w jego klasie nosil nieszczesliwe przezwisko „Prosiak” Love, a jego ojciec byl wlascicielem sklepu ze slodyczami, co gwarantowalo synowi pewien respekt, nie wspominajac juz o sile przebicia. W efekcie tylko dziwny dzieciak pozostawal naturalnym celem dla innych chlopcow, a to oznaczalo dla Myslaka chroniczne pieklo — az do dnia, kiedy z jego palcow trysnely iskry i spodnie Martina Soggera stanely w ogniu. Jeszcze teraz czul ich zapach. Najlepsze lata zycia, akurat… Moze i nadrektor bywa czasami troche tepy i niekiedy trudno z nim wytrzymac, ale przynajmniej nie daje fangi w nos…

— Sluchasz mnie, Stibbons?

Myslak zamrugal.

— Eee… Przepraszam, nadrektorze. Wlasnie… obliczalem.

— Pytalem, kim jest ten wysoki gosc z mala brodka.

— Tamten? To profesor Bengo Macarona, nadrektorze. Z Genoi. Pamieta pan? Roczna wymiana za profesora Prawicza.

— A tak. Biedny Prawicz. Moze w obcym jezyku nie beda sie z niego tak smiali. A pan Macarona przybyl tu po nauke? Z pewnoscia chce popchnac swoja kariere.

— Raczej nie, nadrektorze. Ma doktoraty z Unki, QIS i z Chubbu, lacznie trzynascie, jest wizytujacym profesorem w Rospyepsh, cytowanym w dwustu trzydziestu szesciu pracach oraz, ehm, jednym wniosku rozwodowym.

— Co takiego?

— Zasada celibatu nie jest tam scisle przestrzegana, nadrektorze. Maja goraca krew, jak rozumiem. Jego rodzina posiada ogromne ranczo i najwieksza plantacje kawy poza Klatchem. Wydaje mi sie rowniez, ze jego babka jest wlascicielka Towarzystwa Zeglugi Morskiej Macarona.

— Wiec jak, do wszystkich piekiel, trafil do nas?

— Chce pracowac z najlepszymi, nadrektorze — odparl Myslak.

— Mysle, ze mowi powaznie.

— Naprawde? No tak, wydaje sie calkiem rozsadny. Ehm… a ten wniosek rozwodowy?

— Niewiele wiem, nadrektorze. Sprawa zostala zatuszowana.

— Rozgniewany maz?

— Rozgniewana zona, jak slyszalem — odparl Myslak.

— Ach, czyli byl zonaty, tak?

— Wedlug mojej wiedzy nie, nadrektorze.

— Chyba nie calkiem rozumiem — oswiadczyl Ridcully.

Myslak, ktory takze nie czul sie najlepiej w tej dziedzinie, powiedzial bardzo powoli:

— Byla zona innego mezczyzny, jak… sadze, nadrektorze.

— Ale ja…

Myslak spostrzegl z ulga, ze twarz Ridcully’ego rozjasnil blask zrozumienia.

— Aha, chodzi o to, ze byl jak profesor Hayden. Pamietam, mial zabawne przezwisko.

Myslak przygotowal sie na dalszy ciag.

— Wezak. Strasznie lubil weze. Godzinami potrafil opowiadac o wezach, z niewielkim dodatkiem jaszczurek. Bardzo.

— Ciesze sie, ze tak pan uwaza, nadrektorze. Poniewaz wiem, ze czesc studentow…

— Byl tez stary Postule w naszej osadzie wioslarskiej. Machal sterem przez dwa cudowne lata.

Mina Myslaka sie nie zmienila, choc twarz stala sie przez moment zaczerwieniona i blyszczaca.

— Najwyrazniej sporo tego sie dzieje — mowil dalej Ridcully. — Ludzie robia tyle zamieszania… Ja tam uwazam, ze za malo jest na swiecie milosci. Zreszta powiadam, ze kto nie lubi towarzystwa mezczyzn, ten tutaj nie przychodzi. Brawo dla niego!

Ostatni okrzyk wynikal z tego, ze gdy Ridcully byl zajety, pilkarze w koncu zaczeli kopac pilke i pojawily sie interesujace style pracy nog.

— Tak, slucham?

Obok nadrektora stanal pedel.

— Pewien dzentelmen chce sie widziec z nadrektorem, prosze pana. Jest magiem, prosze pana. To ten, no… dziekan, kiedys, a teraz mowi, ze tez jest nadrektorem.

Ridcully wahal sie przez moment. Ale tylko doswiadczony obserwator nadrektora, taki jak Myslak, potrafilby ten moment dostrzec. Kiedy Ridcully sie odezwal, mowil chlodno i spokojnie, a kazde slowo wykuwal na kowadle samokontroli.

— Coz za przyjemna niespodzianka, panie Nobbs. Prosze wprowadzic dziekana. Och, i niech pan nie zerka na Stibbonsa, szukajac potwierdzenia. Bylbym wdzieczny. Ciagle jeszcze to ja jestem nadrektorem w tych okolicach. I jest tylko jeden. Czy to jakis problem, panie Stibbons?

— No… Jestesmy w miejscu publicznym…

Myslak urwal, gdyz nagle nikt juz nie zwracal na niego uwagi. Nie zauwazyl pilki toczacej sie w podskokach do pana Nobbsa (zadnego pokrewienstwa). Ani tez solidnego kopniaka, jaki ten jej wymierzyl, jakby mial do czynienia z bezczelnym najsciem puszki jakiegos urwisa. Myslak zobaczyl jednak, jak pilka majestatycznym lukiem sunie w powietrzu w strone przeciwnego konca holu, gdzie za organami umieszczono okno z witrazem poswieconym nadrektorowi Abastiemu. Codziennie ukazywal jedna z tysiecy scen o mistycznej oraz duchowej naturze. Intuicja, z jaka Myslak przeliczyl odleglosc i trajektorie pilki, zdradzila mu, ze aktualnie jasniejacy portret „Biskupa Horna, zdajacego sobie sprawe, ze tarta z aligatora nie byla najlepszym wyborem” pojawil sie w sama pore, by miec wyjatkowego pecha.

I nagle, niczym nowa planeta wplywajaca w pole widzenia obserwatorow nieba, jak planety maja to w zwyczaju, rdzawoczerwony ksztalt uniosl sie, rozwijajac w locie, chwycil pilke w powietrzu i wyladowal na klawiaturze organow z dzwiekiem „gloing!” w bes.

— Brawo ten malpolud! — huknal nadrektor. — Piekna obrona, ale niestety wbrew regulom.

Ku zaskoczeniu Myslaka wsrod graczy rozlegly sie pomruki sprzeciwu.

— Sadze, ze decyzja ta zyskalaby na ponownym rozwazeniu — odezwal sie cichy glos za nimi.

— Kto to powiedzial? — spytal Ridcully, odwrocil sie i spojrzal w nagle przerazone, male oczy Nutta.

— Nutt, prosze pana. Sciekacz swiec. Spotkalismy sie wczoraj… Pomoglem z pilka…

— I teraz mi mowisz, ze sie myle, tak?

— Wolalbym, zeby uwazal pan moje slowa za sugestie, w jaki sposob moze pan jeszcze bardziej miec racje.

Ridcully otworzyl usta, po czym zamknal je znowu. Wiem, czym on jest, pomyslal. Czy on wie? Czy moze mu tego oszczedzili?

— No dobrze, panie Nutt. Czy chcialby pan zglosic jakas uwage?

— Tak, prosze pana. Co jest celem gry?

— Zwyciestwo, oczywiscie!

— W samej rzeczy. Niestety, nie jest w ten sposob prowadzona.

— Nie?

— Nie, prosze pana. Wszyscy grajacy chca tylko kopnac pilke.

— I tak przeciez byc powinno, prawda?

— Tylko jesli pan uwaza, ze celem gry sa zdrowe cwiczenia fizyczne, prosze pana. Czy gra pan w szachy?

— No, zdarzalo mi sie.

— Czy uznalby to pan za wlasciwe, gdyby wszystkie pionki pedzily razem po szachownicy w nadziei, ze zamatuja krola?

Ridcully’ego nawiedzila przelotna wizja Vetinariego, jak trzyma samotnego pionka i mowi, czym moze sie stac.

— No nie, przeciez to calkiem co innego — zaprotestowal.

— Owszem, ale sztuka polega na wlasciwym wykorzystaniu swoich zasobow.

Ridcully zauwazyl, ze za Nuttem pojawia sie jakas twarz niczym wschodzacy ksiezyc gniewu.

— Masz nie rozmawiac z dzentelmenami, Nutt, nie wolno zajmowac im czasu swoim gadaniem…

Ridcully poczul, ze ogarnia go fala wspolczucia dla Nutta. Tym bardziej ze Smeems, jak jest w zwyczaju takich ludzi, zerkal na nadrektora, szukajac — nie, oczekujac — poparcia dla tego aktu malostkowej tyranii.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату