Siegnela po nastepny plik kartek i spojrzala na pierwsza strone. Ale Walter pochylil sie i wyrwal jej rekopis.
— Ten nie jest skonczony, pani Ogg.
W Operze wciaz panowalo wzburzenie. Polowa widzow wyszla na zewnatrz, druga polowa czekala w srodku, na wypadek gdyby mialo jeszcze sie zdarzyc cos interesujacego. Orkiestra zbila sie w ciasna grupe w kanale i planowala zadanie specjalnej premii za Bycie Zdenerwowanym Przez Upiora. Kurtyna byla zaciagnieta. Niektorzy czlonkowie choru pozostali na scenie, reszta wybiegla, by wziac udzial w poscigu. Atmosfera wydawala sie naelektryzowana, jak zwykle, kiedy w normalnym cywilizowanym zyciu nagle zdarzy sie krotkie spiecie.
Agnes goraczkowo wysluchiwala jednej plotki za druga. Upior zostal schwytany i byl nim Walter Plinge. Upior zostal schwytany przez Waltera Plinge. Upior zostal schwytany przez kogos innego. Upior nie zostal schwytany i uciekl. Upior zginal.
Wszedzie wybuchaly spory.
— Wciaz nie moge uwierzyc, ze to Walter. Przeciez… na bogow, Walter?!
— Co z przedstawieniem? Nie mozemy przerwac! Nigdy nie przerywamy przedstawienia, nawet kiedy ktos umrze!
— Ale przerywalismy, kiedy ktos umieral…
— Tylko na czas potrzebny, zeby zniesc cialo ze sceny.
Agnes weszla za kulise i nadepnela na cos.
— Przepraszam — rzucila odruchowo.
— To tylko moja stopa — odpowiedziala babcia Weatherwax. — Jak tam? Podoba ci sie zycie w wielkim miescie, Agnes Nitt?
Agnes odwrocila sie.
— Och… Dobry wieczor, babciu — wymamrotala. — I tutaj nie jestem Agnes, bede wdzieczna za pamiec — dodala odrobine pewniej.
— To dobra praca, byc glosem kogos innego?
— Robie to, co chce robic — odparla Agnes. Wyprostowala sie na pelna szerokosc. — I nie mozesz mi przeszkodzic!
— Ale nie nalezysz do nich, prawda? — zapytala uprzejmie babcia. — Probujesz, ale caly czas odkrywasz, ze obserwujesz siebie obserwujaca ludzi. Mam racje? Nigdy do konca w nic nie wierzysz? Myslisz niewlasciwe mysli?
— Dosc!
— Aha. Tak sadzilam.
— Nie mam zamiaru zostac czarownica, uprzejmie dziekuje.
— Spokojnie. Nie masz sie co irytowac, bo przeciez wiesz, ze tak sie stanie. Zostaniesz czarownica, poniewaz czarownica jestes, a jesli teraz odwrocisz sie od niego, to nie wiem, co czeka biednego Waltera Plinge.
— On nie zginal?
— Nie.
Agnes zawahala sie.
— Wiedzialam, ze to on jest Upiorem — powiedziala. — Ale potem zobaczylam, ze nie moze nim byc.
— Aha… — mruknela babcia. — Uwierzylas w swiadectwo wlasnych oczu, co? W takim miejscu?
— Jeden z maszynistow mowil przed chwila, ze zapedzili go na dach, potem scigali po ulicach, a w koncu zatlukli na smierc.
— No coz — westchnela babcia. — Nie zajdziesz daleko, jesli bedziesz wierzyla we wszystko, co uslyszysz. Co wiesz?
— Co to znaczy: co wiesz?
— Nie probuj sie madrzyc, moja panno!
Agnes spojrzala na mine babci i zrozumiala, ze lepiej ustapic.
— Wiem, ze to on jest Upiorem — wyznala.
— Slusznie.
— Ale widze tez, ze nie moze nim byc.
— Tak?
— I wiem… Jestem pewna, ze nie chcial nikogo skrzywdzic.
— Brawo. Dobra robota. Walter moze i nie odroznia prawa od lewa, ale odroznia prawo od bezprawia. — Babcia zatarla rece. — No to jestesmy w domu i szukamy czystego recznika, co?
— Jak to? Niczego nie rozwiazalas!
— Alez tak. Wiem, ze to nie Walter mordowal tych ludzi, wiec teraz musimy odkryc, kto to zrobil. Proste.
— Gdzie jest teraz Walter?
— Niania Ogg gdzies go ukryla.
— Jest sama?
— Przeciez mowie, ze ma ze soba Waltera.
— Ale… no, on naprawde jest troche dziwaczny.
— Tylko tam, gdzie to widac.
Agnes westchnela. Chciala powiedziec, ze to nie jej problem, lecz uswiadomila sobie, ze nie warto nawet probowac. Wiedza niczym bezczelny intruz tkwila w jej umysle. Cokolwiek sie stanie, to rzeczywiscie jest jej problem.
— No dobrze — ustapila. — Pomoge ci, jesli zdolam, poniewaz tu jestem. Ale potem… koniec! Potem dacie mi spokoj! Obiecujesz?
— Naturalnie.
— No to… to dobrze… — Agnes urwala nagle. — O nie! — zawolala. — To bylo za latwe. Nie ufam ci.
— Nie ufasz mi? — zdziwila sie babcia. — Chcesz powiedziec, ze mnie nie ufasz?
— Tak. Nie. Znajdziesz sposob, zeby sie wykrecic.
— Nigdy sie nie wykrecam — oswiadczyla babcia. — To niania Ogg uwaza, ze powinnysmy miec trzecia czarownice. Moim zdaniem zycie i tak jest trudne, nawet bez jakiejs dziewuchy, ktora peta sie pod nogami tylko dlatego, ze jej zdaniem dobrze wyglada w spiczastym kapeluszu.
Przez chwile trwala cisza. Potem odezwala sie Agnes.
— Ta sztuczka tez na mnie nie dziala. Ty mowisz, ze jestem za glupia na czarownice, ja mowie, ze nie, wcale nie, a ty znowu wygrywasz. Wole raczej byc glosem kogos innego niz stara wiedzma bez zadnych przyjaciol, ktorej wszyscy sie boja, choc jest tylko troche sprytniejsza od innych i w ogole nie uprawia zadnej prawdziwej magii…
Babcia sluchala, przechylajac glowe.
— Zgoda. Kiedy to sie skonczy, pozwole ci pojsc wlasna droga. Nie bede cie zatrzymywac. A teraz pokaz mi, jak trafic do gabinetu pana Kubla…
Niania usmiechnela sie swym usmiechem pomarszczonego jablka.
— Oddaj mi to, Walterze. Prosze. Nic sie przeciez nie stanie, jesli pozwolisz mi to obejrzec. Starej niani mozna.
— Nie wolno ogladac, dopoki nie skonczone!
— No wiesz… — rzekla niania, sama siebie nienawidzac za to zrzucenie bomby atomowej. — Na pewno twoja mama nie chcialaby uslyszec, ze byles niegrzecznym chlopcem.
Wyraz twarzy Waltera zmienial sie blyskawicznie, gdy probowal poradzic sobie z kilkoma emocjami naraz. Wreszcie, bez slowa, wcisnal jej plik kartek. Rece drzaly mu z napiecia.
— Dobry chlopak — pochwalila go niania.
Przejrzala kilka poczatkowych stron, po czym przesunela je blizej swiatla.
— Hmm…
Pedalowala chwile, a nastepnie lewa reka zagrala na fisharmonii kilka nut. Byla to wiekszosc tych, jakie potrafila przeczytac. Tworzyly prosty, krotki temat, jaki mozna wygrac na klawiaturze jednym palcem.