— Ach… — Madame obserwowala jego twarz. — Rosemary mowila, ze zlodzieje zdjeli z pana bardzo kosztowny pancerz. Odpowiedni dla generala, jak slyszalam.

Otworzyla nastepna butelke. I to fachowo, zauwazyl Vimes mimo zdumienia. Bez tych amatorskich zabaw ze strzelajacymi korkami i rozlanymi babelkami.

— Czy nie byloby to dziwne, gdyby bylo prawdziwe? — zastanawiala sie madame. — Czlowiek staczajacy bojki na ulicach, z manierami i pancerzem dowodcy…

Vimes patrzyl prosto przed siebie.

— I kogo to obchodzi, skad sie tu wzial? — rzucila madame w powietrze. — Moglibysmy przyjac poglad, ze wreszcie pojawil sie czlowiek, ktory rzeczywiscie moze objac Straz Miejska.

Pierwsza mysl, ktora jak szampan zaszumiala Vimesowi w glowie, brzmiala: Na wszystkie demony, moglbym to zrobic! Wykopac Swinga, awansowac paru porzadnych sierzantow…

Druga mysl mowila: W tym miescie? Pod Snapcase’em? Teraz? Bylibysmy tylko jeszcze jednym gangiem.

A trzecia mysl podpowiadala: To szalenstwo! To nie moze sie zdarzyc. To sie nigdy nie zdarzylo. Chcesz wrocic do domu, do Sybil.

Mysli numer jeden i dwa ustapily miejsca troche zawstydzone, mruczac: Tak, racja… no pewnie, Sybil… jasna sprawa… przepraszamy… Az calkiem zamilkly.

— Zawsze mialam talent do zauwazania obiecujacych ludzi — ciagnela madame, gdy Vimes wciaz wpatrywal sie w pustke.

Czwarta mysl uniosla sie w mroku niczym jakis paskudny stwor z glebin.

Nie pamietales o Sybil przed mysla numer trzy, szepnela.

Zamrugal.

— Wie pan, czego potrzeba miastu… — zaczela madame.

— Chce wrocic do domu — powiedzial Vimes. — Mam zamiar wykonac te robote, ktora mam przed soba, a potem wracam do domu.

— Sa tacy, ktorzy powiedza, ze jesli nie jest pan z nami, to jest pan przeciw nam.

— Z wami? W jakiej sprawie? Jakiejkolwiek? Nie! Ale nie jestem tez z Winderem. Nie powinienem byc z nikim. I nie biore lapowek. Nawet jesli Sandra zacznie mi grozic muchomorem!

— O ile pamietam, to byl grzybek. Ojej… — Dama rzucila mu usmiech. — Jest pan nieprzekupny?

No nie, znow sie zaczyna, pomyslal Vimes. Dlaczego musialem czekac az do malzenstwa, zeby stac sie dziwnie atrakcyjny dla kobiet majacych wladze? Dlaczego nie spotkalo mnie to, kiedy mialem szesnascie lat? Wtedy moglbym skorzystac…

Probowal spojrzec ponuro, ale chyba tylko pogorszyl sytuacje.

— Spotkalam kilku nieprzekupnych mezczyzn — stwierdzila madame Maserole. — Zwykle gina okropna smiercia. Widzi pan, swiat dazy do rownowagi. Czlowiek skorumpowany w dobrym swiecie, dobry czlowiek w skorumpowanym swiecie… rownanie wyglada tak samo. Swiat nie traktuje dobrze tych, ktorzy nie staja po zadnej ze stron.

— Lubie srodek — oswiadczyl Vimes.

— To daje panu dwoch wrogow. Jestem zdumiona, ze stac pana na tylu z pensji sierzanta. Prosze pomyslec, z czego pan rezygnuje.

— Mysle. I nie bede pomagal ludziom ginac tylko po to, zeby jednego durnia zastapic innym.

— W takim razie drzwi sa za panem, sierzancie. Bardzo zaluje, ze nie udalo sie nam…

— …ubic interesu?

— Chcialam powiedziec: osiagnac obustronnie korzystnego porozumienia. Jestesmy niedaleko od panskiego posterunku. Zycze panu… szczescia.

Skinela w strone drzwi.

— Co za szkoda — powiedziala i westchnela.

Vimes wyszedl w deszczowa noc, przeniosl ciezar ciala z nogi na noge, po czym wykonal kilka eksperymentalnych krokow.

Rog Latwej i Kopalni Melasy. Polaczenie plaskich kamieni i starych cegiel. Tak…

Poszedl do domu.

Madame jeszcze przez chwile wpatrywala sie w zamkniete drzwi. Potem odwrocila sie, kiedy zamigotaly plomyki swiec.

— Naprawde jestes dobry — powiedziala. — Jak dlugo juz tu stoisz?

Havelock Vetinari wynurzyl sie z cienia w kacie. Nie mial na sobie oficjalnej czerni skrytobojcow, ale luzny stroj w… wlasciwie w zadnym normalnym kolorze, tylko w nieokreslonych odcieniach szarosci.

— Jestem tu dostatecznie dlugo — oznajmil i rozsiadl sie w fotelu, ktory opuscil Vimes.

— Nawet Ciotki cie nie zauwazyly?

— Ludzie patrza, ale nie widza. Sztuka polega na tym, zeby pomoc im nic nie widziec. Ale mysle, ze gdybym nie stanal z tylu, Keel by mnie zauwazyl. On sie wpatruje w cienie. Interesujace.

— Jest bardzo gniewnym czlowiekiem.

— A ty rozgniewalas go jeszcze bardziej, pani.

— Sadze, ze uzyskasz swoje dzialania odciagajace — rzekla madame.

— Ja tez tak sadze, pani.

Madame schylila sie i poklepala go po kolanie.

— Widzisz? Twoja cioteczka mysli o wszystkim… — Wyprostowala sie. — Lepiej pojde zajac czyms gosci. Jestem bardzo zajmujaca osoba. Jutro wieczorem lord Winder nie bedzie mial wielu przyjaciol. — Wychylila swoj kubek szampana. — Doktor Follett to czarujacy mezczyzna, nie sadzisz? Nie wiesz, czy to jego wlasne wlosy?

— Nie szukalem okazji, by sprawdzic — odparl Havelock. — Czy on probuje cie upic?

— Tak — przyznala madame. — Nie mozna go nie podziwiac.

— Podobno umie grac na lutni.

— Fascynujace.

Madame ulozyla usta w szczery usmiech radosci i otworzyla podwojne drzwi po drugiej stronie pokoju.

— Och, doktorze — powiedziala, wchodzac w oblok dymu. — Moze jeszcze odrobinke szampana?

Vimes spal w kacie, na stojaco. To stara sztuczka, znana nocnym straznikom i koniom. Nie byl to prawdziwy sen, czlowiek by umarl, gdyby probowal tak przetrwac wiecej niz kilka nocy, jednak dawalo sie w ten sposob troche odpoczac.

Niektorzy z jego ludzi juz sie tego nauczyli. Inni korzystali ze stolow i law. Nikt jakos nie zdradzal checi, by isc do domu, nawet kiedy cos w rodzaju switu rozjasnilo deszcz, a Ryjek wszedl z garnkiem straszliwej owsianki.

Vimes otworzyl oczy.

— Kubek herbaty, sierzancie? — zaproponowal Ryjek. — Parzona od godziny, dwie lyzeczki cukru.

— Zycie mi ratujesz, Ryjek — westchnal Vimes.

— A na dworze czeka jakis dzieciak i mowi, ze musi z panem, hnah, specjalnie porozmawiac — ciagnal Ryjek. — Mam mu przylozyc po lbie?

— Jak on pachnie? — zapytal Vimes, saczac goraca, zraca herbate.

— Jak podloga klatki pawiana, sierzancie.

— Aha, Nobby Nobbs. Wyjde i pogadam z nim. Wynies mu miske owsianki, dobrze?

Ryjkowi ten pomysl wyraznie sie nie spodobal.

— Jesli przyjmie pan, hnah, moja rade, sierzancie, to nie warto zachecac takich dzieciakow jak…

— Widzisz te paski, Ryjek? I dobrze. Duza miske.

Vimes wyszedl z herbata na mokry dziedziniec, gdzie pod sciana czekal Nobby.

Pojawily sie sugestie, ze zapowiada sie sloneczny dzien. Po nocnym deszczu to i owo powinno rozkwitnac. Na przyklad bzy…

— Co sie dzieje, Nobby?

Вы читаете Straz nocna
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату