Niania Ogg zagrala na fisharmonii, gdy krolewska para oddalala sie ze swym orszakiem.

— Zajrzyj do kuzni naszego Jasona zaraz rano, zanim odejdziesz, a dopilnuje, zeby naprawil miechy tej machiny — powiedziala niesmialo i Oats uswiadomil sobie, ze w kontekscie niani Ogg zblizyl sie najbardziej, jak to tylko mozliwe, do trzykrotnego „hurra” oraz wdziecznych podziekowan obywateli.

— Wielkie wrazenie zrobilo na mnie to, ze wszyscy zjawili sie tutaj z wlasnej i nieprzymuszonej woli — powiedzial. — Calkiem spontanicznie.

— Nie przeciagaj struny, synku. — Niania wstala.

— Milo bylo pania poznac, pani Ogg.

Niania oddalila sie o kilka krokow, ale Oggowie nigdy nie zostawiaja spraw niezalatwionych do konca.

— Nie moge powiedziec, zebys mi sie podobal — oswiadczyla. — Ale gdybys kiedykolwiek zastukal do drzwi Ogga w tej okolicy, mozesz liczyc… na cieply posilek. Za chudy jestes. Wiecej miesa widywalam na olowku rzeznika.

— Dziekuje.

— Chociaz deser juz niekoniecznie, zaznaczam.

— Oczywiscie.

— No to… — Niania wzruszyla ramionami. — Szczescia w Uberwaldzie.

— Om bedzie mi towarzyszyl, jestem tego pewien — odparl Oats.

Ciekawilo go, jak bardzo zdola zirytowac nianie Ogg, odzywajac sie do niej calkiem spokojnie. Zastanawial sie tez, czy babcia Weatherwax tego probowala.

— Mam nadzieje, ze tak — rzekla niania. — Osobiscie wolalabym, zeby nie krecil sie tu w poblizu.

Kiedy odeszla, Oats rozpalil ognisko ze swego straszliwego lozka i porozkladal dookola spiewniki, zeby wyschly.

— Dobry wieczor…

Cecha charakterystyczna czarownicy w ciemnosci jest to, ze widzi sie tylko jej twarz sunaca przed siebie i otoczona czernia. Po chwili jednak powrocil niewielki kontrast, a obszar cienia oddzielil sie od reszty i zmienil w Agnes.

— Dobry wieczor — odpowiedzial Oats. — Dziekuje, ze przyszlas. Jeszcze nigdy nie slyszalem, zeby ktos spiewal chorem sam ze soba.

Agnes odchrzaknela nerwowo.

— Naprawde chcesz isc do Uberwaldu?

— Nie ma przeciez powodu, zebym zostawal tutaj, prawda?

Agnes drgnela lewa reka. Przytrzymala ja prawa reka.

— Pewnie nie — odparla. — Nie! Cicho badz! To nie jest wlasciwa pora!

— Przepraszam bardzo…

— Ja tylko, hm… mowilam do siebie — wyjasnila smetnie Agnes. — Sluchaj, wszyscy wiedza, ze pomogles babci. Tylko udaja, ze nie wiedza.

— Tak, wiem.

— Nie przeszkadza ci to?

Oats wzruszyl ramionami. Agnes chrzaknela.

— Myslalam, ze moze zostaniesz z nami przez jakis czas.

— Nie mialoby to sensu. Nie jestem tu potrzebny.

— Nie wydaje mi sie, zeby wampirom i innym bardzo zalezalo na spiewaniu hymnow — powiedziala cicho Agnes.

— Moze potrafia nauczyc sie czegos innego. Zobacze, co da sie zrobic.

Agnes stala przez chwile nieruchomo.

— Mam oddac ci to… — powiedziala nagle, wreczajac mu mala sakiewke.

Oats siegnal do wnetrza i wyjal sloik. Wewnatrz plonelo pioro feniksa, zalewajac pole zimnym, bialym swiatlem.

— To od… — zaczela Agnes.

— Wiem od kogo — przerwal jej. — Czy pani Weatherwax dobrze sie czuje? Nie widzialem jej tutaj.

— Dzisiaj odpoczywa.

— Podziekuj jej ode mnie, dobrze?

— Powiedziala, zebys zaniosl to w mroczne miejsca.

Oats zasmial sie.

— Tak… — powiedziala niepewnie Agnes. — Moze przyjde rano sie z toba pozegnac.

— To byloby mile.

— No to… do… wiesz…

— Tak.

Agnes zdawala sie walczyc z jakims wewnetrznym przeciwnikiem.

— I jeszcze… Jeszcze cos, co chcialam… To znaczy, moze moglbys…

Prawa reka Agnes wsunela sie pospiesznie do kieszeni i wyjela nieduzy pakiecik owiniety w woskowany papier.

— To jest oklad — wyrzucila z siebie. — Bardzo dobra receptura i w ksiazce pisza, ze zawsze dziala, i jesli rozgrzejesz to i przylozysz na jakis czas, dokona prawdziwych cudow z twoim czyrakiem.

Oats delikatnie wzial dar.

— Calkiem mozliwe, ze to najmilsza rzecz, jaka ktokolwiek mi podarowal.

— Ehm… to dobrze. To od… no… od nas obu. Dobranoc.

Przygladal sie, jak Agnes wychodzi z kregu swiatla, a potem cos znowu sciagnelo jego spojrzenie ku gorze.

Krazacy orzel wzniosl sie powyzej cienia gor, w swiatlo zachodzacego slonca. Na chwile blysnal zlociscie, a potem znowu opadl w ciemnosc.

Z tej wysokosci orzel widzial na cale mile ponad gorami. Nad Uberwaldem wybuchla burza. Blyskawice rozciely niebo.

Burza szalala takze wokol najwyzszej wiezy zamku Niezblizsietu, nad kapturem, ktorym Igor chronil glowe przed rdza. Niewielkie kule lsniacego swiatla powstawaly na dlugim, teleskopowym zelaznym precie, kiedy — pilnujac, zeby stac na przenosnej gumowej macie — cierpliwie wysuwal go coraz wyzej.

U podstawy calej aparatury, buczacej juz wysokim napieciem, lezalo przykryte kocem zawiniatko.

Pret zaskoczyl we wlasciwej pozycji. Igor westchnal i zaczal czekac.

LEZEC, PIESKU! LEZEC, MOWIE! PRZESTANIESZ… PUSC! PUSZCZAJ NATYCHMIAST! NO DOBRZE, PATRZ TUTAJ… APORT! APORT! NO WLASNIE… Smierc patrzyl, jak Skrawek odbiega w podskokach. Nie byl do tego przyzwyczajony. Nie chodzi o to, ze ludzie nie cieszyli sie czasem na jego widok, poniewaz ostatnie chwile zycia czesto bywaly przeladowane, skomplikowane, a spokojna postac w czerni przynosila cos w rodzaju ulgi. Nigdy jednak nie spotkal sie z takim entuzjazmem ani — skoro juz o tym mowa — z taka iloscia sliny. To bylo niepokojace. Budzilo uczucie, ze nie wykonuje swojej pracy prawidlowo.

NO, ZADOWALAJACY PIESEK A TERAZ… RZUC. PUSC, PROSZE. SLYSZALES? POWIEDZIALEM, PUSC! PUSZCZAJ, ALE JUZ!

Skrawek odbiegl. Zabawa byla zbyt dobra, by ja przerywac.

Z glebi szaty dobieglo ciche dzwonienie. Smierc otarl reke o plaszcz, by ja osuszyc, po czym wyjal zyciomierz, w ktorym caly piasek lezal juz w dolnej bance. Jednak samo szklo bylo znieksztalcone, poskrecane, pokryte zgrubieniami, a takze — kiedy Smierc na nie patrzyl — wypelnione roziskrzonym blekitnym swiatlem.

Normalnie Smierc byl przeciwny takim rzeczom, ale — myslal, pstrykajac koscistymi palcami — w tej chwili to chyba jedyny sposob, by odzyskac swoja kose.

Blyskawica uderzyla. Rozszedl sie zapach przypalonej welny. Igor odczekal chwile, nim podreptal do zawiniatka, zostawiajac za soba slad roztopionej gumy. Przykleknal i ostroznie odwinal koc.

Skrawek ziewnal. Szerokim jezykiem przejechal mu po dloni. Kiedy Igor usmiechnal sie z ulga, w dole na zamku rozlegly sie dzwieki poteznych organow, grajacych „Toccate na mlode kobiety w nocnych koszulach z

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату