— Daleko stad do Ankh-Morpork — stwierdzila Unity.

— Ktos nas podwiezie — zapewnila Susan.

Na niebie pojawialy sie pierwsze gwiazdy.

— Gwiazdy sa bardzo ladne — zauwazyla Unity.

— Tak myslisz?

— Ucze sie tego. Ludzie uznaja je za ladne.

— Chodzi o to, rozumiesz, ze sa takie chwile, kiedy patrzysz na wszechswiat i myslisz: „A co ze mna?”. I mozesz uslyszec, jak wszechswiat odpowiada: „No a co z toba?”.

Unity zastanowila sie nad tym przez moment.

— No a co z toba? — spytala.

Susan westchnela.

— No wlasnie. — Westchnela znowu. — Nie mozna myslec o jednej osobie, kiedy ratuje sie swiat. Trzeba byc zimnym, wyrachowanym draniem.

— To zabrzmialo, jakbys kogos cytowala. Kto to powiedzial?

— Pewien absolutny idiota. — Susan sprobowala pomyslec o innych sprawach. — Nie pozbylismy sie wszystkich — dodala. — Gdzies tam w dole jeszcze sa Audytorzy.

— To nie ma znaczenia — stwierdzila Unity chlodno. — Popatrz na slonce.

— I co?

— Zachodzi.

— I…?

— To znaczy, ze czas plynie przez swiat. Cialo daje sie we znaki, Susan. Juz wkrotce moi… moi byli koledzy, oszolomieni i uciekajacy, poczuja zmeczenie. Beda musieli zasnac.

— To rozumiem, lecz…

— Jestem oblakana. Wiem o tym. Ale za pierwszym razem, kiedy mi sie to zdarzylo, napotkalam groze, jakiej nie potrafie ujac w slowa. Czy mozesz sobie wyobrazic to uczucie? Dla intelektu majacego juz miliony lat, w ciele bedacym malpa na grzbiecie szczura, ktory wyrosl z jaszczurki? Czy wyobrazasz sobie, co wypelza z mrocznych zakatkow pozbawionych kontroli?

— Co probujesz mi powiedziec?

— Oni umra w swoich snach.

Susan probowala to sobie wyobrazic. Miliony lat myslenia precyzyjnych, logicznych mysli, a potem nagle czlowieczenstwo za jednym zamachem zrzuca na kogos cala swa mroczna przeszlosc. Prawie wspolczula Audytorom. Prawie…

— Ale ty nie umarlas — zauwazyla.

— Nie. Wydaje mi sie, ze musze byc… inna. To straszna rzecz, kiedy jest sie innym, Susan. Czy mialas romantyczne nadzieje w zwiazku z tym chlopcem?

Pytanie padlo znikad i nie bylo przed nim obrony. Twarz Unity zdradzala jedynie cos w rodzaju nerwowej troski.

— Nie — zapewnila Susan.

Na nieszczescie Unity nie opanowala chyba pewnych subtelnosci ludzkiej konwersacji — na przyklad kiedy ton glosu oznacza: „Zostaw te sprawe natychmiast albo niech wielkie szczury pozeraja cie dniem i noca”.

— Musze sie przyznac do dziwnych uczuc wobec niego… tej jego jazni, ktora byla zegarmistrzem. Czasami, kiedy sie usmiechal, byl normalny. Chcialam mu pomoc, bo wydawal sie taki zamkniety w sobie i smutny.

— Nie musisz sie do tego przyznawac — burknela Susan. — A w ogole to skad znasz slowo „romantyczny”? — dodala.

— Znalazlam kilka tomow poezji. — Unity naprawde wygladala na zaklopotana.

— Naprawde? Nigdy nie ufalam poezjom — odparla Susan.

Wielkie, ogromne, bardzo glodne szczury.

— Przekonalam sie, ze jest niezwykle interesujaca. Jak to mozliwe, ze zapisane slowa maja taka moc? Nie ma watpliwosci, ze bycie czlowiekiem jest niesamowicie trudne i nie da sie opanowac w czasie jednego zycia — oswiadczyla ze smutkiem Unity.

Susan poczula wyrzuty sumienia. Przeciez to nie Unity wina. Ludzie ucza sie pewnych rzeczy, dorastajac. Rzeczy, ktore nigdzie nie sa zapisane. A Unity nigdy nie dorastala.

— Co masz zamiar teraz robic? — spytala.

— Mam takie dosc ludzkie pragnienie — odparla Unity.

— Coz, jesli moge jakos pomoc…

Byla to — jak zrozumiala pozniej — jedna z fraz podobnych do „Co slychac?”. Ludzie powinni zdawac sobie sprawe z faktu, ze nie jest to prawdziwe pytanie. Ale Unity tego takze sie nie nauczyla.

— Dziekuje. Istotnie, mozesz pomoc.

— Ehm, swietnie, o ile…

— Chcialabym umrzec.

Od zachodzacego slonca zblizalo sie paru jezdzcow.

Tik

Niewielkie ogniska plonely wsrod gruzow, rozjasniajac noc. Wiekszosc domow zostala calkowicie zniszczona, chociaz, jak uwazal Soto, slowo „poszatkowana” byloby bardziej odpowiednie.

Siedzial na poboczu ulicy, trzymajac przed soba zebracza miseczke, i obserwowal wszystko uwaznie. Istnialy oczywiscie o wiele bardziej interesujace metody, gwarantujace, ze mnich historii nie zostanie zauwazony. On jednak stosowal technike zebraczej miseczki, odkad Lu-tze pokazal mu, ze ludzie nigdy nie widza kogos, kto chce, zeby dali mu pieniadze.

Obserwowal, jak ratownicy wyciagaja z domu ciala. Poczatkowo sadzili, ze jedno z nich zostalo straszliwie okaleczone przez wybuch, do chwili kiedy usiadlo i wyjasnilo, ze jest Igorem, i to w doskonalej formie — jak na Igora. Drugie rozpoznano jako doktora Hopkinsa z Gildii Zegarmistrzow, ktory w cudowny sposob nie odniosl zadnych obrazen.

Soto jednak nie wierzyl w cuda. Jego podejrzenia wzbudzil rowniez fakt, ze w zniszczonym budynku bylo pelno pomaranczy, doktor Hopkins belkotal o wydobywaniu z nich slonecznego swiatla, a blyszczacy maly abakus zdradzal, ze wydarzylo sie cos niezwykle wielkiego.

Postanowil zlozyc raport i zobaczyc, co powiedza na to chlopcy z Oi Dong.

Podniosl zebracza miseczke i przez labirynt zaulkow ruszyl z powrotem do bazy. Teraz nie przejmowal sie juz zbytnio maskowaniem — czas, jaki Lu-tze spedzil w miescie, okazal sie okresem przyspieszonej edukacji dla wielu mieszkancow z odmiany czajacej sie w mroku. Obywatele Ankh-Morpork poznali juz Pierwsza Zasade.

W kazdym razie znali ja az do teraz. Trzy postacie wyszly niepewnym krokiem sposrod cieni, a jedna z nich machnela ciezkim toporem. Trafilaby Soto w glowe, gdyby sie nie uchylil.

Oczywiscie, byl przyzwyczajony do takich przypadkow. Zawsze mogl sie trafic jakis opozniony w nauce, ale zwykle nie stanowil zagrozenia, ktoremu nie mogloby zaradzic szybkie rozkrojenie.

Wyprostowal sie, gotow sie wycofac, kiedy gruby kosmyk czarnych wlosow opadl mu na ramie i zesliznal sie po materiale szaty na ziemie. Soto nie powiedzial nic — ale napastnicy przestraszyli sie wyrazu jego twarzy.

Przez czerwona mgle wscieklosci widzial, ze wszyscy trzej maja na sobie poplamione szare szaty i wygladaja na jeszcze bardziej szalonych niz zwykle mieszkancy zaulkow. Przypominali dotknietych obledem ksiegowych.

Jeden z nich siegnal do jego zebraczej miseczki.

Kazdy ma w zyciu pewne warunkowe zastrzezenia, jakies niewypowiedziane i drobne uzupelnienia regul, na przyklad „o ile naprawde nie bede musial”, „chyba ze nikt nie widzi” czy „chyba ze pierwsza byla z nugatem”. Soto od stuleci pielegnowal przekonanie o swietosci wszelkiego zycia i calkowitym bezsensie przemocy, ale tym osobistym warunkowym zastrzezeniem bylo „ale nie wlosy; nikomu nie wolno dotykac moich wlosow, jasne?”.

Mimo to kazdemu trzeba dac szanse.

Napastnicy odskoczyli, kiedy cisnal miseczka w sciane, a ukryte ostrza wbily sie w drewno.

Вы читаете Zlodziej czasu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату