To bylo… podniecajace.
Nikt nie mowil niczego waznego. Nie odkryla zadnych przydatnych ani groznych tajemnic. Slyszala tylko ludzi, ktorzy normalnie przezywali kolejny dzien. Ale sluchala ich potajemnie.
Takie podsluchiwanie bylo zle, naturalnie.
Agnes wychowywala sie ze swiadomoscia, ze jest wiele rzeczy, ktorych robic nie powinna. Zle bylo podsluchiwanie pod drzwiami, patrzenie ludziom prosto w oczy, mowienie poza kolejnoscia, bezczelne odszczekiwanie, pchanie sie naprzod…
Ale tu, za sciana, mogla byc ta Perdita, jaka zawsze chciala sie stac. Perdita nie przejmowala sie niczym. Perdita robila to, co chciala. Perdita mogla nosic wszystko, na co przyszla jej ochota. Perdita X. Nitt, pani ciemnosci, mistrzyni swobody, mogla nasluchiwac odglosow zycia innych. I nigdy, ale to nigdy nie przejawiac wspanialego charakteru.
Agnes wiedziala, ze powinna wrocic do pokoju. Cokolwiek znajdowalo sie w coraz bardziej mrocznych glebinach, prawdopodobnie nie bylo dla niej przeznaczone.
Perdita schodzila coraz nizej. Agnes zabrala sie z nia dla towarzystwa.
Przedobiednie drinki udaly sie calkiem dobrze, uznal Kubel. Wszyscy rzucali uprzejme uwagi i absolutnie nikt nie zginal.
Z satysfakcja spostrzegl lzy wdziecznosci w oczach senora Basiliki, gdy mu powiedzial, ze kucharka specjalnie dla niego przygotowuje specjalne brindizyjskie dania. Byl wyraznie przytloczony wdziecznoscia.
Fakt, ze znal lady Esmeralde, takze Kubla uspokajal. Bylo w tej kobiecie cos, co wzbudzalo niepokoj. Zauwazyl, ze troche ciezko mu sie z nia rozmawia. A konwersacyjnemu gambitowi „Hej, jak slyszalem, ma pani mnostwo pieniedzy, moglbym troche dostac?” brakowalo, zdaniem Kubla, niezbednej subtelnosci.
— A wiec, droga pani… — zaczal niepewnie — co… hm, sprowadza pania do naszego miasta?
— Pomyslalam, ze przyjade tutaj i wydam moze troche pieniedzy — odparla babcia. — Mam ich calkiem sporo, wie pan. Ciagle musze zmieniac banki, bo sie przesypuja.
Gdzies w udreczonym mozgu wlasciciela Opery jakas czesc umyslu wrzasnela „Hurra!” i strzelila obcasami.
— Jesli tylko moglbym w czyms pomoc… — wymamrotal.
— Istotnie, moglby pan. Myslalam o…
Odezwal sie gong.
— Aha, nakryto do stolu — stwierdzil Kubel i podal babci ramie. Spojrzala na niego zdziwiona, ale zaraz przypomniala sobie, kim jest, i przyjela je z gracja.
Przy gabinecie znajdowala sie niewielka, ale bardzo wytworna jadalnia. Czekal tam juz stol z piecioma nakryciami i niania Ogg, dosc ponetna w koronkowym czepeczku.
Dygnela uprzejmie.
Enrico Basilica wydal z gardla cichutki jek, jakby zaczal sie dusic.
— Najmocniej przepraszam, ale nastapil pewien klopot — powiedziala niania.
— Kto nie zyje? — spytal szybko Kubel.
— Alez wszyscy zyja — uspokoila go niania. — W tym obiad: zyje i trzyma sie sufitu. A makaron calkiem sczernial. Powiedzialam pani Clamp: rozumiem, ze to zagraniczne, ale chyba nie powinien byc az taki chrupiacy…
— To potworne! Nie mozemy przeciez tak traktowac naszego goscia! — Kubel zwrocil sie do tlumacza. — Niech pan zapewni senora Basilice, ze natychmiast poslemy po swiezy makaron. A co my mielismy dostac, pani Ogg?
— Pieczen barania z kopytkami.
Skryta za twarza Enrica Basiliki krtan Henry’ego Slugga wydala z siebie cichy bulgot.
— Do tego porzadny gesty sos — mowila dalej niania.
Kubel rozejrzal sie zdziwiony.
— Czy gdzies tu dostal sie jakis pies? — zapytal.
— Wiecie, ja na przyklad nie uznaje takiego rozpieszczania cudzoziemcow — oswiadczyla babcia Weatherwax. — Dziwaczne dania, tez mi cos! Pierwszy raz w zyciu slysze. Czemu nie dac mu pieczeni, tak jak wszystkim?
— Alez lady Esmeraldo, w taki sposob nie mozna…
Enrico szturchnal tlumacza lokciem — owym specjalnym gestem czlowieka, ktory widzi, ze jesli nie zachowa czujnosci, kopytka znikna w oddali. Gromko wyrzucil z siebie kilka slow.
— Senor Basilica twierdzi, ze z wielka radoscia skosztuje rdzennie ankhmorporskich potraw — oznajmil tlumacz.
— Nie, doprawdy nie mozemy… — sprobowal jeszcze raz Kubel.
— Co wiecej, senor Basilica nalega, by skosztowac rdzennie ankhmorporskich potraw.
— Zgadza sie.
— Swietnie — ucieszyla sie babcia. — A przy okazji, dajcie mu troche piwa. — Zartobliwie dzgnela tenora w brzuch, zaglebiajac palec az do drugiego stawu. — Mysle, ze za dzien czy dwa zmienilibysmy pana w kogos miejscowego.
Drewniane schody ustapily miejsca kamiennym.
Perdita mowila: Na pewno ma taka ogromna grote gdzies pod gmachem Opery. Beda tam setki swiec rzucajacych ekscytujacy, a przy tym romantyczny blask na… tak, na jeziorko; bedzie stol zastawiony krysztalami i srebrem, i oczywiscie bedzie mial tez organ…
Agnes zaczerwienila sie w ciemnosci.
…y, wielkie organy, na ktorych bedzie wirtuozersko gral wiele klasycznych utworow operowych.
Agnes powiedziala: Bedzie wilgotno. Beda szczury.
— Jeszcze kopytko, senor? — zaproponowala niania Ogg.
— Mmfmmfmmf!
— Moze niech pan od razu wezmie dwa.
Proces jedzenia w wykonaniu Enrica Basiliki byl wielce pouczajacy. Nie chodzi o to, ze pochlanial swoja porcje, ale jadl bez przerwy, w sposob ciagly, jakby zamierzal robic to przez caly dzien, niczym przy tasmie produkcyjnej, z serwetka wetknieta elegancko pod kolnierzyk. Ladowal widelec w chwili, kiedy poprzednia dostawa byla jeszcze dokladnie przezuwana, wiec czas pomiedzy kolejnymi dawkami zostal skrocony do minimum. Robilo to wrazenie — nawet na niani, ktorej nieobcy byl metabolizm dzialajacy na dopalaczach. Enrico Basilica jadl jak czlowiek nareszcie uwolniony od tyranii pomidorow do wszystkiego.
— Zamowie jeszcze dzban sosu, dobrze? — powiedziala.
Pan Kubel zwrocil sie do babci Weatherwax.
— Wspomniala pani, ze zechce moze zostac patronka naszej Opery — wymamrotal.
— O tak — zapewnila go babcia. — Czy senor Basilica bedzie dzisiaj spiewal?
— Mmfmmf.
— Mam nadzieje — mruknal Salzella. — Chyba ze eksploduje.
— W takim razie stanowczo chce byc obecna. Jeszcze kawalek pieczeni, moja dobra kobieto.
— Tak, szanowna pani — odpowiedziala niania, wykrzywiajac sie za plecami babci.
— Eee… miejsca na dzisiaj sa niestety… — zaczal Kubel.
— Wystarczy mi loza — stwierdzila babcia. — Nie jestem wybredna.
— Niestety, nawet loze sa…
— A co z loza osma? Slyszalam, ze zawsze stoi pusta.
Noz Kubla brzeknal o talerz.
— Eee… loza osma, loza osma… Widzi pani, my nie…
— Myslalam o pewnej darowiznie…
— Ale osma loza, choc formalnie nie jest sprzedana…
— Chodzilo mi o kwote rzedu dwoch tysiecy dolarow — wyjasnila babcia. — Och, wasza sluzaca rozsypala kopytka po calym stole. Trudno jest ostatnio znalezc sprawna i… i grzeczna sluzbe, nieprawdaz?