A kiedy twarze przed nim rozciagnely sie w usmiechach pelnych nadziei, tego najwspanialszego daru, dodal:
— Do aresztu ich, komendancie. Do osobnych cel, jesli mozna prosic. Porozmawiam z nimi rano. A jesli pan Slant przyjdzie sie z panem spotkac w ich sprawie, niech pan mu przekaze, ze chcialbym chwile pogawedzic. Zgoda?
To brzmialo… dobrze. Kiedy znow zabrzmial gwar, Moist ruszyl do drzwi. I prawie do nich dotarl, kiedy glos Patrycjusza doscignal go jak noz.
— Tak szybko pan nas opuszcza, panie Lipwig? Prosze zaczekac. Podwioze pana do tego panskiego slawnego Urzedu Pocztowego.
Przez chwile, przez drobny ulamek sekundy, Moist myslal o ucieczce. Ale zrezygnowal. Nie mialaby sensu.
Tlum rozstapil sie pospiesznie przed idacym do drzwi Patrycjuszem. Za nim miejsca zajela straz.
W ostatecznym rozrachunku istnieje przeciez wolnosc ponoszenia konsekwencji.
Kiedy ruszyli, Patrycjusz oparl sie o skorzana tapicerke karocy.
— Co za niezwykly wieczor, panie Lipwig — rzekl. — O tak…
Moist uznal — podobnie jak nagle otepialy pan Stowley — ze jego przyszle szczescie zalezy od tego, by mowil jak najmniej.
— Tak, wasza lordowska mosc — zgodzil sie.
— Ciekawe, czy ten mechanik znajdzie jakies dowody, ze ta niezwykla wiadomosc zostala wprowadzona do sekarow ludzka reka — zastanawial sie glosno Patrycjusz.
— Nie wiem, wasza lordowska mosc.
— Nie wie pan?
— Nie.
— Ach… — mruknal Vetinari. — Wiadomo, ze umarli czasem przemawiaja. Tablice ouija, seanse spirytystyczne i tak dalej. Kto moglby stwierdzic, ze nie wykorzystaja sekarowego medium?
— Nie ja, wasza lordowska mosc.
— Odnosze wrazenie, ze podoba sie panu nowa kariera, panie Lipwig.
— Tak, rzeczywiscie.
— To dobrze. Od poniedzialku panskie obowiazki beda tez obejmowaly administrowanie Wielkim Pniem. Zostaje przejety przez miasto.
To tyle, jesli chodzi o przyszle szczescie…
— Nie, wasza lordowska mosc — powiedzial.
Vetinari uniosl brew.
— Czy istnieje jakas alternatywa, panie Lipwig?
— To naprawde wlasnosc prywatna, wasza lordowska mosc. Nalezy do Dearheartow i innych, ktorzy go budowali.
— No, no, nawet plotka rzuci sie na rekina… Ale klopot polega na tym, widzi pan, ze oni nie radzili sobie z interesami. Jedynie z mechanika. W przeciwnym razie przejrzeliby Gilta. Wolnosc sukcesu idzie w parze z wolnoscia porazki.
— To byla kradziez poprzez liczbowe manipulacje — stwierdzil Moist. — Gra w trzy karty rejestrami ksiegowymi. Nie mieli szans.
Vetinari westchnal.
— Twardo sie pan targuje, panie Lipwig.
Moist milczal. Nawet nie wiedzial, ze probuje sie targowac.
— Ale zgoda. Kwestia wlasnosci pozostanie chwilowo w zawieszeniu, dopoki nie zbadamy metnych glebin tej historii. Ale tak naprawde chodzilo mi o to, ze od Pnia uzaleznione jest utrzymanie bardzo wielu ludzi. Z czystego humanitaryzmu musimy cos z tym zrobic. Prosze wiec uporzadkowac sprawy, poczmistrzu.
— Przeciez bede mial mnostwo pracy z Urzedem Pocztowym! — zaprotestowal Moist.
— Mam taka nadzieje. Ale z doswiadczenia wiem, ze jesli cos ma byc zalatwione, trzeba to powierzyc czlowiekowi, ktory ma mnostwo pracy.
— W takim razie zamierzam utrzymac Pien w ruchu.
— Moze dla uczczenia pamieci umarlych… — rzekl Vetinari. — Tak. Jak pan chce. O, to juz panski przystanek.
Kiedy woznica otworzyl drzwiczki, Patrycjusz pochylil sie do Moista.
— Aha, i jeszcze przed switem radze sprawdzic, czy wszyscy opuscili te stara wieze maga — powiedzial.
— Nie rozumiem, o co chodzi waszej lordowskiej mosci — odparl Moist. Wiedzial, ze jego twarz nie zdradza niczego.
Vetinari cofnal sie w glab.
— Dobra robota, panie Lipwig.
Przed Urzedem Pocztowym czekali ludzie. Zabrzmialy oklaski, kiedy Moist zmierzal do wejscia. Padal deszcz — szara, brudna mzawka, bedaca raczej czyms w rodzaju mgly z nadwaga.
Czesc pracownikow czekala w srodku. Moist uswiadomil sobie, ze wiesci jeszcze tu nie dotarly. Nawet tradycyjny plotkarski mlyn Ankh-Morpork nie byl w stanie go wyprzedzic w drodze z Niewidocznego Uniwersytetu.
— Co sie stalo, poczmistrzu? — zapytal Groat, splatajac dlonie. — Oni wygrali?
— Nie — odparl Moist, ale wyczuli rozdraznienie w jego glosie.
— Mysmy wygrali?
— Nadrektor bedzie musial rozstrzygnac. Przypuszczam, ze nie dowiemy sie jeszcze przez pare tygodni. Ale sekary sa zamkniete. Przykro mi, to dosc skomplikowane…
Zostawil ich zdziwionych, a sam powlokl sie do gabinetu.
— Dobry Wieczor, Panie Lipvig! — zadudnil golem z kata.
Moist usiadl i oparl glowe na rekach. Odniosl zwyciestwo, ale wcale tego nie odczuwal. Mial wrazenie chaosu.
Zaklady? Jesli Rurka dotrze do Genoi, mozna sie klocic, ze zgodnie z regulami wygral, ale Moist mial przeczucie, ze zaklady beda uniewaznione. To znaczy, ze ludzie przynajmniej dostana z powrotem swoje pieniadze.
Bedzie musial utrzymac Pien w ruchu, bogowie wiedza, w jaki sposob. Wlasciwie obiecal to Gnu, prawda? Zdumiewajace, jak ludzie uzaleznili sie od sekarow. Przez cale tygodnie sie nie dowie, jak sobie radzi Rurka… Nawet on sam przyzwyczail sie do codziennych nowin z Genoi. A teraz calkiem jakby stracil palec… Ale sekary byly tez wielkim, niezgrabnym monstrum — za duzo wiez, za duzo ludzi, za duzo wysilku. Musi istniec jakis sposob, zeby zrobic to wszystko lepiej, szybciej i taniej… A moze czegos tak wielkiego nikt nie potrafi dobrze prowadzic dla zysku? Moze to cos jest podobne do Urzedu Pocztowego, moze zysk pojawia sie rozsmarowany na cale spoleczenstwo?
Jutro bedzie musial wziac sie za wszystko na powaznie. Porzadny obieg poczty. Wiekszy personel. Setki spraw do zalatwienia. I setki innych, ktore trzeba zalatwic przed tamtymi. Zabawa sie skonczyla, skonczylo sie granie na nosie temu wielkiemu powolnemu olbrzymowi. Wygral, wiec teraz musi pozbierac resztki i jakos puscic wszystko w ruch. A potem przyjsc tu nastepnego dnia i zrobic to znowu.
Nie tak mialo sie to skonczyc. Czlowiek wygrywal, chowal gotowke do kieszeni i odchodzil. Tak powinna toczyc sie gra, prawda?
Jego uwage przyciagnelo pudelko z wiadomoscia Anghammarada na poskrecanej, skorodowanej tasmie. Pomyslal, ze chcialby teraz znalezc sie na dnie morza.
— Panie Lipwig…