— Ahahaha.

Cesarz znow skinal dworzanom reka.

— Udam sie teraz na spoczynek.

Zebrani zaczeli ostentacyjnie ziewac. Najwyrazniej nikt tu nie kladl sie spac pozniej od cesarza.

— Panie — odezwal sie znuzonym glosem pan Hong. — Co kazesz nam uczynic z twoim tym oto Wielkim Magiem?

Starzec obrzucil Rincewinda spojrzeniem, jakie zwykle zyskuje prezent w chwili, gdy koncza sie baterie.

— Wsadzcie go do specjalnego… lochu. Na razie.

— Tak, panie. — Pan Hong skinal na gwardzistow.

Wywlekany Rincewind zdazyl sie jeszcze obejrzec. Cesarz lezal nieruchomo wsrod poduszek i chyba calkiem o nim zapomnial.

— Zwariowal czy co? — zapytal.

— Milcz!

Rincewind przyjrzal sie gwardziscie, ktory to powiedzial.

— Z taka geba czlowiek latwo moze sie tu wpakowac w klopoty — mruknal pod nosem.

* * *

Pan Hong zawsze wpadal w depresje, myslac o ogolnym stanie ludzkosci. Czesto wydawala mu sie skazona. Brakowalo jej koncentracji. Wezmy taka Czerwona Armie. Gdyby to on byl buntownikiem, cesarz zginalby w zamachu juz kilka miesiecy temu, a kraj stalby teraz w ogniu, z wyjatkiem czesci zbyt wilgotnych, by sie palily. A ci? Mimo tylu wysilkow ich pomyslem na dzialalnosc rewolucyjna byly dyskretne ulotki na murach, gloszace hasla w stylu „Nieprzyjemnosci dla oprawcow w dogodnej chwili”.

Probowali podpalac straznice. Dobrze — tak powinna wygladac rewolucja, szkoda jednak, ze najpierw starali sie umowic z gwardzistami. Duzo wysilkow kosztowalo pana Honga wywolanie wrazenia, ze Czerwona Armia w ogole odnosi jakies zwyciestwa.

Coz, dal im Wielkiego Maga, w ktorego tak szczerze wierzyli. Teraz nie mieli juz nic na swoje usprawiedliwienie. Sadzac po wygladzie, ten nedznik byl tak tchorzliwy i pozbawiony talentow, jak pan Hong oczekiwal. Armia przez niego prowadzona albo ucieknie, albo pozwoli sie wybic, otwierajac droge kontrrewolucji.

Kontrrewolucja na pewno nie bedzie taka nieskuteczna. Pan Hong juz tego dopilnuje.

Ale sprawy trzeba zalatwiac po kolei. Wszedzie czaja sie wrogowie. Podejrzliwi wrogowie. Sciezka czlowieka ambitnego wiedzie po slowiczej podlodze: jeden falszywy krok, a zaspiewaja deski. To przykre, ze Wielki Mag okaze sie takim specjalista od zamkow. Dzis w nocy bloku wieziennego pilnuja ludzie pana Tanga. Oczywiscie, gdyby Czerwonej Armii udalo sie uciec, na pana Tanga nie padnie zadne podejrzenie…

Pan Hong zaryzykowal cichy chichot, gdy powracal do swoich komnat. Dowod, to najwazniejsze. Nie moze byc zadnych dowodow. Zreszta wkrotce nie bedzie to mialo znaczenia. Nic nie jednoczy ludu lepiej niz przerazajaca, krwawa wojna. A fakt, ze Wielki Mag — czyli dowodca straszliwej armii buntownikow — jest zlowrogim cudzoziemskim wichrzycielem, stanie sie iskra, ktora podpali fajerwerki.

A potem… Ankh-Morpork [sikajacy pies].

Hunghung bylo stare. Kultura opierala sie na tradycji, ukladzie pokarmowym bawolu i zdradzie. Pan Hong docenial wszystkie trzy elementy, ale nie sumowaly sie one we wladze nad swiatem, a te cenil przede wszystkim. Pod warunkiem, ze zostanie osiagnieta przez pana Honga.

Gdybym byl tradycyjnym typem wielkiego wezyra, pomyslal, siadajac przy stoliku do herbaty, w tej chwili zanosilbym sie smiechem.

Zamiast tego usmiechnal sie tylko do siebie.

Czas zajrzec do kufra? Nie. Niektorym rzeczom oczekiwanie dodaje wartosci.

* * *

Wozek inwalidzki Wscieklego Hamisha spowodowal, ze odwrocilo sie za nimi kilka glow, jednak nie padly zadne komentarze. Nadmierna ciekawosc nie byla cecha zwiekszajaca szanse przetrwania w Zakazanym Miescie. Ludzie skupiali sie na pracy, ktora polegala chyba na nieskonczonym przenoszeniu korytarzami stosow papierow.

Cohen przyjrzal sie temu, co trzymal w reku. Przez dziesiatki lat walczyl rozmaita bronia: mieczami naturalnie, ale tez lukami, wloczniami, maczugami… Wlasciwie, kiedy sie zastanowic, to praktycznie wszystkim.

Oprocz tego…

— Wcale mi sie to nie podoba — stwierdzil Truckle. — Dlaczego niesiemy kawalki papieru?

— Poniewaz jezeli w takim miejscu niesiesz kawalek papieru, nikt nie zwraca na ciebie uwagi — wyjasnil Saveloy.

— Dlaczego?

— Co?

— To… taka magia.

— Lepiej bym sie czul, jakby to byla bron.

— Prawde mowiac, papier moze byc bronia potezniejsza od wszystkich innych.

— Wiem. Wlasnie sie skaleczylem — poskarzyl sie Maly Willie, ssac palec.

— Co?

— Spojrzcie na to z innej strony, panowie — zaproponowal Saveloy. — Oto jestesmy w Zakazanym Miescie i nikt przy tym nie zginal.

— Tak. I dlatego tak… choroba… narzekamy — odparl Truckle.

Saveloy westchnal. Bylo cos dziwnego w sposobie, w jaki Truchle uzywal slow. Niewazne, co naprawde mowil, slyszalo sie to, co rzeczywiscie mial na mysli. Moglby samo powietrze doprowadzic do rumiencow, mowiac „urwal nac”.

* * *

Drzwi zatrzasnely sie za Rincewindem. Potem jeszcze stuknely zapadajace rygle.

Cele Imperium byly calkiem podobne do tych w domu. Kiedy chce sie uwiezic stworzenie tak pomyslowe jak typowa istota ludzka, zwykle polega sie glownie na solidnych, staroswieckich zelaznych pretach i duzych ilosciach kamieni. Wygladalo na to, ze ten uswiecony tradycja wzorzec przyjeto tutaj juz od dawna.

Coz, trzeba przyznac, ze z cesarzem nie poszlo najgorzej. Ale z jakiegos powodu fakt ten nie dodawal otuchy. Starzec sprawil wrazenie czlowieka rownie groznego dla przyjaciol, jak dla wrogow.

Rincewind wspomnial Macarona Jacksona, jeszcze z czasow, kiedy dopiero zaczynal studia. Wszyscy chcieli przyjaznic sie z Macaronem, ale nie wiadomo czemu, kiedy czlowiek trafil juz do jego bandy, stale ktos po nim deptal, scigala go Straz Miejska albo obrywal w bojkach, ktorych wcale nie zaczynal. Tymczasem Macaron znajdowal sie gdzies na granicy calego zamieszania i smial sie tylko.

Poza tym cesarz nie stal juz u drzwi Smierci, ale byl w korytarzu, podziwial dywan i wyglaszal komentarze na temat wieszaka. I nie trzeba byc politycznym geniuszem, by wiedziec, ze kiedy ktos taki umiera, rachunki zostaja wyrownane, zanim jeszcze ostygnie cialo. Osoba publicznie nazwana przyjacielem ma oczekiwana dlugosc zycia kojarzona zwykle ze stworzeniami, ktore o zachodzie slonca unosza sie nad strumieniem pelnym pstragow.

Rincewind odsunal na bok jakas czaszke i usiadl. Istniala zapewne szansa na ratunek, ale Czerwona Armia bylaby w ciezkich tarapatach, probujac ratowac gumowa kaczke przed utonieciem. Zreszta wtedy znalazlby sie znowu w rekach Motyl, ktora budzila w nim przerazenie prawie tak wielkie jak cesarz.

Musial wierzyc, ze bogowie nie planuja, by Rincewind, po wszystkich swoich przygodach, zgnil w lochu.

Nie, pomyslal z gorycza. Bogowie zaplanowali pewnie cos bardziej pomyslowego.

Вы читаете Ciekawe czasy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату