wiedzmienia — zmartwil sie Duzy Jan.

— Ano. Ale chlopocek nie bedzie sie chciol zenic — zauwazyl Troche Szalony Angus.

— Kiedys moze zechce — ostrzegl Billy, dla ktorego obserwowanie ludzi bylo ciekawym hobby. — Winksosc wielkoszychowych chlopow sie zeni.

— Noprowde? — zdumial sie ktorys z Feeglow.

— Ano tak.

— I chcom sie zenic?

— Duzo ich chce, ano.

— I potem ni ma juz picio, bicio i zlodziejstwa?

— Zarozki! Mnie dalej wolno cosem pic, bic i krosc! — obruszyl sie Rob Rozboj.

— Ano, Rob, ale trudno nie zauwozyc, co musis tez sie Tlumocyc — wtracil Tepak Wullie.

Tlum Feeglow zgodnie pokiwal glowami. Dla nich Tlumaczenie nalezalo do sztuk tajemnych.

— I wis, jak wracomy z picia, bicia i zlodziejstwa, Jeannie robi tez Zaciskanie Warg — ciagnal Tepak Wullie.

Wszyscy Feeglowie jekneli chorem:

— Oooch… Scez nos psed Zaciskaniem Warg!

— I jest jesce Splatanie Rak — dodal Wullie, choc sam byl juz przerazony.

— Oooooch, bida, bida, bida, Splatanie Rak! — krzykneli Feeglowie, szarpiac sie za wlosy.

— Ze nie wspomne o Tupaniu Nogom… — Wullie urwal, bo nie chcial sluchac o Tupaniu Noga.

— Aargh! Oooooch! Ino nie Tupanie Nogom! Niektorzy Feeglowie zaczeli tluc glowami o drzewa.

— Ano, ano, ano… ALE — rzekl zdesperowany Rob — cego nijak nie wicie, to ze jest to censciom tajulek menzostwa.

Feeglowie spogladali po sobie. Zapadla cisza, zaklocona jedynie trzaskiem przewroconego drzewka.

— Nigdy zesmy o cyms tokim nie slyseli, Rob — przyznal Duzy Jan.

— No i nic mie to nie dziwi! Kto by wom powiedziol? Nie mocie zony! Nie lopiecie po-e-tyckiej simmi-trii tego syckiego. Podejdzcie tu blizej, to wom powim…

Rob rozejrzal sie, by sprawdzic, czy nie slucha ktos poza piecioma setkami Feeglow. I mowil dalej:

— Widzicie… Najpierwse jest picie, bicie i zlodziejstwo, to jasne. A kiedy sie wraco do kopca, jest cos na Tupanie Nogom…

— Oooooooo!

— …i Splatanie Rak…

— Aaaargh!

— I locywiscie Zaciskanie Warg i skonccie chlystki z tym jeceniem, bo zacne walic wasymi glowami o siebie! Jasne? Wszyscy Feeglowie zamilkli… oprocz jednego.

— Oj, bida, bida, bida! Ooooch! Aaarrgh! Zaciskanie…

Urwal i rozejrzal sie zaklopotany.

— Tepaku Wullie — odezwal sie Rob z lodowata cierpliwoscia.

— Tak, Rob?

— Wis, mowilem ci, ze cosem powinien zes sluchoc, cio mowie?

— Tak, Rob?

— No to teroz byl taki cos.

Tepak Wullie zwiesil glowe.

— Pseprosom, Rob.

— Ano! O cym to jo… Aha. No to momy juz wargi, rece i noge, tak? I wtedy…

— Cos na Tlumocenie! — rzekl Tepak Wullie.

— Ano! — mruknal Rob Rozboj. — Ktosik z wos, gamonie, chce byc tym, co losmieli sie Tlumocyc? — Rozejrzal sie.

Feeglowie cofneli sie wszyscy.

— Kiedy kelda zacisko, sploto i tupie? — ciagnal Rob glosem Zguby. — I tak pacy tymi slicnymi swoimi lockami, ktore mowiom: „To Tlumocenie lepiej coby bylo dobre”? No? Chciolby ktory?

— Nie, Rob — wymamrotali.

— Nie! Ano! — zawolal Rob tryumfalnie. — Nie chcecie! A to temu, ze ni mocie zodnej wiedzy o menzostwie!

— Slysolem, jak Jaennie mowila, co psychodzis z Tlumoceniami, jakich by nie probowol zaden Feegle na swiecie — oswiadczyl z podziwem Tepak Wullie.

— Ano, to mozliwe — przyznal Rob, nadymajac sie z dumy. — A przeco Feeglowie majo piekno tradocjo wielkich Tlomocen!

— Mowila, co niektore twoje Tlumocenia som takie dlugie i poskrencane, ze zanim dojdzies do konca, ona juz nie pominto, jak sie zacely — opowiadal Wullie.

— To psyrodzony talent i nie chce sie tu psechwaloc. — Rob skromnie machnal reka.

— Ale nie widze, coby wielkie szychy byly dobre w Tlumoceniu — zauwazyl Duzy Jan. — Oni strosnie wolno myslom.

— Ale i tak sie zeniom — przypomnial Billy Brodacz.

— Ano. I ten nos chlopocek w wielkim zomku za bardzo sie psyjozni z wielkom ciut wiedzmom. Jego tata je juz stary i chory, i niedlugo ten chlopocek bedzie miol ten swoj wielki zamek z kamieni i te ciut kawalecki papieru, co tom je napisane, ze ma tez syckie wzgoza.

— Jeannie sie boi, ze jak dostanie te ciut kawalki papieru, co to mowiom, ze ma syckie wzgoza — dodal Billy Brodacz — to moze tak zglupiec i pomyslec, ze te wzgoza do niego nalezom. A syckie wiemy, cym to grozi, co?

— Ano — zgodzil sie Duzy Jan. — Oraniem.

To bylo straszne slowo. Stary baron chcial kiedys zaorac kilka bardziej plaskich obszarow Kredy, bo pszenica osiagala wysokie ceny, a owce nie dawaly zysku. Tyle ze wtedy zyla jeszcze babcia Obolala i zmienila za niego zdanie.

Ale niektore pastwiska w Kredzie byly juz zaorane. Pszenica oznaczala pieniadze. Feeglowie uznawali za oczywiste, ze Roland tez sprowadzi plugi. Czy nie zostal wychowany przez dwie prozne, intrygujace i niemile ciotki?

— Ja tom mu nie ufom — oznajmil Troche Szalony Angus. — On cyto ksiazki i takie tom. Nie dba o ziemie.

— Ano — zgodzil sie Tepak Wullie. — Ale jakby sie tak ozenil z wielkom ciut wiedzmom, zaraz by mu dala Zaciskanie Rak…

— Splatanie Rak — poprawil go Rob Rozboj.

Feeglowie rozejrzeli sie lekliwie.

— Ooooch, nie Splatanie…

— Zamknijcie sie! — wrzasnal Rob. — Wstyd mi za wos! To se ciut wielka wiedzma wybiro menza, jakiego chce! Mam racje, gonaglu?

— Hmm? — Billy uniosl wzrok. Chwycil platek sniegu.

— Mowie, ze wielka ciut wiedzma moze se wziac menza, jakiego chce. Tak?

Billy wpatrywal sie w platek.

— Billy? — zaniepokoil sie Rob.

— Co? — zapytal Billy Brodacz, jakby sie ocknal. — A tak. Myslicie, ze chcialaby byc zonom zimistsa?

— Zimistsa? — zdziwil sie Rob. — On nie moze sie z nikim lozenic. Je jako duch… Nic w nim ni mo!

— Tancyla z nim. Widzielismy. — Billy zlapal kolejny platek sniegu i obejrzal go dokladnie.

— Takie tam dziewcynskie zabawy! No i cemu wlasciwie wielka ciut wiedzma ma w ogole myslec o zimistsu?

— Mam powod, coby wiezyc — powiedzial wolno gonagiel, gdy z nieba splywaly kolejne platki — ze zimists duzo mysli o wielkiej ciut wiedzmie…

Вы читаете Zimistrz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату