Z drugiej strony stolu doszlo ich lupniecie. To burmistrz walnal piescia w stol.
— Musimy byc praktyczni! — zagrzmial. — Czy moze byc gorzej, niz bylo? One potrafia mowic. Nie mam zamiaru przechodzic przez to wszystko raz jeszcze, zrozumiano? Mamy jedzenie, odzyskalismy wiekszosc pieniedzy, przetrwalismy wizyte zaklinacza… te szczury przyniosly nam szczescie…
Keith i Malicia podeszli do szczurow.
— Wyglada na to, ze moj ojciec doszedl do tych samych wnioskow — powiedziala Malicia. — Co z wami?
— Dyskusja trwa — odparl Maurycy.
— Ja… noo… zaraz… Maurycy powiedzial mi, gdzie tego szukac, i znalazlam to w tunelu… — Malicia wyjela cos z torby. Kartki byly posklejane i zniszczone od wody, i zostaly znowu razem zszyte bardzo niewprawna reka, ale mozna bylo poznac, ze to ksiazeczka „Przygoda pana Krolika”. — Musialam pootwierac mnostwo kratek sciekowych, zeby odnalezc wszystkie kartki.
Szczury milczaly. Patrzyly to na ksiazeczke, to na Niebezpiecznego Groszka.
— To jest „Przygoda…” — zaczela Sliczna.
— Wiem. Czuje — powiedzial Niebezpieczny Groszek.
Szczury znowu patrzyly na szczatki ksiazeczki.
— Same klamstwa — stwierdzila Sliczna.
— A moze po prostu ladna opowiesc — rzekl Sardynki.
— Tak — odezwal sie Niebezpieczny Groszek. — Tak. — Zwrocil swe zamglone rozowe oczy na Ciemnaopalenizne, ktory musial sie powstrzymac, zeby przed nim nie przykucnac, i dodal: — Byc moze, jest to mapa.
Gdyby to byla opowiesc, a nie prawdziwe zycie, to ludzie i szczury uscisneliby sobie dlonie i ruszyli wspolnie w jasna nowa przyszlosc.
Ale poniewaz to jest prawdziwe zycie, trzeba bylo napisac kontrakt. Wojna, ktora toczyla sie od czasow, gdy pierwsi ludzie zamieszkali w domach, nie moze sie zakonczyc tylko promiennym usmiechem. I musi powstac komitet. I tyle szczegolow trzeba przedyskutowac. Zaangazowala sie w to rada miejska i wiekszosc starszyzny szczurzej, a Maurycy spacerowal z jednej strony stolu na druga jako lacznik.
Ciemnaopalenizna zasiadl po jednej stronie. Tak naprawde to chcialo mu sie tylko spac. Bolaly go rany, bolaly go zeby i nie jadl od wiekow. Godzinami argumenty krzyzowaly sie nad jego umeczona glowa. Nie zwracal uwagi, kto co mowi. Wydawalo sie, ze wszyscy mowia naraz.
— Nastepny punkt: wszystkie koty maja obowiazek noszenia dzwoneczkow. Zgoda?
— Czy moglibysmy jeszcze na chwile wrocic do punktu trzydziestego, panie… hmmm, Maurycy? Powiedziales, ze zabicie szczura bedzie sie traktowalo jak morderstwo.
— Tak. Oczywiscie.
— Ale to jest tylko…
— Mow do lapy, panie, bo was nie chce tego slyszec!
— Ten kot ma racje — zgodzil sie burmistrz. — Burzy pan porzadek, panie Raufman. Przez to juz przechodzilismy.
— A jezeli szczur mi cos ukradnie?
— Hmmm, to bedzie kradziez i szczur bedzie musial stanac przed sadem.
— Ach tak, mloda damo?
— Mam na imie Sliczna. Jestem szczurem.
— I… no, miejscy straznicy beda w stanie odnalezc go w tunelach?
— Tak. Poniewaz wsrod straznikow beda tez straznicy szczury. Tak musi byc — stwierdzil Maurycy. — To zaden problem.
— Naprawde? A co o tym sadzi sierzant Doppelpunkt? Sierzancie Doppelpunkt?
— Ja… no nie wiem, sir. Powinno byc w porzadku. Ja nie wejde w szczurza dziure. Tylko trzeba bedzie zrobic mniejsze odznaki, to jasne.
— Ale chyba nie proponuje pan, by szczur mogl zaaresztowac czlowieka?
— Alez tak, sir — powiedzial sierzant.
— Co?
— No coz, ja jestem zaprzysiezonym prawnie straznikiem… nie ma przepisu, ze nie wolno mi aresztowac kogos wiekszego ode mnie, prawda? Szczur straznik moze byc bardzo przydatny. Znaja swietny trik, ktory polega na tym, ze wbiegaja po nogawce od spodni i…
— Panowie, czy mozemy kontynuowac? Proponuje, by tym punktem zajela sie specjalna podgrupa.
— Ktorym, sir? Jestesmy juz przy siedemnastym!
Jeden z rajcow chrapnal. To byl dziewiecdziesieciopiecioletni pan Schlummer, ktory spokojnie przespal caly poranek. Chrapniecie oznaczalo, ze sie budzi.
Przyjrzal sie obu stronom stolu. Poruszal wasami.
— Tu siedzi szczur! — wykrzyknal. — Patrzcie no, jaki bezczelny! Szczur! W kapeluszu.
— Tak jest, sir — powiedzial ktos z boku. — To spotkanie zwolano, by porozmawiac ze szczurami.
Pan Schlummer zaczal szukac w kieszeni okularow.
— A to co? — Przyjrzal sie dokladniej. — Czy ty przypadkiem nie jestes takze szczurem?
— Tak jest, sir. Mam na imie Odzywka. Przyszlismy tutaj, zeby porozmawiac z ludzmi. I skonczyc z klopotami.
Pan Schlummer dlugo patrzyl na szczurzyce. Potem przeniosl wzrok na stol, gdzie stal Sardynki, ktory uniosl kapelusz. Wreszcie spojrzal na burmistrza, ktory przytaknal. Jeszcze raz potoczyl wzrokiem po wszystkich zebranych, poruszajac ustami, jakby sam sobie opowiadal, co widzi, zeby to sobie lepiej poukladac.
— Czy wy wszyscy mowicie? — zapytal wreszcie.
— Tak, sir — odparla Odzywka.
— W takim razie… kto slucha?
— Zmieniamy sie — rzekl Maurycy.
Pan Schlummer przyjrzal mu sie uwaznie.
— Czy jestes kotem?
— Tak, sir.
Pan Schlummer powoli przetrawil i te wiadomosc.
— Myslalem, ze szczury trzeba tepic — powiedzial wreszcie, jakby nie byl juz tego calkiem pewien.
— Tak, ale teraz juz jest przyszlosc — poinformowal go Maurycy.
— Przyszlosc? — zdziwil sie pan Schlummer. — Naprawde? Zawsze sie zastanawialem, kiedy to nastapi. Hm. Teraz takze koty mowia? Dobra. W takim razie ruszajmy ze sprawami, ktore, hmmm… no, ze sprawami, ktore powinno sie ruszyc. Obudz mnie, kiedy przyniosa herbate, kiciu.
— Hmmm… nie wolno sie zwracac do kota „kiciu”, jesli sie ma wiecej niz dziesiec lat — powiedziala Odzywka.
— Punkt dziewietnasty be — zdecydowanie oswiadczyl Maurycy. — Nikt nie bedzie uzywal zdrobnien na okreslenia kota, chyba ze zamierza natychmiast dac mu jesc. To moj punkt — oswiadczyl dumnie.
— Naprawde? — zdziwil sie pan Schlummer. — Daje slowo, przyszlosc jest dziwna. Powiedzialbym, ze wszystko trzeba uporzadkowac.
Zapadl znowu w swoj fotel, z ktorego po chwili dobieglo chrapanie.
Szczury i ludzie powrocili do dyskusji, ktora trwala i trwala. Wszyscy duzo mowili. Niektorzy nawet sluchali. Od czasu do czasu zgadzali sie… przechodzili do kolejnego punktu… i znowu dyskutowali. Stos papieru na stole robil sie coraz wyzszy i wygladal coraz bardziej i bardziej oficjalnie.
Ciemnaopalenizna kolejny raz sie ocknal i zdal sobie sprawe, ze z drugiego konca stolu patrzy na niego w zamysleniu burmistrz.
Ojciec Malicii cofnal sie i powiedzial cos do stojacego za nim urzednika, ktory skinal glowa, okrazyl stol i pochylil sie nad Ciemnaopalenizna.
— Czy… mnie… rozumiesz? — powiedzial, wymawiajac kazde slowo bardzo starannie.