— Nie Nobbuj mnie, Ping! Po prostu wynies sie stad. I cala reszta tez!
Dni przetaczaly sie z wolna. A raczej turkotaly z wolna.
Kareta byla wygodna, jak na karete i jak na to, ze na tej drodze karety wiecznie trafialy na rozne dziury. Kolysala sie i hustala jak kolyska. Poczatkowo ten ruch uspokajal. Potem zaczal nudzic. Podobnie jak okolica.
Vimes ponuro wygladal przez okno.
Na horyzoncie wyrastala kolejna wieza semaforowa. Budowali je w poblizu traktu, o ile sobie przypominal, choc nie byla to najkrotsza trasa. Jednak tylko glupiec stawialby wieze na pustkowiach. Trzeba przeciez pamietac, ze w promieniu kilkuset mil od Ankh-Morpork wciaz zyly trolle, do ktorych nie dotarl jeszcze fakt, iz ludzie sa niestrawni. Poza tym wiekszosc ludzkich osiedli lezy niedaleko drogi.
Nowa gildia chyba bila pieniadze. Nawet stad wyraznie widzial rusztowania, a robotnicy goraczkowo mocowali przy glownej wiezy dodatkowe wysiegniki i sygnalizatory. Po najblizszym huraganie cala konstrukcja rozsypie sie pewnie jak stosik zapalek, ale przez ten czas wlasciciele zarobia dosyc, zeby postawic nastepne piec. Albo piecdziesiat.
Wszystko to stalo sie tak predko… Kto by uwierzyl? Ale wszystkie skladniki byly znane juz od lat. Semafory to starozytna technika — juz w zeszlym wieku Straz Miejska korzystala z kilku wiez, by przesylac wiadomosci funkcjonariuszom na patrolach. A gargulce calymi dniami nie mialy do roboty nic oprocz siedzenia i patrzenia. Mialy tez za malo wyobrazni, by popelniac bledy.
Tak naprawde stalo sie tylko jedno, ludzie w inny sposob mysleli teraz o wiadomosciach. Kiedys uzywaliby czegos takiego, by przekazywac informacje o ruchach wojsk i zgonach krolow. Owszem, ludzie powinni wiedziec o takich sprawach, ale przeciez nie kazdego dnia. To, o czym chcieli wiedziec kazdego dnia, to raczej
Nowy system zyskal popularnosc tak szybko, jak kazda moda w wielkim miescie. Nawet nazwa chwycila — nowe wieze nazwano sekarowymi, co bylo skrotem od oficjalnej nazwy Semaforowa Komunikacja Radykalna. Bo byla radykalna. Do interesow bral sie kazdy, kto potrafil zlozyc razem maszt, dwa gargulce i troche uzywanej maszynerii z wiatraka. Nie mozna bylo obecnie isc na kolacje, zeby nie widziec, jak ludzie wyskakuja co piec minut z restauracji, zeby sprawdzic, czy na najblizszym maszcie nie ma dla nich wiadomosci. Albo takich, ktorzy rezygnowali z posrednikow i sygnalizowali bezposrednio do przyjaciol w zatloczonych salach, powodujac lekkie kontuzje sasiadow…
Vimes pokrecil glowa. To byly wiadomosci pozbawione znaczen, telepatia bez mozgu.
Ale przydala sie w zeszlym tygodniu. Kiedy Nie Wiem Jack zwinal srebro w Sto Lat, a potem co sil pognal do kryjowki na Mrokach w Ankh-Morpork… Sierzant Edge ze Strazy w Sto Lat, ktory szkolil sie u Vimesa, wyslal sekarem wiadomosc, ktora trafila na biurko Vimesa ponad godzine przed tym, jak Jack swobodnie wjechal przez miejska brame, prosto w otwarte ramiona sierzanta Detrytusa. Prawnie cala ta akcja byla troche watpliwa, poniewaz przestepstwa nie popelniono na terenie Ankh-Morpork, a przeslana semaforem wiadomosc, scisle biorac, trudno uznac za „poscig”. Jednak Jack uprzejmie rozwiazal te problemy, wymierzajac wsciekly cios trollowi, co poskutkowalo aresztowaniem za atak na funkcjonariusza strazy oraz leczeniem peknietego nadgarstka.
Lady Sybil chrapala cicho. Malzenstwo zawsze jest zwiazkiem dwojga ludzi gotowych przysiac, ze tylko to drugie chrapie…
Inigo Skimmer siedzial skulony w kacie i czytal ksiazke. Vimes przygladal mu sie przez chwile.
— Wyjde na gore, zeby zaczerpnac powietrza — oznajmil w koncu i otworzyl drzwiczki.
Turkot kol wypelnil niewielka, duszna przestrzen. Wiatr dmuchnal kurzem.
— Wasza laskawosc… — zaczal Inigo, wstajac.
Vimes, ktory wspinal sie juz po burcie powozu, wsunal glowe do wnetrza.
— Taka postawa nie zyskuje panu przyjaciol — powiedzial. Po czym noga zatrzasnal drzwiczki.
Cudo i Detrytus usadowili sie wygodnie na dachu. Tu nie bylo przynajmniej duszno, mieli tez lepszy widok — jesli warzywa sa dla kogos panorama.
Vimes wcisnal sie w nisze miedzy dwoma pakunkami i pochylil sie do Cudo.
— Znasz sie na sekarach? — zapytal.
— No, mniej wiecej, sir…
— Dobrze. — Vimes podal jej kartke papieru. — Na pewno znajdzie sie wieza w poblizu miejsca, gdzie staniemy na nocleg. Zaszyfruj to i wyslij do Yardu, dobrze? Powinni odpowiedziec w ciagu godziny, jesli tylko zapytaja odpowiednich ludzi. Kaz im sprobowac u Pralnej Topsy, ona tam pierze. Albo u Gilberta Gilberta, zawsze jakos wie, co sie dzieje.
Cudo przeczytala wiadomosc, po czym spojrzala zdziwiona na Vimesa.
— Jest pan pewien, sir?
— To mozliwe. Nie zapomnij wyslac rysopisu, nazwiska niewiele znacza.
— Moge spytac, skad ten pomysl?
— To, jak on chodzi. I nie zlapal pomaranczy — odparl Vimes. — Mhm. Mhm.
Funkcjonariusz Wizytuj czyscil stary golebnik, kiedy sekarem dotarla wiadomosc.
Ostatnio coraz wiecej czasu spedzal z golebiami. Nie bylo to popularne zajecie, wiec nikt nie probowal mu go odebrac, a tutaj przynajmniej krzyki i trzaskanie drzwiami dobiegaly stlumione.
Grzedy az lsnily.
Funkcjonariusz Wizytuj lubil swoja prace. W miescie nie mial wielu przyjaciol. Prawde mowiac, nie mial tez wielu przyjaciol w strazy. Ale przynajmniej byli tu ludzie, z ktorymi mogl pogadac; robil tez postepy w religijnym nauczaniu golebi.
Ale teraz to…
Byla zaadresowana do kapitana Marchewy. To znaczy, ze prawdopodobnie nalezalo ja teraz dostarczyc do kapitana Colona, i to osobiscie, bo kapitan Colon podejrzewal, ze ludzie czytaja jego wiadomosci przesylane rura ssaca.
Do tej chwili funkcjonariusz Wizytuj czul sie w miare bezpiecznie. Omnianie byli przyzwyczajeni, by nie kwestionowac polecen, nawet takich, ktore nie maja sensu. Wizytuj zostal nalezycie wychowany i instynktownie szanowal wladze, chocby obla-kana. Mial tez duzo czasu na polerowanie pancerza. Wypolerowany, blyszczacy pancerz z jakiegos powodu stal sie w strazy bardzo wazny.
Mimo to wejscie do gabinetu Colona wymagalo takiej odwagi, jaka okazal legendarny biskup Horn, wkraczajac do miasta Oolitow, a wszyscy przeciez wiedzieli, co oni robia z obcymi.
Wizytuj zszedl z golebnika i nerwowo ruszyl do glownego budynku. Pilnowal sie, zeby maszerowac sprezyscie.
Glowne pomieszczenie bylo mniej wiecej puste. Zdawalo sie, ze ostatnio pojawialo sie jakby mniej straznikow. W takie chlody ludzie woleli siedziec pod dachem, ale nagle kazdemu zalezalo, zeby zejsc z oczu kapitana Colona.
Wizytuj wszedl po schodach do gabinetu i zapukal do drzwi.
Potem zapukal znowu.
Kiedy wciaz nikt nie odpowiadal, pchnal drzwi, podszedl ostroznie do czysciutkiego biurka i sprobowal wsunac kartke z wiadomoscia pod kalamarz, zeby wiatr jej nie zdmuchnal…
— Aha!
Odruchowo szarpnal dlonia i kalamarz wylecial w powietrze. Wizytuj mial wizje czarnoniebieskiego prysznica przelatujacego mu przed oczami i uslyszal „plask!”, kiedy kalamarz trafil w cos za nim.
Odwrocil sie jak automat i zobaczyl kapitana Colona, ktorego twarz bylaby blada — gdyby nie atrament.