— Ano, ino ze swinie nie som takie znowu ciekowe.

— No, tego nie wim. Bardzo uzytecny zwiez, tako swinia. Wis, mozna zjesc kazdo jej castecke, oproc kwiku.

— Ni, tutoj sie mylis. Mozna uzyc kwiku tys.

— Ni byc gupi!

— Ano, mozes! Robis takie ciasto, rozumis, dajes duzo synki, rozumis, potem lapies kwik, klodzies na samym cubecku, zanim zdonzy uciec, i pakujes prosto do pieca.

— Nigdy zem nie slysol lo cyms tokim.

— Zes nie slysol? To sie nazywo zapiekanko z kwikiem i synkom.

— Ni ma cegos takiego!

— Cemu ni? Jest tako kwasnica spisko. A pisk w porownaniu do kwiku to je taki ciut ino. I pewno do sie…

— Jak zaro sie nie pozamykocie, gamonie, to was tyz do pieca powsadzom! — wrzasnal Rob Rozboj.

Feeglowie przycichli, pomrukujac niechetnie.

A po drugiej stronie polany zimistrz przygladal sie chacie fioletowoszarymi oczami. Patrzyl, jak w okienku na gorze zaplonela swieca, a potem obserwowal pomaranczowe lsnienie, poki nie zgaslo. Idac chwiejnie na swoich nowych nogach, przeszedl do grzadki, gdzie latem rosly roze.

* * *

Kazdy, kto odwiedzil Sklad Towarow Magicznych po Przystepnych Cenach Zakzaka Wrecemocnego, mogl tam znalezc krysztalowe kule wszelkich rozmiarow, ale o mniej wiecej podobnej cenie, to znaczy za Bardzo Duzo Pieniedzy. Poniewaz wiekszosc czarownic, szczegolnie te najlepsze, dysponowaly Bardzo Malymi Pieniedzmi, wykorzystywaly inne przyrzady, takie jak szklane plywaki z sieci rybackich albo spodeczki czarnego atramentu.

Na stoliku babci Weatherwax rozlewala sie teraz kaluza czarnego atramentu. Byla na spodeczku, ale wszystko troche sie zachwialo, kiedy babcia Weatherwax i panna Tyk stuknely sie glowami, probujac rownoczesnie do niego zajrzec.

— Slyszala pani? — spytala babcia Weatherwax. — Petulia Chrzestna zadala wazne pytanie, a ona w ogole sie nad nim nie zastanowila!

— Przykro mi to mowic, ale ja rowniez je przeoczylam — przyznala panna Tyk. Ty, biala kotka, wskoczyla na stol, przeszla delikatnie przez kaluze atramentu i wskoczyla pannie Tyk na kolana.

— Przestan, Ty — rzucila babcia Weatherwax niezbyt stanowczo. Panna Tyk spojrzala na swoja suknie.

— Prawie nie widac — powiedziala, jednak w rzeczywistosci cztery idealne odbicia kocich lapek byly bardzo wyrazne.

Suknie czarownic zaczynaja od czerni, ale szybko bledna do roznych odcieni szarosci, a to z powodu czestego prania, czy tez — w przypadku panny Tyk — z powodu regularnych kapieli w rozmaitych stawach i rzeczkach. Suknie stawaly sie tez wytarte i postrzepione, a ich wlascicielkom to odpowiadalo. Pokazywalo, ze sa czarownicami pracujacymi, a nie czarownicami na pokaz. Jednak cztery czarne slady kocich lapek z przodu sukni sugerowaly, ze wlascicielka jest troche niedbala.

Panna Tyk postawila kotke na podlodze, a Ty podeszla do babci Weatherwax, otarla sie ojej nogi i probowala wymiauczec jeszcze troche kurczaka.

— Co bylo takie wazne? — spytala panna Tyk.

— Pytam cie, Perspikacjo Tyk, jak czarownica czarownice: czy zimistrz spotkal juz kiedys dziewczyne?

— No coz… — zaczela panna Tyk. — Wydaje mi sie, ze klasyczna reprezentacje Lata mozna okreslic jako…

— Ale czy kiedykolwiek sie spotykaja?

— Podczas tanca, jak sadze. Tylko na moment.

— I w tym momencie, dokladnie w tej chwili, na scene wtanczyla Tiffany Obolala — rzekla babcia. — Czarownica, ktora nie chce chodzic w czerni. Nie; ona woli zielen i blekit, jak zielona trawa pod blekitnym niebem. Przez caly czas czerpie z mocy swoich wzgorz. I te wzgorza ja wolaja. Wzgorza, ktore kiedys byly zywe, panno Tyk. One czuja rytm tanca, a zatem w kosciach czuje i ona… gdyby tylko to rozumiala. To ksztaltuje jej zycie, nawet tutaj! Nie mogla sie opanowac i musiala tupac noga. Ziemia tupie noga w rytm Tanca Por Roku!

— Ale ona… — zaczela panna Tyk, poniewaz zaden nauczyciel nie lubi, kiedy ktos inny bardzo dlugo mowi.

— I co sie stalo w tamtej chwili? — ciagnela niepowstrzymanie babcia Weatherwax. — Lato, Zima i Tiffany. Jeden wirujacy moment! A potem sie rozdzielaja. Kto wie, co sie poplatalo? Zimistrz nagle zachowuje sie tak glupio, ze moglby nawet byc takim ciut jakby… czlowiekiem.

— W co ona sie wmieszala?

— W taniec, panno Tyk. Taniec, ktory nigdy sie nie konczy. I nie moze zmienic krokow… jeszcze nie. Przez jakis czas musi tanczyc, jak on jej zagra.

— Wiele moze jej zagrozic — stwierdzila panna Tyk.

— Ma w sobie moc wzgorz.

— Ale miekkich wzgorz. Latwo je zetrzec.

— Prosze pamietac, ze sercem kredy jest krzemien. Ostrzejszy niz kazdy noz.

— Snieg moze przysypac wzgorza.

— Nie na zawsze.

— Kiedys tak sie stalo — rzekla panna Tyk, ktora miala juz dosc tej zabawy. — A w kazdym razie na tysiace lat. Epoka lodu. Wielkie bestie brnely w sniegu i kichaly na calym swiecie.

— To mozliwe. — Oczy babci blysnely. — Oczywiscie nie bylo mnie wtedy tutaj. Tymczasem musimy pilnowac naszej dziewczyny.

Panna Tyk popijala herbate. Mieszkanie u babci Weatherwax bylo w pewnym sensie ciezka proba. Ten garnek z kawalkami kurczaka z zeszlej nocy, jak sie okazalo, nie byl przeznaczony dla niej, tylko dla Ciebie. Czarownice zjadly solidna grochowke na boczku, bez — co wazne — boczku. Babcia wyjela wielki kawal tlustego boczku na sznurku, wysuszyla starannie i zachowala na pozniej. Mimo ze glodna, panna Tyk byla pod wrazeniem — babcia potrafilaby sciac skorke z sekundy.

— Podobno panna Spisek uslyszala swoj Zew — powiedziala.

— Tak. Jutro pogrzeb.

— To trudne gospodarstwo[3] — zauwazyla panna Tyk. — Juz od bardzo, bardzo dawna mieli tam panne Spisek. Ciezka praca dla nowej czarownicy.

— Tak, nielatwo bedzie wejsc w te… role — zgodzila sie babcia.

— Role?

— Mialam na mysli funkcje, oczywiscie.

— A kogoz pani tam umiesci? — zapytala panna Tyk, poniewaz lubila pierwsza wiedziec. Ponadto starala sie przy kazdej okazji mowic „kogoz”. Uwazala, ze tak jest bardziej literacko.

— To nie ode mnie zalezy — odparla surowo babcia. — Nie mamy w czarownictwie zadnych przywodczyn, wie pani o tym dobrze.

— W samej rzeczy — zgodzila sie panna Tyk, ktora wiedziala rowniez, ze wlasnie babcia Weatherwax jest ta przywodczynia, ktorej nie maja czarownice. — Ale zgaduje, ze pani Skorek zaproponuje mloda Annagramme, a panna Skorek ma ostatnio calkiem spore poparcie. Zapewne dzieki temu, ze pisze ksiazki. Sprawia, ze czarownictwo wydaje sie ekscytujace.

— Wie pani, ze nie lubie czarownic, ktore probuja narzucac swoja wole innym czarownicom — oswiadczyla babcia Weatherwax.

— Oczywiscie. — Panna Tyk starala sie nie rozesmiac.

— Postaram sie jednak rzucic w rozmowie pewne imie — zapewnila babcia Weatherwax.

Z brzekiem, jak podejrzewam, pomyslala panna Tyk.

— Petulia Chrzestna calkiem dobrze sie rozwija — zauwazyla. — Jest niezla czarownica do wszystkiego.

Вы читаете Zimistrz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату