mundur, jako trzypaskowy kolek, ktory na wczesnym etapie kariery znalazl trzypaskowa dziure, odruchowo i bez zastanowienia przychylal sie do pogladu, ze oficerowie jako klasa nie potrafia nawet spodni wlozyc bez mapy.

Skrupulatnie wylaczal z ich listy Vimesa i Marchewe, awansujac ich do stopnia honorowego sierzanta.

Nobby obserwowal go z wyrazem twarzy laczacym troske, przyjazn i drapiezne plany.

— Co ja mam robic, Nobby?

— No wiec, „kapitanie” — odparl Nobby, po czym zakaszlal lekko — oficerowie maja przede wszystkim, jak pan wie, podpisywac rozne rzeczy…

Ktos zastukal do drzwi i otworzyl je w tej samej chwili. Wszedl podniecony funkcjonariusz.

— Sierzancie, funkcjonariusz Shoe mowi, ze naprawde potrzebuje oficera w fabryce Sonky’ego.

— Tego od gumowych ptaszkow? — upewnil sie Colon. — Jasne. Oficera. Zaraz idziemy.

— I to jest kapitan Colon — upomnial przybysza Nobby.

— Eee… no… Tak, kapitan Colon, jesli mozna — rzekl Colon bardziej stanowczo. — I bylbym wdzieczny, gdybyscie o tym nie zapominali.

Funkcjonariusz przyjrzal sie im, po czym zaprzestal prob zrozumienia.

— A na dole jest troll, ktory sie upiera, zeby porozmawiac z kims, kto tu dowodzi…

— Czy Wrecemocny nie moze tego zalatwic?

— Ehm… Sierzant Wrecemocny dalej jest sierzantem?

— Tak!

— Nawet nieprzytomny? — Co?

— Bo teraz lezy na podlodze, sier… kapitanie.

— Czego chce ten troll?

— W tej chwili chce kogos zabic, ale tak naprawde zalezy mu chyba, zeby ktos zdjal mu blokade z nogi.

* * *

Gaspode biegal tam i z powrotem, z nosem ledwie o cal od ziemi. Marchewa czekal, trzymajac konia. Kon byl dobry. Marchewa niewiele wydawal ze swoich poborow. Az do teraz. Wreszcie pies usiadl. Wygladal na zalamanego.

— Opowiedz mi cos o tym wspanialym nosie, co go ma Patrycjusz — powiedzial.

— Ani sladu?

— Sprowadz tu lepiej Vetinariego, skoro jest taki dofry — burknal Gaspode. — Jaki w ogole jest sens zaczynania tutaj? Najgorsze miejsce w calym miescie! To frama do targu rydla, zgadza sie? Pro-fowac tu czegos nie wywachac, to jest prawdziwa sztuka. Tyle chcialem powiedziec. Tutaj smrod jest wtarty w ziemie. Gdyfym szukal czyjegos tropu, to ostatnie miejsce, gdzie rym zaczal.

— Rozsadna uwaga — przyznal z namyslem Marchewa. — No wiec jaki jest najmocniejszy zapach kierujacy sie do Osi?

— Wozy z gnojem, naturalnie. Z wczoraj. Zawsze w piatek z samego rana czyszcza wszystkie zagrody.

— I mozesz isc za tym zapachem? Gaspode przewrocil oczami.

— Z glowa w wiadrze.

— Dobrze. Ruszamy.

— No wiec… — odezwal sie Gaspode, kiedy zostawili za soba zamieszanie wokol bramy — gonimy te dziewczyne, zgadza sie?

— Tak.

— Tylko ty?

— Tak.

— Nie jak u psow, gdzie moze ich byc ze dwadziescia albo trzydziesci?

— Nie.

— Czyli nie szukamy wiadra zimnej wody?

— Nie.

* * *

Funkcjonariusz Shoe zasalutowal, choc z pewnym rozdraznieniem. Czekal juz dosyc dlugo. — Witam, sierzancie…

— Kapitanie — poprawil go Colon. — Widzisz te kropke na ramieniu, Reg?

Reg przyjrzal sie uwaznie.

— Myslalem, ze to jakis ptak zrobil, sierzancie.

— Kapitanie — powiedzial odruchowo Colon. — Na razie to tylko kreda, bo nie mialem czasu zalatwic tego nalezycie — wyjasnil.

— Wiec nie badz bezczelny.

— A co sie stalo Nobby’emu? — zapytal Reg. Kapral Nobbs przykladal do oka wilgotna scierke.

— Drobne kantry tumps z nieprawidlowo zaparkowanym trollem — wyjasnil kapitan Colon.

— To tylko pokazuje, jaki to naprawde troll. Zeby uderzyc dame… — burczal Nobby.

— Ale przeciez nie jestes dama, Nobby. Nosiles tylko swoje zmniejszajace natezenie ruchu przebranie.

— On o tym nie wiedzial.

— Miales helm na glowie. A zreszta nie powinienes mu zakladac blokady.

— Byl zaparkowany, Fred.

— Lezal przewrocony przez powoz — odparl kapitan Colon. — I kapitan.

— Oni zawsze sie tlumacza — stwierdzil ponuro Nobby.

— Moze lepiej pokaz nam denata, Reg. Cialo w piwnicy zostalo nalezycie obejrzane.

— …I przypomnialem sobie, jak Cudo mowila, ze w Muzeum Chleba Krasnoludow pachnialo kocim siusiu i siarka — powiedzial Reg.

— Trzeba przyznac, ze mocno pachnie — stwierdzil Colon.

— Czlowiek nie mialby zatkanych zatok, gdyby tu z dzien popracowal.

— I pomyslalem: „Ciekawe, moze ktos probowal zrobic forme z repliki Kajzerki”, sir — ciagnal Reg.

— A to sprytne. Tylko wtedy mialbys z powrotem te prawdziwa. Tak?

— E, nie, sierzancie… kapitanie. Ale mialbym kopie repliki.

— Czy to legalne?

— Nie wiem, sir. Ale nie wydaje mi sie. Zreszta nie oszukalaby krasnoluda nawet przez piec minut.

— No wiec kto mogl chciec go zabic?

— Moze ojciec trzynasciorga dzieci? — wtracil Nobby. — Cha, cha.

— Nobby, moze przestaniesz podkradac towar — upomnial go Colon. — I nie zaprzeczaj. Wlasnie widzialem, jak wrzucasz do torebki pare tuzinow.

— To nic takiego — zahuczal troll. — Pan Sonky zawsze powtarzal, ze dla strazy sa za darmo.

— To bardzo… obywatelska postawa — pochwalil kapitan Colon.

— Tak. Mowil, ze mu nie zalezy, coby wiecej tych piekielnych straznikow biegalo po miescie.

Golab wybral ten wlasnie dyplomatyczny moment, zeby sfrunac do wnetrza fabryki i wyladowac na ramieniu Colona, gdzie zadbal o jego awans. Colon chwycil go, odczepil kapsule z wiadomoscia i rozwinal zawartosc.

— Od Wizytuja — oznajmil. — Znalazl Slad. Tak pisze.

— Czego?

— Niczego konkretnego. Po prostu Slad.

Colon zdjal helm i otarl czolo. Tego wlasnie mial nadzieje uniknac. W glebi swej udreczonej duszy podejrzewal, ze Vimes i Marchewa swietnie sobie radzili, ukladajac slady obok innych sladow i myslac o nich. Taki posiadali talent. On mial inne… No, dobre kontakty z ludzmi, blyszczacy pancerz… i mogl sierzantowac nawet przez sen.

— W porzadku, napisz raport — polecil Regowi Shoe. — Dobra robota. My wracamy do Yardu.

Kiedy juz sie oddalili, rzekl do Nobby’ego:

Вы читаете Piaty elefant
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×