…wspolzycz przybieraljuz postac wielu postaci, w tym kilku magow, poniewaz magowie poszukuja mocy przez caly czas i niekiedy ja znajduja, stosujac swe zdradliwe kregi, dzieki ktorym okrazaja wcale nie jakiegos demona na tyle glupiego, ze da sie go zlapac grozbami lub zagadkami, ale wspolzycza, ktoryjest tak glupi, ze niepotrzebne sa zadne sztuczki, by dal sie zlapac. I wspolzycz pamietal…
Annagramma pila ze szklanki mleko. Kiedyjuz sie widzialo pania Skorek, mozna tez bylo nieco zrozumiec Annagramme. Czulo sie wprost, ze obserwuje swiat z uwaga, by zaraz usiasc i spisac liste poprawek.
— Czesc — odezwala sie Akwila.
— Podejrzewam, ze przyszlas tu, aby blagac mnie, bysmy ciejednak do nas przyjely, czyz nie? To mogloby byc nawet zabawne.
— Niezupelnie. Ale moglabym pozwolic, bys dolaczyla do mnie — odparla Akwila. — Smakuje ci to mleko?
Szklanka mleka zmienila sie w zbita mase trawy i ostow. Annagramma w jednej chwili wypuscila ja z reki. Szklanka znowu stala sie szklanka mleka w momencie, kiedy miala uderzyc w podloge, szklo rozbilo sie na kawaleczki i mleko rozlalo po podlodze.
Akwila popatrzyla na sufit. Namalowane gwiazdy rozblysly prawdziwym swiatlem. Lecz Annagramma nie odrywala wzroku od rozlanego mleka.
— Mowia, ze moc niekiedy przychodzi do nas, slyszalas o tym? — Akwila spacerowala wkolo Annagrammy. — No coz, do mnie przyszla. Chcesz byc moja przyjaciolka? Czy raczej wolisz… stac mi na drodze? Na twoim miejscu posprzatalabym to mleko.
Skoncentrowala sie. Nie wiedziala, skad to przychodzilo, ale wydawalo sie doskonale wiedziec, co powinno robic.
Annagramma uniosla sie o kilka cali nad podloge, szarpala sie i probowala uwolnic, ale przez to zaczela jedynie wirowac. Ku obrzydliwemu zadowoleniu Akwili rozplakala sie.
— To ty powiedzialas, ze powinnysmy uzywac naszej mocy — mowila Akwila, chodzac naokolo Annagrammy, ktora probowala sie uwolnic. — Mowilas, ze jesli mamy talent, ludzie powinni o tym wiedziec. Ty masz glowe na karku, i to dobrze tam przymocowana.
— Akwila nachylila sie, zeby spojrzec jej prosto w oczy. — To byloby okropne, gdyby okazala sie nie az tak dobrze przymocowana, prawda?
Machnela dlonia i jej wiezniarka opadla na ziemie. Ale choc Annagramma byla nieprzyjemna, nie okazala sie tchorzem, zerwala sie na rowne nogi, otworzyla usta do krzyku i podniosla reke…
— Uwazaj — powiedziala Akwila. — Bo moge to zrobic jeszcze raz.
Annagramma nie byla tez idiotka. Opuscila reke i wzruszyla ramionami.
— Udalo ci sie — przyznala z niechecia.
— Ale przyznaje, ze przydalaby mi sie twoja pomoc.
— Niby do czego? — burknela Annagramma, wciaz sie boczac.
Potrzebujemy sprzymierzencow, myslal wspolzycz w umysle Akwili. Moga pomoc nas chronic. A w razie czego sie ich poswieci. Inne stworzenia zawsze lgna do tych, ktorzy reprezentuja soba potege, a ta w szczegolnosci kocha moc…
— Po pierwsze — mowila Akwila — zebys mi powiedziala, gdzie moge sie ubrac takjak ty.
Oczy Annagrammie zalsnily.
— Och, musisz wpasc do Zygzaka Wrecemocnego w Bezwyjsciu. On sprzedaje wszystko, czego tylko nowoczesna wiedzma moze zapragnac.
— W takim razie ja chce wszystko — odparla Akwila.
— Bedzie zadal zaplaty — ciagnela dalej Annagramma. — To krasnolud. Oni potrafia odroznic prawdziwe zloto od iluzji. Wszyscy probowali juz z nim tej sztuczki. Tylko sie smial. AJesli sprobujesz dwa razy, poskarzy sie na ciebie twojej przelozonej.
„Panna Libella twierdzi, ze czarownica powinna miec tylko tyle pieniedzy, ile trzeba.
— No wlasnie — zgodzila sie Annagramma — tyle ile trzeba, zeby mogla kupic wszystko, czegojej potrzeba! Pani Skorek twierdzi, ze fakt, iz jestesmy wiedzmami, nie oznacza, ze musimy zyc niczym wiesniaczki. Ale panna Libella jest nieco staroswiecka. Pewnie w ogole nie trzyma w domu zadnych pieniedzy.
— ^» ja wiem, skad moge wziac pieniadze — powiedziala Akwila. — Wroce tutaj, prosze, pomoz mi! po poludniu i zaprowadzisz mnie do tego krasnoluda.
— Co to bylo? — zapytala Annagramma ostrym tonem.
— Wlasnie powiedzialam zteymaj mnie! ze spotkamy sie u ciebie po poludniu… — zaczela Akwila — ^’ znowu! To bylo jakby… dziwne echo towarzyszace twoim slowom. Jakby dwoje ludzi probowalo mowic rownoczesnie.
— Ach, to — odparl wspolzycz. — To nic takiego. Niedlugo przejdzie.
To byl interesujacy umysl i wspolzycz lubil go uzywac, tylko to jedno miejsce, malenkie, ale wciaz zamkniete, strasznie go zloscilo, jak drzazga, ktora uwiera…
Wspolzycz nie mysli. To, co jest jego niby-umyslem, stanowi wspomnienie wszystkich umyslow, ktorymi niegdys byl. Sajak echa po tym, gdy muzyka juz zamilknie. Ale nawet echa, obijajac sie o siebie, moga stworzyc odrebna harmonie.
Teraz sie rozdzwonily, wydawaly z siebie dzwieki mowiace: Dopasuj sie. Nie jestes jeszcze na tyle mocny, by sobie robic wrogow. Znajdz przyjaciol…
Ciemny, niski sklep Zygzaka miescil w srodku mnostwo wszystkiego, na co mozna bylo wydac pieniadze. Zygzak rzeczywiscie byl krasnoludem, a ci tradycyjnie nie sa zainteresowani uzywaniem magii, jednak z pewnoscia wiedzial, jak ustawic towar, bo w tym sa bardzo dobrzy.
Wiec byly tam rozdzki, w wiekszosci metalowe, ale trafialy sie i takie z rzadkiego drewna. Niektore mialy lsniace konce z krysztalu, co oczywiscie powodowalo, ze kosztowaly wiecej. W dziale „Eliksiry i mikstury” staly butelki z kolorowego szkla — co dziwne, im mniejsza buteleczka, tym miala wyzsza cene.
— Dlatego ze zawieraja bardzo rzadkie ingrediencje, na przyklad lzyjakiegos prawie niewystepujacego weza czy inne takie — powiedziala Annagramma.
— Weze nie placza — odparla Akwila.
— Nie placza? Pewnie dlatego ich lzy sa takie kosztowne. Bylo tam takze mnostwo innych rzeczy. Z sufitu zwisaly chaosy znacznie ladniejsze i bardziej interesujace od wszystkich, jakie dotad ogladala Akwila. Poniewaz byly calkowicie skonczone, musialy tez byc martwe, takjak te, ktore panna Libella trzymala dla ozdoby. Ale wygladaly dobrze, a przeciez liczyl sie wyglad.
Byly nawet kamienie, w ktore mozna bylo patrzec.
— Kule krysztalowe — wyszeptala Annagramma, kiedy Akwila podnioslajeden z nich. — Uwazaj! Sa horrendalnie drogie! — Iwskazala napis umieszczony bardzo zmyslnie miedzy lsniacymi kulami. Glosil on:
Cudowne do ogladania Przyjemne do potrzymania Jesli upuscisz Rozszarpia cie dzikie konie Akwila ujela najwieksza kule w dlon i zobaczyla, jak Zygzak przesuwa sie nieznacznie zza kontuaru, gotowy podbiec z rachunkiem, gdyby tylko ja upuscila.
„Panna Tyk uzywa spodka z woda, do ktorego nalewa odrobine atramentu — powiedziala. — Na dodatek woda jest pozyczona, a i na atrament da sie kogos naciagnac.
„Och, fundamentalizm! — jeknelaAnnagramma. — Buraki… tak nazywaje pani Skorek… strasznie psuja nam opinie. Naprawde chcesz, zeby ludzie uwazali wiedzmy za bande stuknietych staruch? To takie przasne! Juz najwyzszy czas, by zaczac dzialac profesjonalnie.
— Hmmm — mruknela Akwila, rzucajac kule w gore, a potem lapiac jajedna reka. — Powinnysmy cos zrobic, zeby ludzie sie nas bali.
— No… tak… z pewnoscia powinni czuc respekt — udalo sie powiedziec Annagrammie. — Ale… gdybym byla na twoim miejscu… lepiej bym uwazala…
— Dlaczego? — zapytala Akwila, rzucajac niedbale kule za ramie.