadle tanczacego szczura, ktory podskakiwal na konskich lbach, az w koncu zniknal w klatce kanalizacyjnej. Rozlegly sie oklaski.

Zaklinacz spojrzal na Keitha.

— Czy ten szczur mial na glowie kapelusz?

— Nie zauwazylem — odparl chlopiec. — Teraz twoja kolej.

Zaklinacz wyciagnal z wewnetrznej kieszeni kamizelki niewielka fujarke. Potem wyjal druga z kieszeni marynarki i polaczyl z pierwsza. Wszyscy uslyszeli klikniecie brzmiace bardzo po wojskowemu.

Wciaz patrzac na Keitha i wciaz sie usmiechajac, zaklinacz wyciagnal z gornej kieszeni ustnik i polaczyl go z fletem z kolejnym kliknieciem.

Wreszcie przylozyl do ust i zagral.

Przecena ze swojego posterunku na dachu krzyknela w rynne:

— Teraz!

I jednoczesnie zatkala uszy dwoma klaczkami waty.

Stojacy przy dolnym otworze rynny Wsolance krzyknal w kanal kanalizacyjny:

— Teraz!

I wepchnal do uszu waciki.

…az… az… az… — ponioslo sie po rurach.

— Teraz! — wykrzyknal Ciemnaopalenizna w pomieszczeniu z klatkami. — Wszyscy zatykaja uszy!

Ze szczurami w klatkach zrobili, co tylko mogli. Malicia przyniosla koce, a szczury przez dobra godzine zatykaly blotem wszystkie dziury. Zrobili tez wszystko, by nakarmic wiezniow, bo choc to byly tylko kiikiisy, serca sie kroily na ich widok.

Ciemnaopalenizna odwrocil sie do Odzywki.

— Zatkalas sobie uszy? — zapytal.

— Slucham?

— Dobrze! — pokazal dwie kulki z waty. — Mam nadzieje, ze dziewczynka nie mylila sie w tej kwestii — powiedzial. — Nie sadze, by wielu z nas mialo jeszcze sily do ucieczki.

Zaklinacz dmuchnal znowu w fujarke.

— Ani jednego — powiedzial Keith. — Zeby chociaz jakis.

Zaklinacz dmuchnal znowu.

— Nic nie slysze — rzekl burmistrz.

— Ludzie nie moga tego slyszec — mruknal zaklinacz.

— Moze jest zlamana — podpowiedzial Keith.

Zaklinacz sprobowal jeszcze raz. Tlum szemral.

— To ty cos zrobiles — wysyczal zaklinacz do chlopca.

— Tak? — powiedziala glosno Malicia. — No i coz takiego on by mogl zrobic? Na pewno kazal szczurom zostac pod ziemia i zatkac sobie uszy, co?

Szemranie tlumu przeszlo w stlumiony smiech.

Zaklinacz sprobowal jeszcze raz. Keith poczul, jak wlosy mu staja deba.

Nagle pojawil sie szczur. Poruszal sie powoli po kamieniach, kiwajac sie to w jedna, to w druga strone, az dotarl do nog zaklinacza i przewrocil sie, wydajac wciaz z siebie warczacy odglos.

Ludzie otworzyli usta ze zdziwienia.

To byl pan Klik.

Zaklinacz delikatnie go szturchnal noga. Mechaniczny szczur potoczyl sie, ale sprezyna mechanizmu, nadwerezana przez miesiace wpadania w pulapki, nie wytrzymala. Rozleglo sie przeciagle „piing!” i z zabawki wyskoczyla fontanna srubek i kolek. Tlum wybuchnal glosnym smiechem.

— Hmmm… — Zaklinacz tym razem obdarzyl Keitha spojrzeniem, w ktorym czail sie cien powsciagliwego podziwu. — Moglibysmy chwile porozmawiac, chlopcze? Tutaj, za fontanna.

— Pod warunkiem ze ludzie beda nas widziec — odparl Keith.

— Nie ufasz mi, dzieciaku?

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату