wysilku. Miesnie lsnily niczym posmarowane olejkiem. Prawdopodobnie byly posmarowane olejkiem.
— Przebiezka po sniegu to wspaniala rzecz, prawda? — powiedzial Wolf uprzejmie. — Uczy sie pan zwyczajow Uberwaldu, wasza laskawosc. Lady Sybil jest cala i zdrowa, moze bez przeszkod wracac do waszego miasta, kiedy tylko przelecze beda wolne od sniegu. Wiem, ze chcialby pan to uslyszec.
Miedzy drzewami zblizali sie mezczyzni i kobiety, wszyscy bez skrepowania nadzy, jak Wolf.
Vimes zrozumial, ze jest kapiacym sie trupem. Widzial to w oczach Wolfa.
— Nie ma nic lepszego, niz przed sniadaniem wskoczyc do czegos goracego — powiedzial.
— O tak. My takze jak dotad nie jedlismy. — Wolf wstal, przeciagnal sie i bez rozbiegu przeskoczyl jeziorko. Przeszukal spodnie Vimesa.
— Wyrzucilem ten nieszczesny aparat Iniga — powiedzial Vimes.
— Nie wydaje mi sie, zeby przyjaciel mi go podrzucil.
— Wszystko to jest wielka gra, wasza laskawosc — odparl Wolf.
— Prosze sobie nie robic wyrzutow. Najsilniejszy przetrwa i tak byc powinno.
— Dee to zaplanowal, prawda? Wolf sie rozesmial.
— Drogi maly Dee? Och, mial swoj plan. Dobry maly plan, chociaz troche szalenczy. Na szczescie nie bedzie juz potrzebny.
— Chcesz, zeby krasnoludy rozpoczely wojne?
— Sila jest dobra. — Wolf rowno poskladal ubranie Vimesa. — Ale jak niektore inne dobre rzeczy, pozostaje dobra, jesli nie nazbyt wielu ja posiada.
Rzucil ubranie jak najdalej.
— Co chcialbys, zebym powiedzial, wasza laskawosc? Cos w stylu „I tak pan umrze, wiec rownie dobrze moge wszystko wytlumaczyc”?
— Owszem, to by pomoglo — zgodzil sie Vimes.
— Rzeczywiscie, i tak pan umrze. — Wolf usmiechnal sie. — Moze to pan mi cos opowie?
Rozmawiac, by zyskiwac czas. Moze juz lada chwila pojawia sie tu drwale i Smolarze. Jesli nie przyniosa siekier, wszyscy beda mieli powazne klopoty.
— Wlasciwie… jestem pewien, czemu w Ankh-Morpork ukradziono replike Kajzerki — powiedzial Vimes. — Przyszlo mi do glowy takie przypuszczenie, ze ktos wykonal jej kopie. Te przemycono tutaj w jednym z naszych powozow. Dyplomatow sie nie przeszukuje.
— Brawo!
— Pech, ze Igor przyszedl wyladowac rzeczy, akurat kiedy byl tam jeden z twoich chlopcow. Prawda?
— Och, nielatwo jest zranic Igora.
— Nie przejmujesz sie tym, co? Banda krasnoludow chce Albrechta na tro… na Kajzerce, poniewaz pragna utrzymac dawne poczucie pewnosci. A ty chcesz, zeby krasnoludy walczyly ze soba. Biedny stary Albrecht nie dostanie nawet z powrotem prawdziwej Kajzerki.
— Powiedzmy tyle, ze chwilowo nasze interesy sa zbiezne — odparl Wolf.
Katem oka Vimes dostrzegl, ze pozostale wilkolaki rozstawiaja sie wokol jeziorka.
— Potem mnie wystawiles — ciagnal. — Dosc amatorsko, powiem szczerze. Ale tez imponujaco, bo przeciez Dee nie mial zbyt wiele czasu, kiedy uznal, ze zaczynam sie zblizac do rozwiazania. Zreszta to by sie udalo. Ludzie nie sa dobrymi naocznymi swiadkami, to wiem. Wierza w to, co chcieli widziec i co ktos inny powie im, ze widzieli. Ladnym pociagnieciem bylo podrzucenie mi tego przekletego jednostrzalowca. Musial naprawde liczyc, ze zabije, aby sie wyrwac…
— Czy juz nie pora, zeby pan wyszedl z tej… sadzawki? — zapytal Wolf.
— Znaczy z kapieli?
Vimes zauwazyl, jak Wolf sie skrzywil. Och, mozesz chodzic na dwoch nogach i mowic, moj chlopcze, mozesz byc silny jak wol — ale istota pomiedzy czlowiekiem i wilkiem ma w sobie troche z psa, prawda?
— Mamy tu taki prastary obyczaj — powiedzial Wolf, odwracajac glowe. — Bardzo dobry. Kazdy moze nam rzucic wyzwanie. To taki… poscig. Wielkie lowy. Zawody, jesli pan woli. Jesli ktos nas wyprzedzi, wygrywa czterysta koron. To przyzwoita suma. Mozna z nia otworzyc wlasny interes. Oczywiscie, jak z pewnoscia zdaje pan sobie sprawe, jesli nas nie przescignie, kwestia pieniedzy w ogole sie nie pojawia.
— Czy w ogole ktos kiedys wygrywa? — zainteresowal sie Vimes. Szybciej, drwale, ludzie potrzebuja drewna!
— Czasami. Jesli duzo cwiczy i zna teren. Wielu takich, ktorym sie poszczescilo w Bzyku, temu ciekawemu zwyczajowi zawdziecza poczatki swych fortun. Damy panu godzine for. Dla lepszej zabawy! — Wskazal reka. — Bzyk lezy w tamtym kierunku, piec mil stad. Obyczaj nakazuje, by nie wchodzil pan do zadnego domostwa, dopoki pan tam nie dotrze.
— A jesli nie zechce uciekac?
— Wtedy zawody skoncza sie bardzo szybko. Nie lubimy Ankh-Morpork! Nie chcemy was tutaj!
— To dziwne — mruknal Vimes. Wolf zmarszczyl szerokie czolo.
— To znaczy?
— No bo widzisz, gdziekolwiek sie rusze w Ankh-Morpork, stale wpadam na takich z Uberwaldu. Krasnoludy, trolle, ludzie… Wszyscy uciekaja stad radosnie i pisza do domu listy. Pisza: przyjezdzajcie, tu jest wspaniale. Nie pozeraja czlowieka zywcem za dolara.
Wolf uniosl warge, odslaniajac blysk siekacza. Vimes widywal taki wyraz na twarzy Angui. Oznaczal, ze miala nastroj pod psem. A wilkolak moze byc pod psem w calosci.
Postanowil sprawdzic swoje szczescie. Nie byl pewien, czy w ogole jeszcze dziala.
— Angua swietnie sie miewa…
— Vimes! Pan Cywilizowany! Ankh-Morpork! Bedziesz uciekal! Z nadzieja, ze nogi go utrzymaja, Vimes wspial sie na osniezony brzeg — jak najwolniej potrafil.
Wilkolaki wybuchnely smiechem.
— Wchodzisz do wody w ubraniu? Spojrzal na swe parujace nogi.
— Nigdy nie wiedzieliscie kalesonow?
Wolf znow wydal wargi. Spojrzal tryumfalnie na pozostalych.
— Oto cywilizacja — powiedzial.
Vimes pociagnal pare razy z cygara i rozejrzal sie po zimowym lesie z taka wyzszoscia, na jaka tylko bylo go stac.
— Czterysta koron, powiadasz? — Tak.
Raz jeszcze zasmial sie w strone lasu.
— Nie wiesz, ile to bedzie w walucie Ankh-Morpork? Dolar piecdziesiat?
— Ta kwestia sie nie pojawi! — krzyknal Woli.
— Nie chcialbym byc zmuszony, zeby wydawac to wszystko tutaj…
— Uciekaj!
— Coz, w tej sytuacji nie bede pytal, czy masz przy sobie pieniadze.
Oddalil sie od wilkolakow, zadowolony, ze nie widza jego twarzy — i bardzo mocno czujac, ze skora z plecow usiluje przepelznac do przodu.
Pomyslmy… Sa silniejsze od ciebie, znaja teren, a jesli sa tak dobre jak Angua, potrafia wytropic pierdniecie w sniadaniu skunksa. A nogi juz teraz cie bola…
Wiec gdzie sa plusy? No, naprawde bardzo rozzlosciles Wolfa.
Vimes ruszyl biegiem.
Niezbyt wielki to plus, jesli sie dobrze zastanowic.
Vimes pobiegl szybciej.
W oddali rozleglo sie wycie wilkow.
Jest takie powiedzenie, ze na pikiecie nic dobrze nie wyglada.
Kapral Nobbs, a raczej C.W. St J. Nobbs, przewodniczacy Gildii Straznikow, o tym wlasnie rozmyslal. Troche