tle swiatla, patrzyla w dol.
— Witam, panie Upiorze — powiedziala, nie odwracajac glowy. — Wrocil pan po swoja pile, co?
Przeskoczyla za line i odwrocila sie do cienia.
— Miliony ludzi wiedza, ze tu jestem! Nie skrzywdzisz przeciez biednej starowinki, prawda? Ojej, moje biedne serce…
Upadla na plecy, tak ciezko, ze az zakolysala sie lina.
Napastnik zawahal sie. Po chwili wyjal z kieszeni kawalek cienkiej linki i podszedl ostroznie. Przykleknal, owinal konce linki wokol dloni i schylil sie.
Kolano czarownicy kopnelo mocno.
— Czuje sie juz o wiele lepiej, drogi panie! — powiedziala niania, kiedy Upior polecial do tylu.
Podniosla sie i chwycila pile.
— Wrociles, zeby dokonczyc sprawe, co? — Machnela nia przed soba. — Ciekawe, jak chciales zrzucic wine na Waltera! Cieszylbys sie, gdyby wszystko tu sie spalilo?
Napastnik cofal sie przed niania, dosc niezgrabnie stawiajac kroki. Nagle odwrocil sie, utykajac przebiegl po chwiejnym pomoscie i zniknal w mroku.
Niania ruszyla za nim. Zauwazyla go znowu, jak schodzi po drabinie. Rozejrzala sie szybko, chwycila gruby sznur i skoczyla. W gorze slyszala klekot bloczka.
Opadala ze spodnica wzdymajaca sie wokol nog. Byla mniej wiecej w polowie drogi, kiedy minela grono sunacych szybko w gore workow z piaskiem.
Zjezdzajac, widziala miedzy swymi butami, jak ktos siluje sie z klapa prowadzaca do piwnic. Wyladowala o kilka stop od niego, wciaz sciskajac sznur.
— Pan Salzella?
Wsunela dwa palce do ust i gwizdnela tak, ze moglaby roztopic woskowine w uszach.
Puscila sznur.
Salzella spojrzal na nia, podnoszac klape. I spostrzegl jakis ksztalt opadajacy spod sklepienia.
Sto osiemdziesiat funtow workow z piaskiem trafilo w klape i zatrzasnelo ja na glucho.
— Uwaga! — zawolala wesolo niania.
Kubel czekal nerwowo za kulisami. Niepotrzebnie nerwowo, oczywiscie. Upior zginal. Nie ma sie o co martwic. Ludzie opowiadali, ze widzieli, jak ginal, chociaz — Kubel musial sie z tym pogodzic — nieco metnie przedstawiali szczegoly.
Nie ma powodow do niepokoju.
Absolutnie.
W zaden sposob.
Nic nie dawalo zadnych, nawet najmniejszych powodow do odczuwania niepokoju.
Przesunal palcem pod kolnierzykiem. Wlasciwie zycie hurtownika serow wcale nie bylo takie zle. Jedyne, czym czlowiek sie wtedy przejmowal, to guzik od spodni biednego starego Rega Plenty w Farmerskim Orzechowym, czy kiedy mlody Weevins przemielil sobie kciuk w mieszalniku, i cale szczescie, ze akurat robili wtedy jogurt truskawkowy…
Jakis czlowiek stanal mu za plecami. Kubel chwycil kurtyne dla zachowania rownowagi i dopiero wtedy sie odwrocil. Z ulga zobaczyl wspanialy i uspokajajacy brzuch Enrica Basiliki. Tenor wspaniale wygladal w kostiumie wielkiego koguta, z ogromnym dziobem, koralami i grzebieniem.
— Ach, senor — belkotal Kubel. — Imponujace, musze przyznac.
—
Inni czlonkowie zespolu przebiegali obok, spieszac na scene.
— Niech wolno mi bedzie przeprosic za to wczesniejsze zamieszanie. Musze tez zapewnic, ze nie zdarza sie to co wieczor, ahaha…
—
Dziob skierowal sie w jego strone. Kubel cofnal sie.
—
— …tak… Ciesze sie, ze pan to rozumie…
Ma temperament, myslal.
Tenor wkroczyl na scene. Zaczynala sie uwertura aktu trzeciego.
Tacy juz oni sa, ci prawdziwi artysci. Nerwy napiete jak gumki. Wlasciwie to calkiem podobne do czekania na ser. Czlowiek robi sie nerwowy, kiedy nie wie, czy ma juz pol tony najlepszego plesniowego, czy kadz pelna swinskiej karmy. Pewnie mniej wiecej to samo sie odczuwa, kiedy aria podnosi sie do gardla…
— Gdzie poszedl? Gdzie sie podzial?
— Kto? Och… Pani Ogg…
Stara kobieta machnela mu pila przed nosem. W obecnym stanie napiecia psychicznego nie byl to uspokajajacy gest.
Nagle otoczyly go inne osoby, takze sprzyjajace uzywaniu wielokrotnych wykrzyknikow.
— Perdita? Czemu nie jestes na scenie?! Och, lady Esmeralda, nie zauwazylem pani tutaj, ale oczywiscie, jesli ma pani ochote zajrzec za scene, wystarczy…
— Gdzie Salzella? — przerwal mu Andre.
Kubel rozejrzal sie niepewnie.
— Byl tu pare minut temu… To znaczy — dodal, prostujac sie z godnoscia — pan Salzella zapewne gdzies wypelnia swoje obowiazki, a to wiecej, mlody czlowieku, niz moglbym…
— Zadam natychmiastowego przerwania przedstawienia! — krzyknal Andre.
— Ach, przerwania? A na jakiej podstawie, jesli wolno spytac?
— On chcial przeciac line! — zawolala niania.
Andre wyjal odznake.
— Na takiej!
Kubel przyjrzal sie z bliska.
— „Czlonek Gildii Muzykow w Ankh-Morpork, numer 1244”?
Andre spojrzal gniewnie na niego, potem na odznake, po czym zaczal nerwowo klepac sie po kieszeniach.
— Nie! Do licha, przeciez pamietam, ze jeszcze przed chwila mialem te druga! Niech pan poslucha, trzeba oproznic budynek, musimy go przeszukac, a to znaczy…
— Nie przerywajcie przedstawienia — wtracila babcia.
— Nie przerwe przedstawienia — zapewnil Kubel.
— Bo wydaje mi sie, ze on chcialby je przerwac. A przedstawienie musi trwac, prawda? Czy nie w to wszyscy wierza? Mogl sie wydostac z budynku?
— Poslalem kaprala Nobbsa do wyjscia dla aktorow, a sierzant Detrytus pilnuje foyer — odparl Andre. — Jesli chodzi o stanie w drzwiach, naleza do najlepszych.
— Przepraszam bardzo, ale co sie wlasciwie dzieje? — spytal Kubel.
— Przeciez on moze byc wszedzie! — wtracila Agnes. — Tutaj sa setki kryjowek.
— Kto? — spytal Kubel.
— A co z tymi piwnicami, o ktorych wszyscy opowiadaja? — zainteresowala sie babcia.
— Gdzie?
— Maja tylko jedno wejscie — wyjasnil Andre. — Nie jest glupi.
— Nie dostanie sie do piwnic! — oswiadczyla niania Ogg. — Uciekl! Pewnie schowal sie w jakims zakamarku!
— Nie, zostanie raczej tu, gdzie sa ludzie — sprzeciwila sie babcia. — Tak ja bym zrobila.
— Co? — spytal Kubel.
— Czy mogl sie stad przedostac na widownie?
— Kto? — spytal Kubel.
Babcia skinela kciukiem w strone sceny.
— Jest gdzies tam. Czuje to.