Bardzo powoli.
— Jakich pytan?
— No, znajac straz, cos w rodzaju „Czy to ty zrobiles?”. Oni dosc wolno mysla.
— Ojej… To znaczy, ze odwolaja dzisiejsze przedstawienie?
Andre zasmial sie glosno. Mial milo brzmiacy smiech.
— Nie wydaje mi sie, zeby pan Kubel byl w stanie je odwolac. Nawet jesli ludzie rzeczywiscie padaja jak muchy.
— Dlaczego nie?
— Od rana staly kolejki po bilety.
— Ale czemu?
Wytlumaczyl jej.
— To obrzydliwe — stwierdzila Agnes. — Chcesz powiedziec, ze przychodza, bo to moze byc niebezpieczne?
— Obawiam sie, ze lezy to w ludzkiej naturze. Oczywiscie, niektorzy chca uslyszec Enrico Basilice. A takze… coz, Christine zyskala spora popularnosc.
Spojrzal na nia z zalem.
— Nie przeszkadza mi to, naprawde — sklamala Agnes. — Hm… Jak dlugo juz tu pracujesz, Andre?
— No… Kilka miesiecy. Przedtem uczylem muzyki dzieci szeryfa w Klatchu.
— A co myslisz o Upiorze?
Wzruszyl ramionami.
— To jakis szaleniec, jak sadze.
— Tak uwazasz… Nie wiesz, czy on spiewa? To znaczy, czy potrafi dobrze spiewac?
— Slyszalem, ze przysyla kierownictwu listy krytyczne. Podobno niektore dziewczeta slyszaly noca czyjs spiew, ale one stale opowiadaja rozne glupstwa.
— Hm… Czy sa tu jakies sekretne przejscia?
Przyjrzal sie jej, przechylajac glowe.
— Z kim rozmawialas?
— Slucham?
— Dziewczeta twierdza, ze sa. Oczywiscie, opowiadaja tez, ze stale spotykaja Upiora. Czesto w dwoch miejscach rownoczesnie.
— Dlaczego mialyby go tak czesto spotykac?
— Moze lubi patrzec na mlode dziewczyny. Stale przeciez cwicza po katach. Poza tym one sa prawie oblakane z glodu.
— Czy ciebie w ogole ten Upior nie interesuje? Gina ludzie!
— Wiesz, mowia, ze to mogl byc doktor Undershaft.
— Przeciez ktos go zabil!
— Moze sam sie powiesil. Ostatnio byl dosc przygnebiony. I zawsze zachowywal sie troche dziwacznie. Nerwowo. Ale bez niego bedzie nam trudniej. Masz, przynioslem ci stare programy. Niektore notki moga sie przydac; w koncu jestes w operze od niedawna.
Agnes patrzyla na kartki, wcale ich nie widzac.
Ludzie znikaja, a pierwsza mysl, jaka przychodzi innym do glowy, to ze bez nich bedzie trudniej.
Przedstawienie musi trwac. Wszyscy tak twierdza. Ludzie powtarzaja to zdanie bez przerwy. Czesto mowia z usmiechem, ale jednak sa powazni. Nikt nigdy nie wyjasnia dlaczego. A wczoraj, kiedy chor klocil sie o pieniadze, wszyscy wiedzieli, ze tak naprawde nie odmowia wystepu. To byla tylko gra.
I przedstawienie trwalo. Slyszala wszystkie opowiesci. Slyszala o spektaklach, ktorych nie przerywano mimo pozaru szalejacego w miescie, mimo smoka siedzacego na dachu, mimo rozruchow na ulicach. Dekoracja sie przewracala? Przedstawienie trwalo. Umieral pierwszy tenor? Trzeba zwrocic sie do publicznosci z pytaniem o jakiegos studenta muzyki, ktory zna role, i dac mu wielka szanse, gdy cialo jego poprzednika stygnie spokojnie za kulisami. Dlaczego? Przeciez to tylko spektakl, na litosc bogow. Nic waznego. Ale… przedstawienie musi trwac. Wszyscy przyjmowali to jak oczywistosc i juz sie nie zastanawiali, jakby mgla wypelnila im glowy.
Z drugiej strony… Ktos uczyl ja spiewac noca. Tajemniczy osobnik wykonywal arie na scenie, kiedy wszyscy rozeszli sie juz do domow. Probowala wyobrazic sobie ten glos jako nalezacy do mordercy — nie udalo sie. Chyba nie chciala, zeby sie udalo. Chyba jej glowe tez wypelnila mgla. Kto moze tak cudownie wyczuwac muzyke, a przy tym zabijac ludzi?
Odruchowo przewracala kartki starego programu, gdy nagle jakies imie przyciagnelo jej wzrok.
Szybko przejrzala nastepne. Pojawilo sie znowu. Nie w kazdym przedstawieniu i nigdy w waznej roli, ale bylo. Zwykle jako oberzysta albo sluga.
— Walter Plinge? — zdziwila sie na glos. — Walter? Przeciez… Przeciez on nie spiewa, prawda?
Wskazala palcem.
— Co? Alez nie. — Andre wybuchnal smiechem. — Bogowie… To tylko… no… takie wygodne nazwisko, przypuszczam. Czasami ktos musi zaspiewac jakas bardzo drobna partie… Moze spiewak w roli, w ktorej nie chcialby byc pamietany. I wtedy, rozumiesz, trafia do programu jako Walter Plinge. Wiele teatrow ma takie dyzurne nazwiska. Na przyklad „I. Inni”. Przydatne dla kazdego.
— Ale… Walter Plinge?
— Sadze, ze na poczatku to byl zart. No bo wyobrazasz sobie Waltera Plinge na scenie? — Andre wyszczerzyl zeby. — W tym jego bereciku?
— A co on o tym mysli?
— Nie wydaje mi sie, zeby mial pretensje. Trudno powiedziec, prawda?
Od strony kuchni rozlegl sie trzask, a wlasciwie raczej trzascendo — przeciagly grzechot, ktory rozpoczyna sie od przewracajacego sie stosu talerzy, trwa, kiedy ktos usiluje je zlapac, osiaga desperacki kontrapunkt, kiedy osoba ta uswiadamia sobie, ze nie ma trzech rak, i konczy „roinroinroin” cudownie ocalonego talerza wirujacego na podlodze.
Uslyszeli rozgniewany damski glos.
— Walterze Plinge!
— Przepraszam, pani Clamp.
— To paskudztwo trzyma sie brzegu garnka! Puszczaj, przeklety stworze!
Zastukaly odsuwane gwaltownie garnki, potem zabrzmial mlaszczacy odglos, ktory mozna w przyblizeniu opisac jako „spoing”.
— A teraz gdzie sie podzialo?
— Nie wiem, pani Clamp.
— I co tu robi ten kot?
Andre odwrocil sie do Agnes i usmiechnal smutno.
— To rzeczywiscie troche okrutne — przyznal — Ten biedak jest odrobine tepy.
— Nie jestem pewna — odparla Agnes — czy spotkalam kogos, kto by nie byl.
Usmiechnal sie znowu.
— Wiem — powiedzial.
— Chodzi mi o to, ze wszyscy tak sie zachowuja, jakby tylko muzyka byla wazna. Fabula nie ma sensu! Polowa tych historii opiera sie na postaciach, ktore nie rozpoznaja swoich sluzacych ani zon, poniewaz tamci nosza malutkie maseczki! Potezne kobiety wystepuja w rolach wychudlych dziewczat! Nikt nie umie porzadnie grac! Nic dziwnego, ze nikomu nie przeszkadza, jak spiewam za Christine. To wlasciwie normalne w porownaniu z typowa opera! Sam pomysl jest doprawdy operowy! Na drzwiach powinna byc tabliczka „Tu zostawiac swoj zdrowy rozsadek”! Gdyby nie muzyka, wszystko to byloby smieszne!
Zauwazyla, ze Andre przyglada jej sie z operowa mina.
— O to wlasnie chodzi, prawda? — spytala. — Tylko przedstawienie jest wazne. Ono sie liczy!
— To nie musi byc realne — tlumaczyl Andre. — Opera nie przypomina teatru. Nikt nie powie: „Musisz teraz udawac, ze to jest pole bitwy, a ten typ w papierowej koronie jest krolem”. Akcja sluzy tylko do wypelniania czasu miedzy jedna a druga aria.
Pochylil sie i ujal jej dlon.
— Dla ciebie musi to fatalnie wygladac — rzekl.