troll!

— Jasne — stwierdzil sierzant. — Zapiszcie go.

— Chcesz walczyc razem z nami? — zapiszczal Strappi.

Trolle nie maja wyczucia przestrzeni osobistej, a w tej chwili tona tego, co — praktycznie rzecz biorac — bylo odmiana skaly, pochylala sie nad stolem i kapralem.

Troll przeanalizowal pytanie. Rekruci stali w milczeniu, z kuflami znieruchomialymi w polowie drogi do ust.

— Nie — odpowiedzial w koncu. — Chcem walczyc z armia. Bogowie zachowajcie… — Troll umilkl i popatrzyl na sufit. Czegokolwiek tam szukal, nie bylo chyba widoczne, wiec popatrzyl na wlasne stopy porosniete trawa. W koncu uniosl wolna reke i poruszyl palcami, jakby cos liczyl. — …Ksiezna — dokonczyl. Czekanie trwalo dlugo. Stol zatrzeszczal, kiedy troll polozyl na blacie reke dlonia do gory. — Dawac szylinga.

— Ale mamy tylko te kawalki papie… — zaczal kapral Strappi, lecz sierzant Jackrum wbil mu lokiec w zebra.

— Slowo honoru, kapralu, czy wyscie oszaleli? — syknal. — Za wciagniecie trolla dostaniemy premie jak za dziesieciu ludzi!

Druga reka siegnal do kieszeni kurtki, wyjal srebrnego szylinga i polozyl go ostroznie na wielkiej dloni.

— Witamy w nowym zyciu, przyjacielu! Zapisze tylko twoje imie, dobrze? No wiec jak?

Troll przyjrzal sie sufitowi, stopom, sierzantowi, scianie i stolowi. Polly zauwazyla, ze porusza ustami.

— Karborund? — sprobowal.

— Tak, prawdopodobnie — zgodzil sie sierzant. — A moze zechcialbys zgo… skosic troche wlo… mchu? Mamy takie przepisy…

Sciana, podloga, sufit, stol, palce, sierzant.

— Nie — odparl Karborund.

— Jasne. Jasne. Jasne — uspokoil go sierzant pospiesznie. — To wlasciwie nie jest przepis jako taki, ale raczej sugestia. Niemadra, co? Zawsze mi sie tak wydawalo. Ciesze sie, ze mamy cie wsrod nas — dodal z przekonaniem.

Troll polizal monete, ktora zalsnila w jego dloni jak diament. Rzeczywiscie, zauwazyla Polly, trawa rosla mu pod paznokciami… Podszedl do baru. Stojacy rozstapili sie natychmiast, poniewaz trolle nigdy nie musza czekac za pijacymi, machac pieniedzmi i probowac pochwycic wzrok barmana.

Karborund rozlamal monete na polowy i rzucil obie na kontuar. Brew przelknal sline. Wygladal, jakby chcial powiedziec: Jestes pewien?”, tyle ze nie bylo to pytanie, jakie barmani kieruja do klientow wazacych powyzej pol tony. Karborund zastanowil sie chwile i rzekl:

— Daj drink.

Brew kiwnal glowa, zniknal na chwile na zapleczu i wrocil, niosac kufel z podwojnym uchwytem. Maladict kichnal. Polly zaczela lzawic — taki zapach wyczuwa sie przez zeby. Oberza mogla podawac gosciom nedzne piwo, ale ten plyn byl czystym octem, od ktorego szczypalo w oczy.

Brew wrzucil polowke srebrnej monety do naczynia, po czym wyjal z szuflady miedzianego pensa i wzniosl nad spienionym kuflem. Troll skinal glowa. Z odrobina ceremonii, jak kelner wrzucajacy do koktajlu mala parasolke, Brew upuscil miedziaka do kufla.

Ciecz zapienila sie mocniej. Igor przygladal sie z zaciekawieniem. Karborund chwycil naczynie w dwa palce kazdej z wielkich dloni, po czym jednym haustem przelknal cala zawartosc. Przez moment stal nieruchomo, a potem ostroznie postawil kufel na ladzie.

— Zechciejcie, panowie, troche sie odsunac — mruknal Brew.

— A co sie stanie? — zainteresowala sie Polly.

— Roznie to na nich dziala. Wyglada na to, ze ten… a nie, juz zalatwiony…

W godnym podziwu stylu Karborund padl na plecy. Nie bylo zadnego uginania kolan, zadnej dziewczynskiej proby zamortyzowania upadku. Po prostu zmienil pozycje ze stojacej z reka wyciagnieta przed siebie na lezaca z reka sterczaca w gore. Zakolysal sie nawet pare razy, kiedy juz uderzyl o podloge.

— Nie maja glowy do takich drinkow — stwierdzil Brew. — Typowe dla takich mlodych byczkow. Przychodza tutaj i probuja zgrywac wielkiego trolla, zamawiaja Elektryczny Powalacz i nie wiedza, jak go wypic.

— Wroci do siebie? — zapytal Maladict.

— Raczej nie przed switem. Mozg przestal mu dzialac.

— Dla niego to niewielka roznica — uznal kapral Strappi. — No dobra, ofermy! Spicie w tej szopie na tylach. Praktycznie wodoszczelna i prawie bez szczurow! Wymarsz o swicie! Jestescie teraz w wojsku!

Polly lezala w ciemnosci na poslaniu z gnijacej slomy. Nie bylo mowy, zeby ktokolwiek sie rozbieral. Deszcz bebnil o dach, a wiatr dmuchal przez szczeline pod drzwiami mimo prob Igora, by zatkac ja sloma. Porozmawiali chwile dosc chaotycznie. Z tej rozmowy Polly dowiedziala sie, ze szope zamieszkuja wraz z nia „Stukacz” Halter, „Kukula” Manickle, „Lazer” Goom i „Loft” Tewt. Maladict i Igor chyba nie zyskali sobie latwych do powtorzenia przydomkow. Ona sama za powszechna zgoda zostala Ozzerem.

Ku jej lekkiemu zdziwieniu chlopiec przedstawiajacy sie jako Lazer wyjal z tobolka nieduzy portret ksieznej i niepewnie zawiesil go na starym gwozdziu. Nikt nie powiedzial ani slowa, kiedy zaczal sie do niej modlic. Tak wlasnie powinno sie robic.

Mowili, ze ksiezna nie zyje…

Pewnej nocy Polly zmywala wlasnie, kiedy uslyszala rozmowe mezczyzn. A nieszczesliwa jest kobieta, ktora nie potrafi podsluchiwac i robic halasu rownoczesnie.

Nie zyje, mowili, ale ludzie w PrinceMarmadukePiotreAlbertHansJosephBernhardt-Wilhelmsbergu to ukrywaja. Dlatego ze nie miala dzieci, a w rodach panujacych ludzie bez przerwy zawieraja malzenstwa ze swoimi kuzynami i babciami, wiec ksiazecy tron przypadlby ksieciu Heinrichowi ze Zlobenii! Tak jest! Mozecie uwierzyc? No bo niby czemu nikt jej nigdy nie widzial, co? I przez te wszystkie lata nie namalowali nowego portretu? Daje do myslenia. Pewnie, powtarzaja nam, ze jest w zalobie z powodu mlodego ksiecia, ale to sie przeciez wydarzylo siedemdziesiat lat temu! Podobno pochowali ja w sekrecie i…

Ale wtedy wlasnie ojciec przerwal brutalnie. Sa takie rozmowy, po ktorych czlowiek woli, by nikt nie pamietal, ze w ogole przebywal w tym samym pomieszczeniu.

Zywa czy martwa, ksiezna troszczyla sie o swych poddanych.

Rekruci probowali zasnac.

Od czasu do czasu ktos bekal albo glosno puszczal wiatry. Polly reagowala kilkoma wlasnymi falszywymi czknieciami. Zdawalo sie, ze sklania to do wiekszego wysilku innych spiacych, az dach grzechotal i kurz opadal w dol, nim wszyscy sie wreszcie uspokoili. Raz czy dwa slyszala, jak ktos wychodzi chwiejnie na ciemnosc i wiatr, w teorii do wygodki, ale biorac pod uwage meska niecierpliwosc w takich sprawach, prawdopodobnie do celu o wiele blizszego. Raz, budzac sie i zapadajac w niespokojny sen, miala wrazenie, ze slyszy czyjs szloch.

Uwazajac, by za glosno nie szelescic, wyjela wytarty, poskladany, zaczytany i poplamiony list od brata. Przeczytala go w swietle samotnej, migoczacej swiecy. Zostal otworzony i ciezko okaleczony przez cenzorow, a takze nosil pieczec ksiestwa. Brzmial tak:

Kochani!

Jestesmy w ---, ktory jest -- z takim -- acym czyms z galkami. We -- ruszamy do --- i bardzo dobrze, poniewaz juz -- stad. Dbam o siebie. Jedzenie jest --. - bedziemy -- przy -- ale moj kumpel --ek mowi, zeby sie nie przejmowac, wszystko sie skonczy do -- i wszyscy dostaniemy medale.

Uszy do gory!

Paul

Pismo bylo wyrazne, przesadnie staranne i ksztaltne, jak u kogos, kto musi pomyslec nad kazda litera. Polly wolno zlozyla list. Paul marzyl o medalach, bo blyszcza. Minal juz niemal rok od czasu, kiedy kazdy werbownik,

Вы читаете Potworny regiment
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату