nazwac w ogole ogniem, bo to raptem kilka patykow zgromadzonych na stosik.
Tojest dom, w ktorym nie ma nic poza kwintesencja rzeczy.
Na gorze stara kobieta, cala ubrana w wyplowiala czern, lezy na waskim lozku.
Nie pomyslisz, ze nie zyje, tylko dlatego, ze najej szyi na sznurku wisi duza kartka z napisem:
NIE JESTEM MARTWA.
…a w tak napisane slowa trudno powatpiewac. Jej oczy sa zamkniete, dlonie skrzyzowane na piersiach, usta otwarte.
I po tych ustach chodza pszczoly, tak samo jak po oczach i po poduszce. Pelno ich w calym pokoju, wlatuja i wylatuja przez otwarte okno, gdzie na parapecie ktos postawil rzadkiem talerzyki z ocu — krzona woda.
Oczywiscie zaden talerzyk nie pasuje do innych. Wiedzmy nigdy nie maja naczyn w komplecie. Ale pszczoly pracuja, wlatuja i wylatuja… zajete, jak to pszczoly.
W chwili gdy zmarszczka magii przeplywa w tym miejscu, brzeczenie staje sie bardzo glosne i pszczoly wpadaja do srodka, jakby wpychalje podmuch wiatru. Obsiadaja nieruchoma staruszke tak, ze wreszcie jej glowa i ramiona pokryte sa nieustannie poruszajaca sie masa malenkich brazowych cialek.
A potem, niczym jeden owad, zrywaja sie i wylatuja przez otwarte okno na zewnatrz, gdzie w powietrzu lata mnostwo nasio — nek klonu.
Panna Weatherwax usiadla wyprostowana.
— Pfuj! — Wygrzebala z ust szamoczaca sie pszczole. Dmuchnela na nia, kierujac stworzenie w strone okna.
Przez chwile jej oczy wydawaly sie miec wiele wymiarow, niczym oczy pszczol.
— Wiec to tak — powiedziala wreszcie. — Czyzby nauczyla sie, jak Pozyczac? A moze to ona zostala wypozyczona?
Annagramma zemdlala. Zygzak nie odrywal wzroku od zaby, zbyt przerazony, by uciekac w omdlenie.
— No bo widzisz — tlumaczyla Akwila, podczas gdy cos ponad nimi robilo „glup, glup” — zaba wazy tylko kilka uncji, podczas gdy Brian… no nie wiem… pewnie ze sto dwadziescia funtow, prawda? Wiec kiedy zamienia sie kogos tak duzego w zabe, musisz znalezc sposob, by poradzic sobie ze wszystkimi kawalkami, ktore do niej nie pasuja. Rozumiesz, prawda?
Pochylila sie i podniosla z podlogi spiczasty kapelusz maga.
— Szczesliwy, Brian? — zapytala.
Mala zabka siedzaca na stosie materialu spojrzala w gore i wydala z siebie:
— Erk!
Zygzak nie patrzyl na zabe. Nie odrywal wzroku od rzeczy, ktora robila „glup, glup”. Przypominalo to duzy rozowy balon pelen wody, calkiem przyjemny dla oka, ktory obijal sie o sufit.
— Zabilas go! — wyszeptal.
— Co? O nie, to tylko reszta, ktorej w obecnym stanie nie potrzebuje. Mozna to nazwac… zapasowym Brianem.
— Erk! — wydal z siebie Brian.
— Glup! — wydal z siebie zapasowy Brian.
— Wracajac do znizki… — zaczal pospiesznie Zygzak — dziesiec procent bedzie…
Akwila machnela rozdzka. Wszystkie krysztalowe kule uniosly sie w powietrze i zaczely orbitowac jedna wokol drugiej, zataczajac lsniace kola. Wygladaly tak delikatnie!
— Ta rozdzka nie potrafi tego zrobic! — wykrzyknal krasnolud.
— Oczywiscie ze nie. To smiec. Aleja potrafie — oswiadczyla Akwila. — Mowiles cos o dziewiecdziesieciu procentach znizki? Mysl szybko, bo jestem juz bardzo zmeczona. A zapasowy Brian wydaje mi sie coraz… ciezszy.
— Mozesz sobie to wszystko wziac! Za darmo! Tylko nie pozwol, zeby on sie rozlal. Prosze!
„Alez nie, nie chce przeciez, zebys wypadl z interesu. Dziewiecdziesiat procent zupelnie wystarczy. Chcialabym, zebys myslal o mniejak o… o przyjaciolce…
— Oczywiscie! Oczywiscie. Jestem twoim przyjacielem! W ogole jestem bardzo przyjacielski! A teraz prosze, odstaw go! Blagam! — Zygzak padl na kolana. Nie kosztowalo go to duzo wysilku. — Blagam! On wcale nie jest magiem! Chodzil tam tylko na zajecia wieczorowe z grawerunku! Firma wynajmowala od uniwersytetu sale, to wszystko. Wydaje mu sie, ze tego nie wiem. Ale poniewaz gdzies podwedzil te suknie, a ponadto przeczytal pare magicznych ksiazek i potrafi mowic ich zargonem, trudno sie polapac, ze nim niejest! Blagam! Przeciez zaden prawdziwy mag nie zgodzilby sie robic tego za takie pieniadze,jakiejemu place! Nie rob mu krzywdy, prosze!
Akwila machnela reka. To, co sie w tej chwili zdarzylo, bylo jeszcze bardziej nieprzyjemne niz wtedy, gdy zapasowy Brian wyskoczyl pod sufit, ale wkrotce potem caly Brian stal przed nimi z mina wyrazajaca kompletne zdziwienie.
— Dziekuje ci! Dziekuje! Dziekuje! — dyszal Zygzak.
— Co sie dzieje? — zapytal nic nierozumiejacy Brian.
Zygzak czul wielka ulge, ale musial sprawdzic, czy Brian jest rzeczywiscie zdrow i caly, wiec zaczal go energicznie poklepywac.
— Niejestesjuz balonem? — pytal.
— Co to? Rece precz! — odsunal go Brian.
Z ust Annagrammy wyrwal sie jek. Otworzyla oczy i zobaczywszy Akwile, probowala sie podniesc, ajednoczesnie cofnac, wiec wygladala jak chodzacy do tylu pajak.
— Prosze, nie rob mi tego! Prosze, nie! — krzyczala. Akwila podbiegla do dziewczyny i pomoglajej sie podniesc.
— Tobie bym nigdy nic nie zrobila, Annagrammo! — wykrzyknela radosnie. — Przeciez jestes moja przyjaciolka! Wszyscyjestesmy przyjaciolmi! CzyZ to nie cudowne prosze, prosze, niech ktos mnie powstrzyma…
Musicie pamietac, ze praludki nie sa krasnoludkami. Teoretycznie krasnoludki wykonuja za ciebie prace domowe w zamian za spodeczek mleczka.
Jesli chodzi o Fik Mik Figle… zapomnij o tym.
Nie zeby nie probowaly, jesli oczywiscie ciebie lubia i jesli nie obrazisz ich propozycja spodka z mlekiem. Chca pomagac. Tyle ze kiepsko im to wychodzi. Na przyklad nie powinno sie chyba probowac oczyscic garnka ze starej rdzy przez uporczywe uderzanie nim w glowe.
Chyba tez nikt nie chcialby zobaczyc zlewu pelnego praludkow pomiedzy najlepsza porcelana. Lub swojego ulubionego dzbanka, ktory sie toczy to wjedna, to w druga strone po podlodze, podczas gdy praludki w srodku walcza z brudem i z soba nawzajem.
Ale panna Libella, dla ktorej porcelana nie byla tematem do zmartwienia, uznala, ze lubi Figli. Bylo w nich cos niezniszczalnego. Co wiecej, kobieta o dwoch cialach nie robila na nich najmniejszego wrazenia.
— E, to nic — oswiadczyljej Rozboj. — Kiedys sluzylismy Krolowej do najazdow i trafilismy raz do swiata, gdzie ludzie mieli po piec cial kazdy. I to roznej wielkosci, by latwiej bylo wykonywac rozne prace.
— Naprawde? — zapytalyjednoczesnie oba ciala panny Libelli. „Owszem, a najwieksze cialo mialo ogromna lewa reke do otwierania slojow z przetworami.
— Te przykrywki nieraz bardzo trudno odkrecic — zgodzila sie panna Libella.
— No tak, ogladalismy przedziwne krolestwa, kiedy bylismy wojskiem Krolowej. Ale rzucilismy te robote, bo byla intrygantka i kutwa, ot co!
_No wlasnie, wcale nie wyrzucila nas z Krainy Basni za to tylko, ze bylismy calkiem ululani o drugiej po