Content… No wiec ona uwaza…
Ktos znowu zapukal do drzwi. Lady Sybil westchnela. Tym razem do pokoju wszedl Inigo.
— Powinnismyjuz wyruszac, wasza laskawosc. Jesli ci to nie przeszkadza, chcialbym byc w Slake przed obiadem, a do zmroku pokonac przelecz pod Wilinusem, mhm, mhm.
— Musimy sie tak spieszyc? — westchnela Sybil.
— Przelecz jest… odrobine niebezpieczna — odparl Inigo. — Nieco bezprawna. Mhm, mhm.
— Tylko nieco? — zdziwil sie Vim.es.
— Po prostu bede spokojniejszy, wasza laskawosc, kiedy juz ja przekroczymy. Byloby lepiej, gdyby drugi powoz jechal zaraz za nami, a twoi ludzie, panie, zachowali czujnosc.
— Ucza was taktyki, Inigo, w gabinecie politycznym lorda Vetinariego?
— To zwykly^ rozsadek, mhm, mhm, panie.
— Dlaczego nie zaczekac do jutra przed droga na przelecz?
— Z calym szacunkiem, wasza laskawosc, sugeruje, by jednak nie. Przede wszystkim pogoda sie pogarsza. Poza tym jestem pewien, ze ktos nas obserwuje.
Musimy pokazac, ze na sztandarze Ankh-Morpork nie ma miejsca na zolty. Mhm, mhm.
— Alez jest — zaprotestowal Vimes. — Na sowie i na obrozach hipopotamow.
— Chodzilo mi o to — rzekl Inigo — ze barwy Ankh-Morpork nie splywaja.
— Dopiero od czasu, kiedy uzyskalismy nowe barwniki… Dobrze juz, dobrze. Wiem, co pan ma na mysli. Ale prosze posluchac, nie mam zamiaru narazac sluzacych na zadne niebezpieczenstwo. W tej sprawie nie bedzie dyskusji, rozumie pan? Moga zostac tutaj i jutro pojechac dalej dylizansem pocztowym. Nikt juz nie napada na dylizanse pocztowe.
— Proponuje, panie, aby lady Sybil takze tu zostala. Mhm.
— Wykluczone! — oznajmila Sybil. — Nie chce nawet o tym slyszec. Jesli droga nie jest zbyt niebezpieczna dla Sama, to nie jest zbyt niebezpieczna dla mnie.
— Na panskim miejscu bym sie z nia nie spieral, Inigo — poradzil Vimes. — Naprawde.
Wilk nie byl zachwycony faktem, ze przywiazali go do drzewa, ale — jak stwierdzil Gaspode — nikomu nie mozna ufac. Zatrzymali sie w lesie, jakies piec mil od miasteczka. Tylko na krotko, uprzedzil Marchewa. Niektorzy z obecnych na targu wygladali na takich, ktorzy wysoko sobie cenia swoj brak poczucia humoru. Gaspode szczekal i warczal przez chwile.
— Musisz zrozumiec — powiedzial w koncu — ze ten koles jest personalnie non gratis w miejscowej wilczej spolecznosci, jako ze to troche, cha, cha, taki samotny wilk.
— Tak? — Marchewa wyjmowal z jukow pieczone kurczaki. Gaspode wpatrywal sie w nie lakomie.
— Ale slyszy wycie po nocach.
— Aha. Czyli wilki sie porozumiewaja?
— Zasadniczo takie wilcze wycie to inny sposof ofsikiwania drzewa, zefy zaznaczyc, ze to twoje drzewo, ale zawsze znajdzie sie tam troche plotek. Cos dziwnego dzieje sie w Uferwaldzie. Nie wie co. — Gaspode znizyl glos. — Tak miedzy nami, to ten wilk stal daleko za drzwiami, kiedy rozdawali mozgi. Gdyry wilki fyly ludzmi, on fyliy jak Paskudny Stary Ron.
— Jak ma na imie? — spytal po namysle Marchewa. Gaspode rzucil mu Spojrzenie. Kogo obchodzi, jak sie nazywaja wilki?
— Imiona wilkow sa trudne — odparl. — Fardziej jak opisy, rozumiesz. One nie nazywaja sie jakos w stylu Pan Pieszczoch albo Fonzo.
— Tak, wiem. Czyli jak ma na imie?
— Znaczy, chcesz wiedziec, jakie jest jego imie?
— Tak, Gaspode.
— Czyli, krotko mowiac, to imie tego wilka chcesz poznac?
— Zgadza sie.
Gaspode poruszyl sie z zaklopotaniem.
— Dupek — powiedzial.
— Och… — Ku szczeremu zdumieniu psa Marchewa sie zarumienil.
— To wlasciwie streszczenie, ale dosc wierny przeklad. Nie wspominalfym o tym, ale sam pytales.
Gaspode zamilkl i skomlal przez chwile, probujac dac do zrozumienia, ze z powodu braku kurczat traci glos.
— Ehm… W nocnym wyciu fylo sporo o Angui — podjal, gdy Marchewa wyraznie nie zrozumial aluzji. — One, no… uwazaja, ze Angua to zle wiesci.
— Czemu? W koncu jest tylko wedrownym wilkiem.
— Wilki nie cierpia wilkolakow.
— Co? To przeciez niemozliwe! Kiedy przybiera wilcza postac, jest jak kazdy wilk!
— I co? Kiedy przyfiera ludzka postac, jest jak kazdy czlowiek. Co to ma do rzeczy? Ludzie nie lufia wilkolakow. Wilki nie lufia wilkolakow. Ludzie nie lufia wilkow, ktore potrafia myslec jak ludzie, i ludzie nie lufia ludzi, ktorzy potrafia dzialac jak wilki. Co dowodzi, ze ludzie wszedzie sa tacy sami — stwierdzil Gaspode. Przemyslal ostatnie zdanie i dodal: — Nawet jesli sa wilkami.
— Nie przyszlo mi to do glowy.
— I nieprawidlowo pachnie. Wilki sa fardzo wyczulone na takie rzeczy.
— Opowiedz mi wiecej o tym wyciu.
— Och, jest podofne do tych sekarowych cosiow. Wiesci rozchodza sie na setki mil.
— Czy wycie wspominalo cos o jej… towarzyszu?
— Nie. Jesli chcesz, spytam Du…
— Wolalbym jakies inne imie, jesli nie masz nic przeciw temu — przerwal mu Marchewa. — Takie slowa nie sa za madre.
Gaspode przewrocil oczami.
— W tym slowie nie ma nic zlego wsrod nas, gatunkow noznie uprzywilejowanych — zapewnil. — Jestesmy fardzo zorientowani na zapachy. — Westchnal. — A co powiesz na Tylek? W takim sensie, ze to wedrowny rofotnik, ktory stuka do tylnych drzwi, niezalezny dusiciel kur za kurnikiem, ktory potem ucieka tylami?
Zwrocil sie do wilka i przemowil po psiemu:
— Posluchaj, Tylek, ten czlowiek jest oblakany, a wierz mi, potrafie rozpoznac ludzkich szalencow. Wewnetrznie ma piane na pysku i jesli nie bedziesz gral z nami uczciwie, zedrze z ciebie skore i przybije ja do drzewa. Rozumiesz?
— Co mu tlumaczysz? — zainteresowal sie Marchewa.
— Przekonuje, ze jestesmy przyjaciolmi — odparl Gaspode. A do skulonego wilka warknal: — Po prawdzie pewnie i tak to zrobi, ale sprobuje z nim pogadac. Twoja jedyna szansa to powiedziec nam wszystko, co wiesz…
— Nic nie wiem — zaskomlal wilk. — Ona byla z wielkim basiorem z Uberwaldu, z klanu, ktory pachnie tak!
Gaspode pociagnal nosem.
— Zawedrowal daleko od domu…
— To wilk-zle-wiesci!
— Powiedz mu, ze za wszystkie klopoty dostanie pieczonego kurczaka — wtracil Marchewa.
Gaspode westchnal. Ciezkie jest zycie tlumacza.
— No dobra — warknal. — Przekonam go, zeby cie odwiazal. Ale nie bedzie to latwe, zaznaczam. Jakby dawal ci kurczaka, to nie bierz, bo bedzie zatruty. To czlowiek, nie?
Marchewa spogladal za uciekajacym wilkiem.
— Dziwne — mruknal. — Mozna by przypuszczac, ze jest glodny. Prawda?
Gaspode uniosl glowe znad kurczaka.
— To wilk, nie? — wymamrotal niewyraznie.
Tej nocy, kiedy uslyszeli wycie wilkow w dalekich gorach, Gaspode rozroznil w nim jeden samotny