— Tak… nie… jestem… glupi — odparl Ciemnaopalenizna.
— Hmmm… pan burmistrz pyta, czy nie zechcialbys sie z nim spotkac na osobnosci. W biurze za tymi drzwiami. Moge pomoc ci zejsc, jesli sobie zyczysz.
— A ja moge cie ugryzc w palec, jesli sobie tego zyczysz.
Burmistrz juz szedl w strone drzwi. Ciemnaopalenizna zsunal sie na podloge i podazyl za nim. Nikt nie zwrocil na nich uwagi.
Burmistrz poczekal, zeby caly ogon Ciemnejopalenizny znalazl sie za progiem, po czym zamknal drzwi.
Pokoj byl maly i zabalaganiony. Wszedzie lezaly papiery. Sciany zabudowane byly polkami na ksiazki, ponadto ksiazki i rozne papiery powkladane zostaly w przestrzenie miedzy ksiazkami a polkami i w kazda wolna przestrzen.
Burmistrz, poruszajac sie z przesadna ostroznoscia, podszedl do dosc zniszczonego obrotowego fotela i spojrzal w dol na Ciemnaopalenizne.
— Nie chce popelnic bledu — powiedzial. — Uznalem, ze powinnismy chwile porozmawiac tylko we dwoch. Czy moge cie podniesc? Byloby mi latwiej z toba rozmawiac, gdybys siedzial na biurku…
— Mnie byloby latwiej rozmawiac, gdybys polozyl sie plasko na podlodze. — Ciemnaopalenizna westchnal. Byl zbyt zmeczony na takie gierki. — Jesli polozysz reke na podlodze, ja na nia wejde i wtedy mozesz mnie podniesc na wysokosc biurka. Ale uwazaj, bo moge ci odgryzc kciuk.
Burmistrz podniosl go niezwykle ostroznie. Ciemnaopalenizna wskoczyl na stosy papierow, pustych kubkow i starych olowkow, ktore zalegaly na pokrytym skora blacie biurka.
— Hmmm… czy masz duzo papierkowej roboty? — zapytal burmistrz.
— Sliczna wszystko zapisuje — odparl Ciemnaopalenizna tepo.
— To ta mala szczurzyca, ktora zawsze chrzaka, zanim sie odezwie?
— Zgadza sie.
— Ona jest bardzo… stanowcza, prawda? Musze przyznac, ze niezle wystraszyla niektorych radnych, cha, cha.
— Cha, cha. — Ciemnaopalenizna dostrzegl teraz, ze burmistrz jest spocony i wyglada na bardzo zmeczonego.
— Czy dobrze sie urzadziles w naszym miescie? — Burmistrz rozpaczliwie szukal tematu do rozmowy.
— Ostatniej nocy walczylem z psami, potem przez chwile myslalem, ze jestem zatrzasniety w pulapke — wyliczal Ciemnaopalenizna lodowatym tonem. — A wreszcie wzialem udzial w czyms w rodzaju wojny. Poza tym nie mam sie na co skarzyc.
Burmistrz wygladal na tak wykonczonego, jak Ciemnaopalenizna sie czul. Po raz pierwszy za swojej pamieci Ciemnaopalenizna czul wspolczucie dla czlowieka.
— Posluchaj — rzekl. — To moze sie udac. Jesli oczywiscie chcesz wiedziec, co ja o tym mysle.
Burmistrz nieco sie rozpogodzil.
— Naprawde? Strasznie sie kloca.
— Dlatego wlasnie uwazam, ze to sie moze udac. Ludzie i szczury pertraktuja. Nie zatruwacie sera dla nas, a my nie pozostawiamy odchodow w dzemach. To nie bedzie latwe, ale jest jakis poczatek.
— O cos musze cie zapytac — powiedzial burmistrz.
— Tak?
— Moja corka twierdzi, ze jestescie bardzo… rozwinieci. Umiecie zatruc nasze studnie. Umiecie podpalic nasze domy. Dlaczego mielibyscie tego nie zrobic?
— Po co? Co czekaloby nas potem? Poszlibysmy do kolejnego miasta. I musielibysmy przechodzic przez to wszystko jeszcze raz. Czy zabicie was daloby nam cos dobrego? Wczesniej czy pozniej musielibysmy rozmawiac z ludzmi. Rownie dobrze mozemy rozmawiac z wami.
— Ciesze sie, ze nas lubicie — odetchnal burmistrz.
Ciemnaopalenizna juz otwieral pyszczek, zeby powiedziec: Lubimy was? Nie, po prostu nie nienawidzimy was az tak bardzo. Nie jestesmy przyjaciolmi.
Ale…
Nie bedzie wiecej walk psow ze szczurami. Nie bedzie wiecej pulapek i trucizny. To prawda, ze czeka go wyjasnienie klanowi, co to jest policjant i dlaczego szczur straznik moze scigac szczura, ktory zlamal nowe prawa. Nie bedzie im sie to podobalo. Wcale nie bedzie im sie to podobalo. Nawet szczur, ktory nosi na sobie slady zebow Koscianego Szczura, bedzie mial z tym problem. Ale tak jak powiedzial Maurycy: oni ustapia tu, a wy ustapicie tam. Nikt nie straci zbyt wiele, a wszyscy duzo zyskaja. Miasto bedzie sie rozwijac, wszystkie dzieci dorosna i nagle takie zycie stanie sie normalne.
Kazdy lubi, kiedy jest normalnie. A nie lubi, kiedy ktos chce normalnosc zmienic. W takim razie warto chyba sprobowac, pomyslal Ciemnaopalenizna.
— Teraz ja chce ci zadac pytanie — powiedzial. — Jestes tu przywodca… od jak dawna?
— Od dziesieciu lat.
— Czy nie jest ci ciezko?
— Jest. Bardzo. Przez caly czas wszyscy sie ze mna kloca. Chociaz musze przyznac, ze licze na wiecej spokoju, jesli nam sie uda. Ale to nie jest lekka praca.
— Idiotyczne, kiedy trzeba sie caly czas wydzierac tylko po to, zeby cos zostalo zrobione — stwierdzil Ciemnaopalenizna.
— Zgadzam sie — przytaknal burmistrz.
— I wszyscy oczekuja, ze podejmiesz decyzje — powiedzial Ciemnaopalenizna.
— Prawda.
— Nasz ostatni przywodca dal mi przed smiercia rade. Wiesz, co powiedzial? „Nie zjadaj tego galaretowatego, trzesacego sie zielonego kawalka”!
— Czy to dobra rada? — zapytal burmistrz.
— Dobra — rzekl Ciemnaopalenizna. — Ale jemu wystarczylo byc duzym, silnym i pokonac wszystkie szczury, ktore chcialyby zajac jego miejsce.
— To troche przypomina moje starcia z rajcami — zauwazyl burmistrz.
— Co? — zdziwil sie Ciemnaopalenizna. — Gryziesz ich w karki?
— Jeszcze nie, ale to niezla mysl.
— Ta praca jest znacznie bardziej skomplikowana, niz mi sie kiedykolwiek wydawalo! — Ciemnaopalenizna byl coraz bardziej zdziwiony. — Kiedy nauczyles sie krzyczec, musisz nauczyc sie, by tego nie robic!
— Z tym tez sie zgadzam — powiedzial burmistrz. — Tak wlasnie to dziala.
Polozyl dlon na stole, wewnetrzna strona do gory.
— Moge prosic? — zapytal.
Ciemnaopalenizna wkroczyl na te dlon. Nawet sie nie zachwial, kiedy burmistrz przeniosl go do okna i postawil na parapecie.
— Czy widzisz rzeke? — zapytal burmistrz. — Widzisz domy? Widzisz ludzi na ulicach? Musze sprawiac, zeby to dzialalo. No, nie mam na mysli rzeki, oczywiscie, ona dziala sobie sama. A kiedy mija kolejny rok, okazuje sie, ze nie zdenerwowalem ludzi na tyle, by wybrali na moje miejsce kogos innego. Wiec musze to robic dalej. Wczesniej nie wiedzialem, ze to jest az tak skomplikowane.
— Co, ty tez? — zdziwil sie Ciemnaopalenizna. — Ale przeciez ty jestes czlowiekiem.
— Ha! I myslisz, ze jest mi latwiej? A ja uwazalem, ze szczurom jest latwiej, bo sa dzikie i wolne!
— Hmmm… — mruknal Ciemnaopalenizna i zamyslil sie gleboko.
Przez okno widzieli Keitha i Malicie pograzonych w rozmowie.
— Gdybys mial ochote — powiedzial burmistrz — moglbys miec tutaj swoje biurko…
— Zostane pod ziemia, ale bardzo ci dziekuje — odparl Ciemnaopalenizna. — Biureczka za bardzo przypominaja mi pana Krolika.
Burmistrz westchnal.
— Pewnie tak. Ja… — wygladal, jakby mial sie zwierzyc ze wstydliwego sekretu. — Kiedy bylem malym chlopcem, bardzo lubilem te ksiazki. Oczywiscie wiedzialem, ze to wszystko nonsens, ale i tak milo bylo pomyslec, ze…
— Tak, tak — przerwal mu Ciemnaopalenizna. — Ale pan Krolik byl glupi. Czy ktos kiedys slyszal, zeby kroliki mowily?