niego.

— Byl bardzo tani — powiedzial, nie zwracajac sie do nikogo konkretnego. — Prawde mowiac, od poczatku mi sie wydawalo, ze cos z nim jest nie w porzadku.

Za pierwszym Bagazem szedl drugi, troche wiekszy. A potem, w porzadku malejacym, cztery male kuferki, najmniejszy rozmiarow damskiej torebki. Kiedy mijal lezacego hunghungczyka, zbyt przerazonego, by uciekac, przystanal i kopnal go w ucho. I natychmiast pospieszyl za reszta.

Dwukwiat spojrzal niepewnie na corki.

— Sa do tego zdolne? — zapytal zdziwiony. — Do robienia nowych? Myslalem, ze do tego potrzeba stolarzy.

— Pewnie wiele sie nauczyl w Ankh-Morep-Orku — westchnela Motyl.

Bagaze zebraly sie razem u stop schodow. Po czym Bagaz wlasciwy odwrocil sie, rzucil jedno czy dwa teskne spojrzenia — czy tez cos, co mozna by uznac za spojrzenia, gdyby mial oczy — i odbiegl. Zanim dotarl do drugiego konca placu, zmienil sie juz w rozmazana smuge.

— Hej, czterooki!

Dwukwiat obejrzal sie. Cohen schodzil po schodach.

— Pamietam cie — oswiadczyl. — Znasz sie na wielkim wezyrowaniu?

— Nie mam o nim pojecia, panie cesarzu Cohenie.

— Swietnie. Bierzesz to stanowisko. Do roboty. Przede wszystkim chce dostac kubek herbaty. Takiej mocnej, zeby mogla w niej plywac podkowa. Trzy lyzeczki cukru. Za piec minut. Zrozumiano?

— Herbata w piec minut? — zdumial sie Dwukwiat. — Przeciez nie wystarczy czasu nawet na najkrotszy z ceremonialow.

Cohen przyjaznie objal go ramieniem.

— Jest nowy ceremonial — wyjasnil. — „Herbaty, kochanienki? Mleko? Cukier? Paczka? Dolewke?”. I mozesz powiedziec eunuchom — dodal — ze cesarz jest bardzo doslowny i ze uzyl okreslenia „potocza sie glowy”.

Dwukwiatowi oczy rozblysly za peknietymi okularami. Jakos podobala mu sie ta przemowa.

Wygladalo na to, ze przyszlo mu zyc w ciekawych czasach.

Bagaze przysiadly grzecznie i czekaly.

* * *

Los sie odsunal.

Bogowie odetchneli.

— Remis — oznajmil. — No tak. Wydaje sie, ze istotnie zwyciezylas w Hunghung, ale… stracilas swoja najcenniejsza figure, czyz nie?

— Slucham? — zdziwila sie Pani. — Nie calkiem rozumiem.

— O ile dobrze pojmuje te… fizyke… — mowil Los — to nie wierze, by cokolwiek moglo zmaterializowac sie na Niewidocznym Uniwersytecie tak, by niemal natychmiast nie zginac. Co innego trafic w zaspe, a calkiem co innego w mur.

— Nigdy nie poswiecam pionkow — zapewnila Pani.

— Jak mozesz liczyc na zwyciestwo, nie poswiecajac czasem pionka?

— Och, nigdy nie gram po to, by zwyciezyc. — Usmiechnela sie. — Ale gram, by nie przegrac. Patrz…

* * *

Rada Magow zgromadzila sie w glebi Glownego Holu i ogladala to cos, co w tej chwili pokrywalo prawie polowe sciany.

— Interesujacy efekt — uznal w koncu Ridcully. — Jak myslicie, jak szybko to sie poruszalo?

— Z piecset mil na godzine — ocenil Myslak. — Wydaje mi sie, ze wykazalismy odrobine nadmierny entuzjazm. HEX mowi…

— Ze stojacego startu do pieciuset mil na godzine? — zdziwil sie wykladowca run wspolczesnych. — Musial doznac prawdziwego szoku.

— Tak — zgodzil sie Ridcully. — Na szczescie dla tego biedaka, trwal bardzo krotko. Oczywiscie, wszyscy powinnismy sie cieszyc, ze to nie Rincewind.

Paru magow zakaszlalo.

Dziekan odstapil na krok.

— Ale co to jest? — zapytal.

— Bylo — poprawil go Myslak.

— Mozemy sprawdzic w bestiariach — zaproponowal Ridcully. — Chyba nietrudno bedzie go znalezc. Szary. Dlugie tylne stopy jak buty klauna. Krolicze uszy. Ogon dlugi i spiczasty. Poza tym, naturalnie, niewiele stworzen ma srednice dwudziestu stop, grubosc jednego cala i jest usmazonych; to chyba bardzo ulatwi badania.

— Nie chcialbym szukac dziury w calym — rzekl dziekan — ale jesli to nie jest Rincewind, gdzie on sie podzial?

— Pan Stibbons z pewnoscia moze nam wytlumaczyc, dlaczego jego wyliczenia sie nie sprawdzily.

Myslak az rozdziawil usta.

Po chwili odezwal sie tonem tak kwasnym, jak tylko sie odwazyl:

— Prawdopodobnie zapomnialem uwzglednic fakt, ze trojkat ma trzy wlasciwe katy. Prawda? Hm. Sprobuje dla sprawdzenia przeliczyc wszystko od tylu, ale wydaje mi sie, ze skladowa lateralna zostala w jakis sposob wprowadzona w to, co powinno byc magicznym transferem bidyrekcyjnym. Prawdopodobnie efekt ten byl najbardziej odczuwalny w punkcie efektywnej mediany, co spowodowalo, ze dodatkowy wezel transferu pojawil sie na ekwidystancie interwalu laczacego dwa dotychczasowe, jak to przewiduje trzecie rownanie Flume’a; prawo Turffe’a zas odpowiada za kreacje trzech roznych wektorow, kazdy przesuwajacy mniej wiecej rowna mase o jeden bok trojkata. Nie jestem pewien, dlaczego trzecia masa pojawila sie tutaj z taka predkoscia, ale sadze, ze akceleracja mogla byc spowodowana nagla kreacja wezla. Oczywiscie, stworzenie to moglo juz wczesniej szybko sie poruszac. Ale nie przypuszczam, by w stanie naturalnym bylo usmazone.

— A wiesz — powiedzial Ridcully — mysle, ze naprawde zrozumialem niektore fragmenty. Z pewnoscia czesc tych krotszych slow.

— Alez to calkiem proste — oznajmil radosnie kwestor. — Poslalismy tego… ten psi obiekt do Hunghung. Rincewind zostal przerzucony w jakies inne miejsce. A to stworzenie trafilo do nas. Jak w tej zabawie…

— Widzisz? — Ridcully zwrocil sie do Stibbonsa. — Uzywasz jezyka, ktory potrafi zrozumiec kwestor. A on przez cale rano dziala na pigulkach z suszonej zaby.

Bibliotekarz wkroczyl do sali, uginajac sie pod ciezarem wielkiego atlasu.

— Uuuk.

— Mozesz nam przynajmniej pokazac, gdzie twoim zdaniem trafil nasz czlowiek? — zapytal Ridcully.

Myslak wyjal z kapelusza linijke i dwa cyrkle.

— Jesli zalozymy, ze Rincewind znajdowal sie posrodku Kontynentu Przeciwwagi — zaczal — po czym wykreslimy linie…

— Uuk!

— Zapewniam, ze chcialem uzyc olowka…

— Iik!

— Musimy tylko wyobrazic sobie trzeci punkt rowno odlegly od pozostalych dwoch… eee… Wydaje sie, ze to gdzies na Oceanie Krawedziowym, a moze juz poza sama Krawedzia.

— Jakos nie widze tego czegos w morzu — zauwazyl Ridcully, zerkajac na niedawno laminowane zwloki.

— W takim razie musimy uwzglednic przeciwny zwrot…

Magowie wyciagneli szyje.

Rzeczywiscie, cos tam bylo.

— Nawet nie jest porzadnie narysowane — narzekal dziekan.

— Dlatego ze nikt nie jest pewien, czy rzeczywiscie istnieje — wyjasnil pierwszy prymus.

Posrodku morza unosil sie niewielki kontynent, wrecz maly wedlug standardow Dysku.

Вы читаете Ciekawe czasy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату