— Och, to zrozumiale. Ogolnie biorac, jestesmy strasznymi ludzmi.

— Ale pani…

— Staram sie podchodzic do zycia z lepszej strony. A przy okazji: co pan sadzi o krolu?

— Jest bardzo… spokojny — stwierdzil Vimes, dyplomata.

— Raczej przebiegly. Na pevno viecej sie doviedzial o panu niz pan o nim. Jestem o tym przekonana. Moze ciasteczko? Sama ich nie jadam, naturalnie, ale v miasteczku jest taki czloviek, ktory robi cudovne czekoladove. Igor?

— Tak, jastsnie pani — odezwal sie Igor. Vimes rozpylil lemoniade prawie na caly pokoj.

— Przeciez go tu nie bylo! — zawolal. — Widzialem, jak wychodzi! Slyszalem, jak zamyka drzwi!

— Igor ma dzivne metody. Podaj sir Samuelovi servetke, Igorze.

— Mowila pani, ze krol jest przebiegly — przypomnial Vimes, probujac wytrzec lemoniade ze spodni.

— Dopravdy? Nie, nie moglabym chyba poviedziec czegos takiego. To byloby niezbyt dyplomatyczne — odparla gladko lady Margolotta. — Oczyviscie vszyscy popieramy dolnego krola, vybor krasnoludztva jako calosci. Navet jesli mysleli, ze dostana tradycjonaliste, a dostali nieviadoma.

— Czy powiedziala pani wlasnie to ostatnie zdanie? — spytal Vimes, unoszac sie na morzu dyplomacji mimo mokrych spodni.

— Absolutnie nie. Vie pan, ze ich Kajzerka z Kamienia zostala skradziona?

— Mowia, ze nie…

— Vierzy im pan?

— Nie.

— Bez niej nie moze sie odbyc koronacja. Viedzial pan o tym?

— Bedziemy musieli zaczekac, az upieka nastepna?

— Nie. Nie bedzie viecej dolnych krolov — wyjasnila lady Margolotta. — Pravovitych, rozumie pan. Kajzerka reprezentuje ciaglosc od samego B’hriana Krvavego Topora. Movia, ze usiadl na niej, kiedy jeszcze byla ciepla, i pozostavil odcisk.

— Chce pani powiedziec, ze wladza przechodzi z tyl… z siedzenia na siedzenie?

— Ludzie vierza w korony, pravda?

— Tak, ale one przynajmniej tkwia na drugim koncu!

— No viec trony. — Lady Margolotta westchnela. — Ludzie taka vage przyviazuja do najdzivniejszych rzeczy. Korony. Relikvie. Czosnek. Zreszta natychmiast vybuchnie vojna domova o vladze, a te Albrecht z pevnoscia vygra. Po czym zablokuje vszelki handel z Ankh-Morpork. Vie pan o tym? On uvaza, ze to zle miasto.

— Wiem, ze to zle miasto — odparl Vimes. — A przeciez tam mieszkam.

— Slyszalam, ze ma plany, by vszystkie zyjace tam krasnoludy oglosic d’hrarak — ciagnela wampirzyca. Vimes uslyszal sykniecie Cudo. — To znaczy „niekrasnoludy”.

— To powazna decyzja z jego strony — mruknal Vimes. — Nie wydaje mi sie, zeby nasi chlopcy bardzo sie tym przejeli.

— Urn…, — powiedziala Cudo.

— Otoz to. Ta mloda dama vyglada na przejeta, a pan postapilby rozsadnie, gdyby jej posluchal, sir Samuelu.

— Bardzo przepraszam — zirytowal sie Vimes. — Ale jaki pani ma w tym interes?

— Napravde pan nic nie pije, sir Samuelu? — Nie.

— Navet jednego?

— Nie! — powtorzyl Vimes juz ostrzej. — Wiedzialaby pani o tym, gdyby wiedziala pani cokolwiek o…

— A jednak trzyma pan pol butelki w dolnej szufladzie biurka, jako cos v rodzaju permanentnego testu — powiedziala lady Margolotta. — A to, sir Samuelu, sugeruje kogos, kto nosi vlosienice pod ubraniem.

— Chce wiedziec, kto to powiedzial!

Lady Margolotta westchnela i Vimes mial wrazenie, ze nie zaliczyl kolejnej proby.

— Jestem bogata, sir Samuelu. Vampiry zvykle sa bogate. Nie viedzial pan? Lord Vetinari, jak slyszalam, vierzy, ze informacja to pieniadz. Ale vszyscy viedza, ze pieniadze zavsze byly informacja. Pieniadz nie musi movic, vystarczy, ze slucha.

Zamikla, jakby nagle postanowila sluchac. Vimes poruszyl sie niespokojnie pod jej natretnym spojrzeniem.

— Jak tam Havelock Vetinari? — spytala.

— Patrycjusz…? Och, swietnie.

— Musi byc juz dosc stary.

— Nigdy nie bylem pewien, ile ma lat — przyznal Vimes. — Jest w moim wieku, jak przypuszczam.

Lady Margolotta wstala nagle.

— To byla interesujaca rozmova, sir Samuelu. Ufam, ze lady Sybil czuje sie dobrze?

— Eee… tak.

— Svietnie. Tak sie ciesze. Spotkamy sie znovu, z cala pevnoscia. Igor pana odprovadzi. Vyrazy szacunku dla barona, kiedy pan go zobaczy. Prosze poglaskac go ode mnie po glovie.

— O co tu chodzilo, Cudo? — zapytal Vimes, gdy kareta zaczela zjazd po zboczu.

— W ktorej czesci, sir?

— Praktycznie w kazdej, prawde mowiac. Dlaczego krasnoludy w Ankh-Morpork maja sie przejac tym, ze ktos uwaza je za niekra-snoludy? Wiedza przeciez, ze naprawde sa krasnoludami.

— Nie byliby poddani krasnoludziemu prawu.

— Nie wiedzialem, ze sa.

— Znaczy, to jakby… Jak sie prowadzi swoje zycie, sir. Malzenstwa, pogrzeby, takie rzeczy. Malzenstwa nie beda legalne. Starych krasnoludow nie bedzie wolno grzebac w domu. A to byloby straszne. Kazdy krasnolud marzy o tym, zeby na starosc wrocic do domu i otworzyc mala kopalnie.

— Kazdy? Nawet ci, ktorzy urodzili sie w Ankh-Morpork?

— Dom moze miec rozne znaczenia, sir — odparla Cudo. — Sa tez inne sprawy. Umowy straca waznosc. Krasnoludy lubia dobre, trwale reguly, sir.

— Przeciez w Ankh-Morpork tez mamy prawa. Mniej wiecej.

— Miedzy soba krasnoludy wola uzywac wlasnych, sir. — Jestem pewien, ze krasnoludom z Miedzianki to sie nie spodoba.

— Nie, sir. Nastapi rozlam. I kolejna wojna. — Cudo westchnela.

— Ale dlaczego ona ciagle mowila o piciu?

— Nie wiem, sir.

— Nie lubie ich. Nigdy nie lubilem i nigdy nie bede lubil.

— Tak jest, sir.

— Zauwazylas tego szczura?

— Tak, sir.

— Mam wrazenie, ze smiala sie ze mnie. Powoz znow wjechal na uliczki Bzyku. — Jak powazna ta wojna?

— Mysle, ze gorsza od tej sprzed piecdziesieciu lat — uznala Cudo.

— Nie przypominam sobie, zeby ludzie o niej wspominali.

— Wiekszosc ludzi nic o niej nie wie, sir. Toczyla sie glownie pod ziemia. Podkopy pod chodnikami, kopanie tuneli inwazyjnych i tak dalej. Moze pare domow zapadlo sie w tajemnicze dziury, a ludzie nie dostali wegla na czas, ale to wszystko.

— To znaczy, ze krasnoludy staraja sie zawalic kopalnie innych krasnoludow?

— O tak.

— Myslalem, ze jestescie wszyscy praworzadni.

— Jestesmy, sir. Tylko nie bardzo litosciwi.

Na bogow, myslal Vimes, gdy kareta przetoczyla sie przez most w centrum miasta. Nie przyslali mnie tu na koronacje, tylko na wojne, ktora sie jeszcze nie zaczela.

Spojrzal na Tantony’ego, ktory obserwowal go z uwaga, ale szybko odwrocil wzrok.

* * *
Вы читаете Piaty elefant
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату