— A niby czyja, moj panie?! — ryknal nadrektor. — Czyzby pan sugerowal, ze pan Collabone, mlody mag niezwyklej uczciwosci, ktory, musze dodac, wykonuje znakomita robote wsrod wezy…

— …malzy — mruknal Myslak Stibbons.

— …wsrod malzy, teraz robi sobie z nas jakies zarty? Jak pan smie! Prosze dalej, panie Collabone!

— Ja…ja…ja…

— To rozkaz, doktorze[12] Collabone!

— No… „Krew jest smarem maszynerii Wielkiego Pnia, gdy pracowici, lojalni ludzie placa zyciem za karygodna glupote rady…”.

Gwar podniosl sie znowu. Moist zauwazyl, ze lord Vetinari przesuwa wzrokiem po sali… Nie zdazyl uskoczyc na czas. Spojrzenie Patrycjusza przeszlo przez niego i sunelo dalej. Jedynie brew uniosla sie pytajaco. Moist odwrocil glowe, poszukal Gilta…

Nie bylo go.

Nos Collabone’a w omniskopie jarzyl sie teraz jak latarnia. Mlody czlowiek jakal sie, upuszczal kartki, gubil linijki, ale brnal dalej z determinacja i uporem kogos, kto potrafi spedzic caly dzien na obserwacji jednej ostrygi.

— …to proba oczernienia nas wobec calego miasta! — protestowal Stowley.

— „…nieswiadomi ceny, jaka placa. Co mozemy powiedziec o ludziach, ktorzy do tego doprowadzili, ktorzy siedzieli wygodnie wokol stolu i nas zabijali? To…”.

— Pozwe uniwersytet! Pozwe uniwersytet! — wrzasnal Greenyham.

Cisnal krzeslem w omniskop. W polowie drogi krzeslo zmienilo sie w niewielkie stadko golebic, ktore w panice wzlecialy pod dach.

— Och, prosze, niech pan pozwie uniwersytet! — huknal Ridcully. — Mamy tu sadzawke pelna ludzi, ktorzy chcieli pozywac uniwersytet…

— Cisza — powiedzial Vetinari.

Slowo nie zabrzmialo glosno, ale wywarlo taki efekt, jak kropla czarnego tuszu w szklance czystej wody. Rozprzestrzenialo swoje wici i smugi, docieralo wszedzie i tlumilo halas.

Oczywiscie zawsze znajdzie sie ktos, kto nie uwaza.

— A poza tym… — ciagnal Stowley, nieswiadom zapadajacej ciszy i zamkniety we wlasnym swiecie swietego oburzenia — …jest calkiem oczywiste, ze…

— Prosilem o cisze — poinformowal Vetinari.

Stowley urwal, rozejrzal sie i oklapl. Zapanowalo milczenie.

— Bardzo dobrze — rzekl nieglosno Patrycjusz.

Skinal na komendanta Vimesa ze Strazy Miejskiej, ktory szepnal kilka slow innemu straznikowi, a ten przecisnal sie miedzy goscmi do drzwi.

Vetinari zwrocil sie do Ridcully’ego.

— Nadrektorze, bede wdzieczny, jesli poleci pan swojemu studentowi kontynuowac… — powiedzial tym samym spokojnym tonem.

— Oczywiscie. Prosze dalej, profesorze Collabone! Kiedy pan bedzie gotow!

— Eee, eee, eee, ehm… Dalej jest napisane: „Ci ludzie przejeli kontrole nad Pniem droga podstepu znanego jako Podwojna Dzwignia, ogolnie, wykorzystujac pieniadze powierzone im przez klientow, ktorzy nie podejrzewali…”.

— Przestan to czytac! — krzyknal Greenyham. — To smieszne! To oszczerstwo na oszczerstwie!

— Jestem pewien, ze cos mowilem, panie Greenyham — powiedzial Vetinari.

Greenyham zamilkl.

— Dobrze. Bardzo dziekuje — rzekl Vetinari. — Otoz sa to bardzo powazne oskarzenia. Malwersacja? Morderstwo? Jestem przekonany, ze pan… to znaczy, przepraszam, profesor Collabone jest czlowiekiem godnym zaufania… — W omniskopie Kretacz Collabone, najmlodszy profesor Niewidocznego Uniwersytetu, energicznie pokiwal glowa. — …ktory czyta jedynie to, co mu doreczono. Wydaje sie zatem, ze oskarzenia te maja zrodlo w panskiej firmie, panie Greenyham. Ciezkie zarzuty, panie Greenyham. Postawione w obecnosci wszystkich tych osob. Sugeruje pan, ze mam je potraktowac jak jakis figiel? Miasto patrzy, panie Greenyham. Och, Stowley chyba zle sie czuje.

— To nie jest wlasciwe miejsce do… — sprobowal Greenyham, zdajac sobie sprawe z trzasku pekajacego lodu.

— To idealne miejsce — zapewnil Patrycjusz. — Jest publiczne. W tych okolicznosciach, biorac pod uwage nature zarzutow, jestem pewien, ze wszyscy oczekuja ode mnie, bym dotarl do sedna oskarzen, chocby po to, by wykazac, ze sa calkowicie bezpodstawne.

Rozejrzal sie. Zabrzmial chor potwierdzen. Nawet gorne warstwy lubia przedstawienia.

— Co pan na to, panie Greenyham? — spytal Vetinari.

Greenyham milczal. Pekniecia siegaly coraz dalej, lod lamal sie ze wszystkich stron.

— Doskonale — rzekl Patrycjusz. Zwrocil sie do stojacego obok czlowieka. — Komendancie Vimes, zechce pan wyslac ludzi do biur Kompanii Wielkiego Pnia, Spolki Cywilnej Ankh-Sto, Aktywow Rownin Sto, Ankh Przyszlosci, a zwlaszcza do siedziby Handlowego Banku Kredytowego Ankh-Morpork. Poinformuje pan dyrektora, pana Cheeseborough, ze bank zostaje zamkniety w celu przeprowadzenia audytu i ze chcialbym spotkac sie z panem dyrektorem w moim biurze przy najblizszej mozliwej okazji. Dowolna osoba w kazdym z tych biur, ktora chocby przesunie jakis papier, zanim pojawia sie moi urzednicy, zostanie aresztowana i oskarzona o wspoludzial w kazdym lub wszystkich przestepstwach, jakie moga byc odkryte. A przez ten czas nikt zwiazany z Kompania Wielkiego Pnia ani nikt z ich pracownikow nie ma prawa opuszczac tego pomieszczenia.

— Nie moze pan tego zrobic! — zaprotestowal slabym glosem Greenyham, ale najwyrazniej ogien wzburzenia juz w nim przygasl.

Pan Stowley osunal sie na podloge i ukryl twarz w dloniach.

— Nie moge? — zdziwil sie Vetinari. — Jestem tyranem. To moja praca.

— Co sie dzieje? Gdzie ja jestem? — jeczal Stowley, ktory uwazal, ze warto jak najszybciej polozyc odpowiedni fundament.

— Przeciez nie ma zadnych dowodow! Ten mag klamie! Kogos musieli przekupic! — przekonywal Greenyham. Lody calkiem popekaly, a on znalazl sie na krze razem z wielkim i glodnym morsem.

— Panie Greenyham — rzekl Vetinari. — Jeszcze jeden taki nieproszony wybuch z panskiej strony, a trafi pan do aresztu. Czy to jasne?

— Pod jakim zarzutem? — zapytal Greenyham; zdolal jakos przywolac ostatnie rezerwy wynioslosci.

— Nie musze stawiac zadnego. — Szata Patrycjusza zafalowala jak skraj ciemnosci, gdy Vetinari odwrocil sie znowu do omniskopu i Kretacza Collabone’a, ktory mimo dwoch tysiecy mil nagle nie czul sie wystarczajaco oddalony. — Prosze dalej, profesorze. Nikt nie bedzie juz panu przerywal.

Moist obserwowal zebranych, gdy Collabone zacinal sie i mylil przy czytaniu reszty wiadomosci. Mowila raczej o sprawach ogolnych niz konkretach, ale wymieniala daty, nazwiska i grzmiace potepienia. Nie bylo tam nic nowego, naprawde nowego, ale wszystko bylo opakowane w odpowiedni jezyk i dostarczone przez umarlych.

„My, ktorzy zginelismy na ciemnych wiezach, domagamy sie tego od was…”.

Powinien sie wstydzic.

Co innego, kiedy wklada sie slowa w usta bogow. Kaplani robia to bez przerwy. Ale to juz o krok za daleko. Trzeba byc prawdziwym draniem, zeby cos takiego wymyslic.

Odprezyl sie troche. Szanowany, uczciwy obywatel nie siegnalby do tak niskich sztuczek, lecz przeciez nie dlatego dostal te posade, ze byl szanowanym i uczciwym obywatelem. Pewne zadania wymagaja porzadnego mlotka, inne — pokreconego korkociagu.

Przy odrobinie szczescia moglby naprawde w to uwierzyc, gdyby sie postaral.

* * *

Spadl wczesny snieg i jodly wokol wiezy 181 jarzyly sie biela w ostrym, jasnym swietle gwiazd.

Dzis wieczorem byli tu wszyscy — Dziadek, Roger, Wielki Steve-o, Chrypa Polbok, ktory byl krasnoludem i musial siadac na poduszce, zeby dosiegnac klawiatury, no i Ksiezniczka.

Kiedy przekazywali wiadomosc, rozleglo sie kilka stlumionych sykniec. Teraz panowala cisza zaklocana tylko

Вы читаете Pieklo pocztowe
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату