Content… No wiec ona uwaza…

Ktos znowu zapukal do drzwi. Lady Sybil westchnela. Tym razem do pokoju wszedl Inigo.

— Powinnismyjuz wyruszac, wasza laskawosc. Jesli ci to nie przeszkadza, chcialbym byc w Slake przed obiadem, a do zmroku pokonac przelecz pod Wilinusem, mhm, mhm.

— Musimy sie tak spieszyc? — westchnela Sybil.

— Przelecz jest… odrobine niebezpieczna — odparl Inigo. — Nieco bezprawna. Mhm, mhm.

— Tylko nieco? — zdziwil sie Vim.es.

— Po prostu bede spokojniejszy, wasza laskawosc, kiedy juz ja przekroczymy. Byloby lepiej, gdyby drugi powoz jechal zaraz za nami, a twoi ludzie, panie, zachowali czujnosc.

— Ucza was taktyki, Inigo, w gabinecie politycznym lorda Vetinariego?

— To zwykly^ rozsadek, mhm, mhm, panie.

— Dlaczego nie zaczekac do jutra przed droga na przelecz?

— Z calym szacunkiem, wasza laskawosc, sugeruje, by jednak nie. Przede wszystkim pogoda sie pogarsza. Poza tym jestem pewien, ze ktos nas obserwuje.

Musimy pokazac, ze na sztandarze Ankh-Morpork nie ma miejsca na zolty. Mhm, mhm.

— Alez jest — zaprotestowal Vimes. — Na sowie i na obrozach hipopotamow.

— Chodzilo mi o to — rzekl Inigo — ze barwy Ankh-Morpork nie splywaja.

— Dopiero od czasu, kiedy uzyskalismy nowe barwniki… Dobrze juz, dobrze. Wiem, co pan ma na mysli. Ale prosze posluchac, nie mam zamiaru narazac sluzacych na zadne niebezpieczenstwo. W tej sprawie nie bedzie dyskusji, rozumie pan? Moga zostac tutaj i jutro pojechac dalej dylizansem pocztowym. Nikt juz nie napada na dylizanse pocztowe.

— Proponuje, panie, aby lady Sybil takze tu zostala. Mhm.

— Wykluczone! — oznajmila Sybil. — Nie chce nawet o tym slyszec. Jesli droga nie jest zbyt niebezpieczna dla Sama, to nie jest zbyt niebezpieczna dla mnie.

— Na panskim miejscu bym sie z nia nie spieral, Inigo — poradzil Vimes. — Naprawde.

* * *

Wilk nie byl zachwycony faktem, ze przywiazali go do drzewa, ale — jak stwierdzil Gaspode — nikomu nie mozna ufac. Zatrzymali sie w lesie, jakies piec mil od miasteczka. Tylko na krotko, uprzedzil Marchewa. Niektorzy z obecnych na targu wygladali na takich, ktorzy wysoko sobie cenia swoj brak poczucia humoru. Gaspode szczekal i warczal przez chwile.

— Musisz zrozumiec — powiedzial w koncu — ze ten koles jest personalnie non gratis w miejscowej wilczej spolecznosci, jako ze to troche, cha, cha, taki samotny wilk.

— Tak? — Marchewa wyjmowal z jukow pieczone kurczaki. Gaspode wpatrywal sie w nie lakomie.

— Ale slyszy wycie po nocach.

— Aha. Czyli wilki sie porozumiewaja?

— Zasadniczo takie wilcze wycie to inny sposof ofsikiwania drzewa, zefy zaznaczyc, ze to twoje drzewo, ale zawsze znajdzie sie tam troche plotek. Cos dziwnego dzieje sie w Uferwaldzie. Nie wie co. — Gaspode znizyl glos. — Tak miedzy nami, to ten wilk stal daleko za drzwiami, kiedy rozdawali mozgi. Gdyry wilki fyly ludzmi, on fyliy jak Paskudny Stary Ron.

— Jak ma na imie? — spytal po namysle Marchewa. Gaspode rzucil mu Spojrzenie. Kogo obchodzi, jak sie nazywaja wilki?

— Imiona wilkow sa trudne — odparl. — Fardziej jak opisy, rozumiesz. One nie nazywaja sie jakos w stylu Pan Pieszczoch albo Fonzo.

— Tak, wiem. Czyli jak ma na imie?

— Znaczy, chcesz wiedziec, jakie jest jego imie?

— Tak, Gaspode.

— Czyli, krotko mowiac, to imie tego wilka chcesz poznac?

— Zgadza sie.

Gaspode poruszyl sie z zaklopotaniem.

— Dupek — powiedzial.

— Och… — Ku szczeremu zdumieniu psa Marchewa sie zarumienil.

— To wlasciwie streszczenie, ale dosc wierny przeklad. Nie wspominalfym o tym, ale sam pytales.

Gaspode zamilkl i skomlal przez chwile, probujac dac do zrozumienia, ze z powodu braku kurczat traci glos.

— Ehm… W nocnym wyciu fylo sporo o Angui — podjal, gdy Marchewa wyraznie nie zrozumial aluzji. — One, no… uwazaja, ze Angua to zle wiesci.

— Czemu? W koncu jest tylko wedrownym wilkiem.

— Wilki nie cierpia wilkolakow.

— Co? To przeciez niemozliwe! Kiedy przybiera wilcza postac, jest jak kazdy wilk!

— I co? Kiedy przyfiera ludzka postac, jest jak kazdy czlowiek. Co to ma do rzeczy? Ludzie nie lufia wilkolakow. Wilki nie lufia wilkolakow. Ludzie nie lufia wilkow, ktore potrafia myslec jak ludzie, i ludzie nie lufia ludzi, ktorzy potrafia dzialac jak wilki. Co dowodzi, ze ludzie wszedzie sa tacy sami — stwierdzil Gaspode. Przemyslal ostatnie zdanie i dodal: — Nawet jesli sa wilkami.

— Nie przyszlo mi to do glowy.

— I nieprawidlowo pachnie. Wilki sa fardzo wyczulone na takie rzeczy.

— Opowiedz mi wiecej o tym wyciu.

— Och, jest podofne do tych sekarowych cosiow. Wiesci rozchodza sie na setki mil.

— Czy wycie wspominalo cos o jej… towarzyszu?

— Nie. Jesli chcesz, spytam Du…

— Wolalbym jakies inne imie, jesli nie masz nic przeciw temu — przerwal mu Marchewa. — Takie slowa nie sa za madre.

Gaspode przewrocil oczami.

— W tym slowie nie ma nic zlego wsrod nas, gatunkow noznie uprzywilejowanych — zapewnil. — Jestesmy fardzo zorientowani na zapachy. — Westchnal. — A co powiesz na Tylek? W takim sensie, ze to wedrowny rofotnik, ktory stuka do tylnych drzwi, niezalezny dusiciel kur za kurnikiem, ktory potem ucieka tylami?

Zwrocil sie do wilka i przemowil po psiemu:

— Posluchaj, Tylek, ten czlowiek jest oblakany, a wierz mi, potrafie rozpoznac ludzkich szalencow. Wewnetrznie ma piane na pysku i jesli nie bedziesz gral z nami uczciwie, zedrze z ciebie skore i przybije ja do drzewa. Rozumiesz?

— Co mu tlumaczysz? — zainteresowal sie Marchewa.

— Przekonuje, ze jestesmy przyjaciolmi — odparl Gaspode. A do skulonego wilka warknal: — Po prawdzie pewnie i tak to zrobi, ale sprobuje z nim pogadac. Twoja jedyna szansa to powiedziec nam wszystko, co wiesz…

— Nic nie wiem — zaskomlal wilk. — Ona byla z wielkim basiorem z Uberwaldu, z klanu, ktory pachnie tak!

Gaspode pociagnal nosem.

— Zawedrowal daleko od domu…

— To wilk-zle-wiesci!

— Powiedz mu, ze za wszystkie klopoty dostanie pieczonego kurczaka — wtracil Marchewa.

Gaspode westchnal. Ciezkie jest zycie tlumacza.

— No dobra — warknal. — Przekonam go, zeby cie odwiazal. Ale nie bedzie to latwe, zaznaczam. Jakby dawal ci kurczaka, to nie bierz, bo bedzie zatruty. To czlowiek, nie?

Marchewa spogladal za uciekajacym wilkiem.

— Dziwne — mruknal. — Mozna by przypuszczac, ze jest glodny. Prawda?

Gaspode uniosl glowe znad kurczaka.

— To wilk, nie? — wymamrotal niewyraznie.

Tej nocy, kiedy uslyszeli wycie wilkow w dalekich gorach, Gaspode rozroznil w nim jeden samotny

Вы читаете Piaty elefant
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату