— Gytho, odpowiedz mi szczerze. Czy jest w tej ksiazce jakas strona, czy jest choc jeden przepis, ktory nie odnosi sie w jakis sposob do… takich dzialan?

Niania Ogg, czerwona na twarzy jak jablko, starannie rozwazyla pytanie.

— Owsianka — stwierdzila po chwili.

— Naprawde?

— Tak. Chociaz… Nie, sklamalam. Dodaje sie tam mojej specjalnej mieszanki na miodzie.

Babcia znow otworzyla ksiazke i przewrocila strony.

— A to? Druhny?

— Zaczynaja jako Druhny. Koncza jako Tarty.

Babcia raz jeszcze przyjrzala sie okladce. „Pikuantne rozkosze”.

— I naprawde zamierzalas…

— To tak samo wyszlo, naprawde.

Babcia Weatherwax nie miala doswiadczenia bojowego w sztuce milosnej, ale jako inteligentny obserwator zdawala sobie sprawe, na czym polega ta gra. Nic dziwnego, ze ksiazka sprzedawala sie jak gorace ciasteczka. Co drugi przepis radzil, jak je upiec. Az dziw, ze kartki nie dymily.

A autorka byla Czarownica z Lancre. Swiat wiedzial, co babcia skromnie przyznawala, kim jest czarownica z Lancre. A konkretnie: wiedzial, ze to ona.

— Gytho Ogg!

— Tak, Esme?

— Gytho Ogg, spojrz mi w oczy.

— Przepraszam, Esme.

— Czarownica z Lancre. Tak tu stoi napisane.

— Nie pomyslalam, Esme.

— Dlatego pojdziesz do tego Kozabergera i kazesz mu przestac, jasne? Nie chce, zeby ludzie patrzyli na mnie i mysleli o tej Zupie z Bananowa Niespodzianka. Ja nawet nie wierze w Zupe z Bananowa Niespodzianka. I nie bawi mnie, ze kiedy przejde ulica, ludzie beda rzucali zarty o bananach.

— Tak, Esme.

— A ja pojade z toba, by sie upewnic, ze to zrobisz.

— Tak, Esme.

— I jeszcze porozmawiamy z nim o pieniadzach.

— Tak, Esme.

— Mozemy przy okazji zajrzec do tej mlodej Agnes i sprawdzic, jak sobie radzi.

— Tak, Esme.

— Ale zalatwimy to niby tak dyplomatycznie. Nie chce, zeby ktos sobie pomyslal, ze wtykamy nosy w cudze sprawy.

— Tak, Esme.

— Nikt nie moze chyba twierdzic, ze sie wtracam, kiedy mnie nie prosza. Nie znajdziesz ani jednej osoby, ktora nazwalaby mnie wscibska.

— Tak, Esme.

— To mialo znaczyc: „Tak, Esme, nie znajde ani jednej osoby, ktora nazwalaby cie wscibska”, prawda?

— Tak, Esme.

— Jestes pewna?

— Tak, Esme.

— To dobrze.

Babcia spojrzala na ciemne, szare niebo, na wiednace liscie i poczula, ze krew zaczyna jej szybciej krazyc. Jeszcze wczoraj przyszlosc zdawala sie bolesna i smetna. Teraz byla pelna niespodzianek, grozy i zlych rzeczy przytrafiajacych sie innym.

Jesli tylko bedzie miala cos do powiedzenia w tej sprawie.

W spizarni niania Ogg usmiechnela sie do siebie.

Agnes wiedziala co nieco o teatrze — do Lancre przybywala czasem wedrowna trupa aktorska. Ich scena byla mniej wiecej dwa razy wieksza od drzwi, a „kulisy” skladaly sie z kawalka plotna, za ktorym zwykle jakis czlowiek usilowal zmienic spodnie i peruke rownoczesnie, a inny, przebrany za krola, ukradkiem dopalal papierosa.

Gmach Opery byl prawie tak wielki jak palac Patrycjusza i o wiele bardziej palacowy. Zajmowal powierzchnie trzech akrow. W piwnicy byla stajnia na dwadziescia koni i dwa slonie. Agnes spedzila tam dluzsza chwile, gdyz slonie okazaly sie pocieszajaco wieksze od niej.

Za scena byly pomieszczenia tak wielkie, ze miescily sie w nich cale komplety dekoracji. Gdzies w budynku znajdowala sie szkola baletowa; niektore dziewczeta cwiczyly wlasnie na scenie, brzydkie w swych welnianych getrach, powtarzajace wciaz te same kroki.

Wnetrze gmachu Opery — a przynajmniej ogladane z bliska kulisy — kojarzylo sie Agnes z zegarem, ktory jej brat rozebral kiedys, zeby sprawdzic, co w nim tyka. To nie byl budynek — bardziej przypominal maszyne. Dekoracje, kurtyny i luzne sznury zwisaly w ciemnosci jak cos przerazajacego znalezionego w piwnicy. Scena byla tylko niewielkim fragmentem calosci, malym prostokatem swiatla wsrod skomplikowanego mrocznego ogromu pelnego waznych mechanizmow…

Obloczek kurzu splynal z mroku pod sufitem. Strzepnela go.

— Zdawalo mi sie, ze kogos slyszalam na gorze — powiedziala.

— To pewnie Upior!! — odparla Christine. — Mamy tu jednego, wiesz? Och, powiedzialam „my”!! Czy to nie podniecajace?!

— Czlowiek z twarza ukryta pod biala maska — dodala Agnes.

— Och?! Wiec ty tez o nim slyszalas?!

— Co? O kim?

— O Upiorze!!

A niech to, pomyslala Agnes. Zawsze ja to zaskakiwalo. Kiedy juz myslala, ze zostawi wszystko za soba… Wiedziala o pewnych sprawach, choc nie miala pojecia, skad wie. To niepokoilo ludzi. I z pewnoscia niepokoilo ja.

— Wiesz… ktos mi musial wspomniec — wymamrotala.

— Podobno niewidzialny chodzi po gmachu Opery!! W jednej chwili jest na balkonie, w nastepnej gdzies za kulisami!! Nikt nie wie, jak to robi!!

— Doprawdy?

— I podobno oglada kazde przedstawienie. Dlatego nigdy nie sprzedaja biletow do osmej lozy!! Wiedzialas?!

— Osma loza? — zdziwila sie Agnes. — A co to jest loza?

— Loze! Nie wiesz? Tam siadaja najwazniejsi goscie. Pokaze ci!

Christine przemaszerowala przez scene, dumnie machajac do pustej widowni.

— Loze — oswiadczyla. — O tam. A na gorze, nad nami balkon!!

Jej glos powrocil jako echo odbite od dalekiej sciany.

— Czy ci najwazniejsi nie powinni siedziec na balkonie? Wysoko?

— Alez nie!! Najwazniejsi siadaja w lozach. Albo w pierwszych rzedach.

Agnes wyciagnela reke.

— A tam na dole kto siedzi? Na pewno maja dobry widok…

— Nie badz gluptasem!! To jest kanal!! Dla muzykow!!

— To przynajmniej ma sens. Ktora loza jest osma?

— Nie wiem! Ale mowia, ze gdyby kiedys sprzedali bilety do osmej lozy, wydarzylaby sie straszna tragedia!! Czy to nie romantyczne?!

Z jakiegos powodu praktyczne spojrzenie Agnes przyciagnal wielki zyrandol wiszacy nad widownia niczym fantastyczny morski potwor. Gruba lina znikala w mroku pod sklepieniem.

Brzeknely szklane wisiorki.

Вы читаете Maskarada
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату