wiadomosc, ze ludzie padaja tu jak muchy.
Wyjal z kieszeni koperte i polozyl na blacie.
— Nasz Upior lubi pozostawiac krotkie lisciki — wyjasnil. — Jeden lezal kolo organow. Malarz dekoracji zauwazyl go i… o malo co nie mial wypadku.
Kubel powachal koperte. Pachniala terpentyna. List wewnatrz byl napisany na papierze firmowym Opery. Rownym, ozdobnym charakterem pisma glosil:
— Co to za czlowiek — mowil dalej Salzella — ktory siada i pisze oblakanczy smiech? I te wykrzykniki, zauwazyl pan? Piec. Pewny znak, ze ten ktos nosi wlasne kalesony na glowie. Opera moze to zrobic z czlowiekiem. Prosze posluchac, trzeba przynajmniej przeszukac budynek. Piwnice ciagna sie w nieskonczonosc. Potrzebna bedzie lodz…
— Lodz? W piwnicy?
— No tak… Nikt panu nie wspomnial o piwnicach?
Kubel usmiechnal sie promiennie, jak czlowiek, ktory sam bliski jest stawiania wielokrotnych wykrzyknikow.
— Nie — przyznal. — Nie powiedzieli mi o piwnicach. Zbyt byli zajeci niemowieniem mi, ze ktos tutaj biega i morduje zespol. Nie przypominam sobie, zeby ktos chocby mimochodem rzucil: „A przy okazji, ludzie czesto gina, a na dodatek panuje lekka wilgoc”.
— Sa zalane.
— No swietnie. Czym? Kublami krwi?
— Nie zagladal pan tam?
— Powiedzieli, ze piwnice sa w doskonalym stanie!
— I pan uwierzyl?
— Coz, bylo sporo szampana…
Salzella westchnal. Kubla urazilo to westchnienie.
— Tak sie sklada, ze uwazam sie za niezlego znawce charakterow — oswiadczyl. — Wystarczy spojrzec czlowiekowi prosto w oczy i mocno uscisnac mu dlon, a juz wie sie o nim wszystko.
— Istotnie — przyznal ostroznie Salzella.
— A niech to… Pojutrze przybedzie tu senor Enrico Basilica. Mysli pan, ze cos moze mu sie przytrafic?
— Och, niewiele. Moze poderzniete gardlo.
— Co? Tak pan sadzi?
— Skad moge wiedziec?
— A co ja powinienem zrobic? Zamknac Opere? O ile dobrze rozumiem, w tym stanie i tak nie zarabia pieniedzy. Dlaczego nikt nie zawiadomil Strazy Miejskiej?
— To by bylo jeszcze gorsze — zapewnil Salzella. — Wielkie trolle w zardzewialych kolczugach, tupiace dookola, wchodzace wszystkim w droge i zadajace glupie pytania. Wykonczyliby nas.
Kubel nerwowo przelknal sline.
— Nie, do tego nie wolno dopuscic — zgodzil sie. — Nie mozna pozwolic, zeby ludzie pracowali w takim napieciu.
Salzella wyprostowal sie i chyba troche rozluznil.
— W napieciu? Panie Kubel, to jest opera — rzekl. — Wszyscy stale pracuja w napieciu. Slyszal pan kiedy o krzywej katastrof, panie Kubel?
Seldom Kubel staral sie nadazyc.
— No… wiem, ze jest taki straszny zakret na drodze do…
— Krzywa katastrof, panie Kubel, to to, po czym posuwa sie opera. Opera dzieje sie dlatego, ze zdumiewajaca liczba rozmaitych rzeczy nie zdolala sie nie udac. Wszystko dziala dzieki nienawisci, milosci i nerwom. Przez caly czas. To nie ser. To opera. Jesli szukal pan zajecia na starosc, panie Kubel, nie powinien pan kupowac Opery. Powinien sie pan poswiecic czemus naprawde spokojnemu, na przyklad dentystyce aligatorow.
Niania Ogg szybko sie nudzila. Ale z drugiej strony, latwo Ja bylo zainteresowac.
— Ciekawy sposob podrozowania — stwierdzila. — Widzi sie rozne miejsca.
— Rzeczywiscie — zgodzila sie babcia. — Co jakies piec mil.
— Sama nie wiem, co mnie tak poruszylo.
— Chyba nie to, ze konie zdolaly przez cale rano isc troche szybciej.
Byly teraz same, jesli nie liczyc grubego chrapiacego jegomoscia. Pozostali pasazerowie siedzieli na zewnatrz.
Glownym tego powodem byl Greebo. Z bezblednym kocim instynktem wyczuwal osoby, ktore nie lubia kotow, ciezko wskakiwal im na kolana i prezentowal zachowanie w stylu „mlody panicz wraca na plantacje”. Kiedy zmusil juz ofiare do kapitulacji, ukladal sie i zasypial, wbijajac pazury nie tak mocno, by poplynela krew, ale calkiem wystarczajaco, by zasugerowac, ze krew pozostaje otwarta opcja, gdyby taka osoba probowala sie poruszyc lub odetchnac. A kiedy byl juz pewien, ze ludzie pogodzili sie z sytuacja, zaczynal cuchnac.
Nikt nie wiedzial, skad plynal ten zapach. Nie laczyl sie z zadnym znanym otworem ciala. Po prostu juz po kilku minutach drzemki powietrze nad Greebem przenikal ostry fetor sfermentowanych dywanow.
Teraz probowal wspiac sie na poteznego mezczyzne. Nie wychodzilo mu to dobrze — brzuch okazal sie dla Greeba zbyt duzy. A poza tym bezustanne kolysanie, w gore i w dol, przyprawialo go o mdlosci.
Chrapanie dudnilo w powozie.
— Nie chcialabym sie znalezc miedzy nim a deserem — stwierdzila niania Ogg.
Babcia wygladala przez okno. A przynajmniej twarz miala zwrocona w strone okna, ale wpatrywala sie w nieskonczonosc.
— Gytho…
— Slucham, Esme?
— Moge ci zadac pytanie?
— Normalnie nie pytasz, czy mozesz — zauwazyla niania.
— Czy to cie nie przygnebia, kiedy widzisz, ze ludzie nie mysla jak nalezy?
Ojoj, pomyslala niania. Wyciagnelam ja chyba w ostatniej chwili. Bogom dzieki za literature.
— O co ci chodzi?
— Wiesz… daja sie rozpraszac.
— Szczerze powiem, Esme, ze nigdy sie nad tym nie zastanawialam.
— No… przypuscmy, ze powiem ci tak: Gytho Ogg, twoj dom sie pali. Co postarasz sie ratowac najpierw?
Niania przygryzla warge.
— To takie pytanie z charakteru, co?
— Zgadza sie.
— Niby ze probujesz zgadnac, jaka jestem, na podstawie tego, co powiem?
— Gytho Ogg, znamy sie przez cale zycie. Wiem, jaka jestes. Nie musze zgadywac. Ale mimo to odpowiedz.
— Mysle, ze wynioslabym Greeba.
Babcia kiwnela glowa.
— Bo to pokazuje, ze jestem z natury dobra i opiekuncza — dokonczyla niania.
— Nie. To pokazuje, ze jestes osoba, ktora stara sie odgadnac, jaka powinna byc wlasciwa odpowiedz — sprostowala babcia. — Niegodna zaufania. To odpowiedz, jaka przystoi czarownicy, jesli moge to ocenic. Przebiegla.