nie zlamia albo — w przypadku mojej dawnej nauczycielki — dopoki nie poczuja, ze maja mokro w butach. I to nawet nie zostawia sladow.

— Powiedz mi o smierci Dlugopalcego, kapitana swiec — polecil krol, kiedy Dee, z wyrazem tepego leku na twarzy, dotknal Kajzerki.

Slowa poplynely strumieniem.

— Przeciez juz mowilem, sire…

— Jesli nie bedziesz trzymal dloni przycisnietych do Kajzerki, Dee, postaram sie, zeby umocowac je tam na stale. Powiedz mi jeszcze raz.

— Ja… On… odebral sobie zycie, sire. Ze wstydu.

Krol siegnal po topor i odwrocil go tak, ze dlugi kolec sterczal na zewnatrz.

— Powiedz jeszcze raz.

Vimes slyszal teraz oddech Dee, szybki i urywany.

— Odebral sobie zycie, sire! Krol usmiechnal sie do Vimesa.

— To taki stary przesad, wasza ekscelencjo: skoro Kajzerka zawiera ziarno prawdy, rozgrzeje sie do czerwonosci, jesli ktokolwiek, kto jej dotyka, zacznie klamac. Oczywiscie nie sadze, by w naszych troche nowoczesniejszych czasach jeszcze ktos w to wierzyl.

Zwrocil sie do Dee.

— Powiedz jeszcze raz — szepnal.

Kiedy topor lekko sie poruszal, na ostrzu blyskaly odbite plomienie swiec.

— Odebral sobie zycie! On sam!

— O tak. Powiedziales. Dziekuje — rzekl krol. — A czy przypominasz sobie, Dee, kiedy Slogram wyslal do Zelaznego Mlota falszywa wiesc o smierci Krwawego Topora w bitwie, przez co Zelazny Mlot w rozpaczy odebral sobie zycie, czyja byla wina?

— Slograma, sire — odparl natychmiast Dee.

Vimes podejrzewal, ze odpowiedz pochodzi z dawnych, wrytych w pamiec lekcji.

— Tak. — Krol pozwolil, by slowo to zawislo na chwile w powietrzu. — A kto wydal rozkaz, by zabic rzemieslnika w Ankh-Morpork?

— Sire?

— Kto wydal rozkaz, by zabic rzemieslnika w Ankh-Morpork?

Ton glosu sie nie zmienil, byl wciaz tak samo spiewny i spokojny. Brzmial, jakby krol zamierzal powtarzac to pytanie w nieskonczonosc.

— Nic nie wiem o…

— Straze! Przycisnijcie mu mocno dlonie do Kajzerki. Podeszli. Kazdy chwycil go za jedna reke. — Jeszcze raz, Dee. Kto wydal rozkaz?

Dee wil sie, jakby rece mu plonely.

— Ja-ja…

Vimes widzial, jak bieleje skora na dloniach Dee, kiedy usilowal oderwac je od kamienia.

Ale przeciez kamien jest falszywy! Moglbym przysiac, ze zniszczyl ten prawdziwy, wiec on wie, ze to kopia. Zwyczajny kawal gipsu, pewnie jeszcze troche wilgotny w srodku! Vimes staral sie myslec. Oryginalna Kajzerka byla w grocie, tak? Tak? A jesli nie tam, to gdzie? Wilkolaki wierzyly, ze daja mu podrobke, a przeciez potem caly czas mial ja na oku.

Poprzez mgle zmeczenia usilowal myslec logicznie.

Rozwazal kiedys pomysl, ze oryginalna Kajzerka to ta w Muzeum Chleba Krasnoludow. To bylby niezly sposob na zapewnienie jej bezpieczenstwa. Nikt przeciez nie kradlby czegos, o czym wiadomo, ze jest kopia. Cala ta sprawa to Piaty Elefant — nic nie jest tym, czym sie wydaje. Wszystko skrywa mgla.

Ktora jest prawdziwa?

— Kto wydal rozkaz, Dee? — powtorzyl krol.

— Nie ja! Ja tylko powiedzialem, ze musza podjac wszelkie niezbedne kroki, aby zachowac tajemnice!

— Komu to powiedziales?

— Moge podac nazwiska!

— Pozniej rzeczywiscie podasz. Obiecuje ci to, chlopaczku. A wilkolaki?

— Baronowa to zaproponowala! Naprawde!

— Uberwald dla wilkolakow. Ach tak… „radosc poprzez sile”. Przypuszczam, ze bardzo wiele ci obiecaly. Mozesz teraz zdjac rece z Kajzerki. Nie chce dreczyc cie dluzej. Ale dlaczego? Moi poprzednicy wyrazali sie o tobie jak najlepiej, byles krasnoludem znaczacym i wplywowym… A potem zgodziles sie, by byc pionkiem w grze wilkolakow. Dlaczego?

— Dlaczego mamy pozwalac, by uszlo im to bezkarnie? — warknal Dee. Glos lamal mu sie z napiecia.

Krol spojrzal na Vimesa.

— No tak. Przypuszczam, ze wilkolaki pozaluja… — zaczal.

— Nie one! To te… w Ankh-Morpork! Nosza makijaz i sukienki, i… i zachowuja sie obrzydliwie! — Dee wyciagnal palec w strone Cudo. — Ha’ak! jak mozesz chocby na to patrzec? Pozwalasz… jej… — Vimes rzadko kiedy slyszal slowo tak ociekajace jadem. — …jej paradowac tutaj! I tak sie dzieje wszedzie, bo ludzie nie sa stanowczy, nie sa posluszni, pozwalaja, by ginely dawne zwyczaje! Zewszad do-cieraja raporty! One niszcza wszystko co krasnoludzie, niszcza swoimi… miekkimi ubraniami, swoimi farbkami, swoimi… ohydnymi postepkami! Jak mozesz byc krolem i na to pozwalac? Wszedzie tak postepuja, a ty nie robisz nic! Dlaczego wolno im tak postepowac? — Dee szlochal. — A mnie nie…

Vimes zauwazyl ze zdumieniem, ze Cudo ma lzy w oczach.

— Rozumiem — rzekl krol. — No coz, przypuszczam, ze to wiele tlumaczy. — Skinal na straznikow. — Wyprowadzcie… ja. Pewne sprawy musza zaczekac dzien czy dwa.

Cudo zasalutowala nagle.

— Prosze o zgode na towarzyszenie jej, sire!

— Ale po co, mloda… mlody krasnoludzie?

— Mysle, ze potrzebuje kogos, z kim moglaby porozmawiac. Wiem, ze ja bym potrzebowala, sire.

— Naprawde? Widze, ze twoj komendant nie zglasza sprzeciwu. Idz zatem.

Krol oparl sie na krzesle, kiedy straznicy wyprowadzali wieznia i jego nowego adwokata.

— A wiec, wasza ekscelencjo?

— To jest prawdziwa Kajzerka?

— Nie jest pan pewien?

— Dee byl!

— Dee znalazl sie… w trudnym stanie umyslu. — Krol popatrzyl w sufit. — Mysle, ze powiem panu, wasza ekscelencjo, poniewaz naprawde nie chcialbym, aby przez reszte swego czasu tutaj zadawal pan niemadre pytania. Tak, to jest prawdziwa Kajzerka.

— Ale jak…

— Chwileczke. Tak samo prawdziwa jak tamta, owszem, rozbita w grocie na pyl przez Dee… w ataku szalenstwa — ciagnal krol. — Tak samo jak… niech pomysle…, piec wczesniejszych. Wciaz nietknietych przez czas po tysiacu pieciuset latach, Jacyz romantycy z tych krasnoludow! Nawet najlepszy chleb krasnoludow kruszy sie po kilku wiekach.

— Falszywe? — zdumial sie Vimes. — Wszystkie falszywe? Nagle krol pochwycil swoj gorniczy topor.

— To, milordzie, jest topor mojego rodu. Posiadamy go od prawie dziewieciuset lat. Oczywiscie czasem potrzebowal nowego ostrza. Czasami wymagal innego drzewca, innych deseni na metalu, odnowienia ornamentacji… Ale czy wciaz nie jest to ten sam dziewiecsetletni rodowy topor? A poniewaz z latami zmienial sie delikatnie, wie pan, wciaz jest to calkiem dobry topor. Calkiem dobry. Czy powie mi pan, ze to tez podrobka?

Vimes przypomnial sobie twarz Albrechta.

— On wiedzial.

— O tak. Pewna liczba… starszych krasnoludow wie. Wiedza przekazywana jest w rodzinach. Pierwsza Kajzerka rozkruszyla sie po trzystu latach, kiedy owczesny krol jej dotknal. Moj przodek, widzi pan, byl wtedy straznikiem i swiadkiem tego zdarzenia. Zyskal przyspieszony awans, mozna powiedziec. Jestem pewien, ze mnie pan rozumie. Potem bylismy juz lepiej przygotowani. I tak za jakies piecdziesiat lat zaczelibysmy szykowac nastepna. Ciesze sie, ze powstala w wielkim krasnoludzim miescie Ankh-Morpork i wcale bym sie nie zdziwil,

Вы читаете Piaty elefant
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату