— Nie — odparla Tiffany.
— Zadnych sugestii?
— Nie.
— Ale nie powiedziala, ze to bedziesz ty, prawda? — zapytala ostro Annagramma.
Jej glos naprawde potrafil dzialac na nerwy. Zwykle „hej” brzmialo czasem jak oskarzenie — Nie!
— Zreszta jestes za mloda.
— Nie ma zadnych ograniczen wiekowych — zauwazyla Lucy Warbeck. — W kazdym razie nie na pismie.
— Skad wiesz? — warknela Annagramma.
— Zapytalam stara pania Pewmire.
Annagramma byla podejrzliwa.
— Pytalas ja? Dlaczego?
Lucy przewrocila oczami.
— Bo chcialam wiedziec i tyle. Posluchaj, przeciez wszyscy wiedza, ze jestes najstarsza i… no, najbardziej wyksztalcona. Oczywiscie, ze ty dostaniesz chate.
— Tak — zgodzila sie Annagramma, bacznie obserwujac Tiffany. — Oczywiscie.
— No to mamy te sprawe, ehm, zalatwiona — odezwala sie Petulia glosniej, niz bylo to konieczne. — Czy u was tez w nocy padal snieg? Stara matula Blackcap uwaza, ze to niezwykle.
No pieknie, pomyslala Tiffany, teraz sie zacznie.
— Tu, w gorach, czesto spada tak wczesnie — stwierdzila Lucy.
— Wydawalo mi sie, ze jest bardziej puszysty niz zwykle — uznala Petulia. — Calkiem ladny, jesli ktos lubi cos takiego.
— To byl tylko snieg — uciela Annagramma. — Sluchajcie, slyszalyscie, co sie przydarzylo tej nowej dziewczynie, ktora zaczela nauke u panny Tumult? Po godzinie uciekla z wrzaskiem. — Usmiechnela sie niezbyt wspolczujaco.
— Z powodu zaby? — zapytala Petulia.
— Nie, nie zaby. Zaba jej nie przeszkadzala. Natomiast Pechowy Charlie…
— Moze wystraszyc — zgodzila sie Lucy.
I to wszystko, uswiadomila sobie Tiffany, sluchajac kolejnych ploteczek. Ktos, kto byl praktycznie kims w rodzaju boga, zrobil miliardy platkow, ktore wygladaly jak ona, a one nawet nie zauwazyly… Na szczescie, ma sie rozumiec.
Oczywiscie, ze na szczescie. Na pewno nie miala ochoty na drwiny i glupie pytania. No oczywiscie…
…ale… no… byloby milo, gdyby wiedzialy, gdyby zawolaly: „Lal!”, gdyby byly zazdrosne, wystraszone albo zdumione. A sama nie mogla im powiedziec, w kazdym razie nie mogla powiedziec Annagrammie, ktora by sobie zartowala i ktora by prawie, chociaz nie calkiem stwierdzila, ze Tiffany sobie to wymyslila.
Zimistrz odwiedzil ja i zrobila na nim wrazenie. Troche szkoda, ze wie o tym jedynie panna Spisek i setki Feeglow, zwlaszcza ze — Tiffany zadrzala — od piatku rano beda o tym wiedziec juz tylko setki malych niebieskich ludzikow.
Innymi slowy: jesli nie powie o tym komus, kto jest co najmniej takiego samego wzrostu i zywy, to chyba sie rozpuknie.
Powiedziala wiec Petulii, kiedy wracaly do domu. Mieszkaly w tych samych stronach, a lataly tak wolno, ze noca latwiej bylo isc piechota, poniewaz wtedy nie zderzaly sie z tyloma drzewami.
Petulia byla pulchna, solidna i juz teraz miala opinie najlepszej swinskiej czarownicy w gorach, co wiele znaczy w okolicy, gdzie kazda rodzina trzyma swinie. Panna Spisek mowila, ze juz niedlugo zaczna za nia biegac chlopcy, bo dziewczynie, ktora zna sie na swiniach, nie braknie kandydatow na meza.
Jedyny klopot z Petulia polegal na tym, ze zawsze zgadzala sie z rozmowca i zawsze mowila to, co jej zdaniem chcialby uslyszec. Ale Tiffany zachowala sie troche okrutnie i zwyczajnie opowiedziala jej o wszystkich faktach. Uslyszala kilka achow i ochow, z ktorych byla zadowolona.
— Tu musialo byc bardzo… umm… interesujace — stwierdzila po chwili Petulia.
No tak, cala ona.
— Co mam robic?
— Umm… A musisz robic cokolwiek?
— Wiesz, wczesniej czy pozniej ludzie zauwaza, ze wszystkie platki sniegu maja moj ksztalt.
— Umm… Obawiasz sie, ze nie? — spytala Petulia tak niewinnie, ze Tiffany sie rozesmiala.
— Mam takie przeczucie, ze to sie nie skonczy na platkach! Rozumiesz, przeciez on robi cala zime!
— I uciekl, kiedy krzyknelas…
— Zgadza sie.
— A potem zrobil cos takiego… glupiego.
— Co?
— Platki sniegu — wyjasnila uprzejmie Petulia.
— Wiesz, nie powiedzialabym tak, scisle mowiac — odparla nieco urazona Tiffany. — Wlasciwie nie tak calkiem glupiego.
— No wiec wszystko jasne — uznala Petulia. — Jest chlopcem.
— Co takiego?!
— Jest chlopcem. Rozumiesz, wszyscy sa tacy sami. Czerwienia sie, stekaja, mamrocza, wierca sie…
— Ale on ma miliony lat, a zachowuje sie, jakby nigdy jeszcze nie spotkal dziewczyny!
— Umm, sama nie wiem. A spotkal juz kiedys dziewczyne?
— Musial! Przeciez jest Lato — oswiadczyla Tiffany. — To dziewczyna. No, kobieta. Przynajmniej wedlug tej ksiazki, ktora ogladalam.
— Mysle, ze mozesz tylko czekac, co jeszcze zrobi. Przykro mi. Nigdy nie mialam platkow sniegu przygotowanych na moja czesc. Ehm… Jestesmy na miejscu.
Dotarly do polany, gdzie mieszkala panna Spisek, i Petulia zaczela chyba sie denerwowac.
— Umm… Tyle o niej opowiadaja… — powiedziala, spogladajac na chate. — Dobrze ci tam?
— Czy mowia na przyklad o tym, co potrafi zrobic swoim paznokciem? — spytala Tiffany.
— Tak! — Petulia zadrzala.
— Sama to wymyslila. Tylko nikomu o tym nie mow.
— Dlaczego ktos mialby wymyslac o sobie taka historie? Tiffany sie zawahala. Swin nie da sie oszukac boffo, wiec Petulia nigdy sie z nim nie spotkala. Byla tez zdumiewajaco prawdomowna, co — jak Tiffany z wolna sie przekonywala — u czarownicy stanowi raczej wade. Nie o to chodzi, ze czarownice sa nieuczciwe, ale bardzo uwazaja, jaka prawde mowia.
— Nie wiem — sklamala. — Poza tym trzeba przeciac spory kawalek czlowieka, zanim cokolwiek wypadnie. A skora jest calkiem mocna. Nie wydaje mi sie, zeby to bylo mozliwe.
— Probowalas? — wystraszyla sie Petulia.
— Dzis rano cwiczylam paznokciem na wielkiej szynce, jesli o to ci chodzi — odparla Tiffany.
Trzeba sprawdzac takie rzeczy, myslala. Slyszalam historie o tym, ze panna Spisek ma wilcze kly, a ludzie sobie o tym opowiadaja, choc przeciez ja widzieli.
— Umm… Przyjde jutro pomoc, oczywiscie — zapewnila Petulia. Nerwowo zerkala na dlonie Tiffany, bo moze kolezanka planowala kolejne eksperymenty z paznokciem. — Przyjecia pozegnalne bywaja calkiem wesole. Ale wiesz, umm, powiedzialabym chyba panu zimistrzowi, zeby sobie poszedl. Tak jak zrobilam, kiedy Davey Lummock zaczal byc, umm… za bardzo romantyczny. I powiedzialam mu, umm, ze chodze z Makkym Tkaczem. Tylko nikomu nie mow.
— Czy to ten, ktory bez przerwy opowiada o swiniach?
— Wiesz, swinie sa bardzo ciekawe — zapewnila z wyrzutem Petulia. — A jego ojciec, umm, ma najwieksza hodowle swin w calych gorach.
— Rzeczywiscie warto sie nad tym zastanowic — przyznala Tiffany. — Auc!
— Co sie stalo?
— Nie, nic. Cos mnie nagle zaklulo w dloni. Pewnie rana sie goi. Do zobaczenia jutro.
Tiffany weszla do chaty, a Petulia ruszyla dalej przez las. Spod dachu dobiegla rozmowa.
— Zescie slyseli, co powiedziola ta gruba dziewucha?