widziala po raz pierwszy.
Zna sie na serze. To kazdy o niej wiedzial. Akwila Dokuczliwa ma brazowe wlosy i zna sie na serze. Czy naprawde tak chciala byc widziana? Czy z wszystkich rzeczy dostepnych we wszechswiecie chciala byc tylko znanajako osoba, na ktorej mozna polegac, ze zrobi dobry ser? Czy naprawde chciala spedzac cale dnie na szorowaniu desek, myciu wiader i talerzy, i… i… tego… no… tej okropnej metalowej rzeczy, ktora trzyma?
…krojakdosera…
Tego krojaka do sera? Czy chciala przez cale zycie… Zaraz, chwileczke…
— Kto tujest? — zapytala. — Czy ktos wlasnie powiedzial „krojak do sera”?
Rozejrzala sie po pomieszczeniu, jakby ktos mogl sie schowac za wiazankami suszonych ziol. To nie mogl byc Oswald. Bo on odszedl, a nawetjak byl, nigdy nic nie mowil.
Akwila odsunela wiadro, naplula na reke, by wytrzec napis kreda:
POMOCY.
Probowala go zetrzec, alej ej dlon zlapala krawedz stolu i trzymala mocno, choc z calych sil starala sieja oderwac. Zamachnela sie lewa dlonia i udalo jej sie wywrocic wiadro z mlekiem, ktore splukalo napis… iwjednej chwilijej prawa reka puscila stol.
Drzwi otworzyly sie gwaltownie. Stalaw nich panna Libella w obu postaciach. Jesli stawala razem w ten wlasnie sposob, ramie przy ramieniu, to oznaczalo, ze ma cos bardzo waznego do powiedzenia.
— Musze ci powiedziec, Akwilo, ze uwazam…
— …twoje zachowanie w stosunku do Petulii…
— …za okropne. Odeszla zaplakana. Przyjrzala sie Akwili.
— Czy wszystko w porzadku, dziecko? Dziewczynka wzruszyla ramionami.
— No… tak. Czuje sie troche dziwnie. Slyszalamjakis glos w mojej glowie, ale terazjuz przeszlo.
Panna Libella przygladala jej sie, przechylajac na bok glowe, jedna w prawo, druga w lewo, tak ze widzialaja z obu stron.
„Nojeslijestes pewna… Ide sie teraz przebrac. Musimyjuz wyruszac. Czeka nas dzis sporo pracy.
— Sporo pracy — powtorzyla slabym glosem Akwila.
— No tak. Noga pana Klapknota. Musze tez obejrzec chore dziecko Gradowej. Od tygodnia nie bylam tez w Gburnym Dnie i… aha, pan Siewka ma znowu koszmary, dobrze by tez bylo, gdybym zdolala zamienic slowko z panna Spadki… potem trzeba ugotowac obiad panu Gniewniakowi, mysle, ze lepiej bedzie, jak przygotuje wszystko tutaj i tylko mu zaniose, no i oczywiscie pani Wachlarzjest blisko rozwiazania, i — tu westchnela — rowniez panna Kucharska, znowu… Czeka nas ciezki dzien. Trudno to wszystko zrobic, naprawde trudno.
Akwila pomyslala: Ty glupia kobieto, zamartwiasz sie, ze nie uda ci sie dac tym wszystkim ludziom, czego tylko sobie zazycza! Myslisz, ze twoja pomoc im kiedykolwiek wystarczy? Chciwi, leniwi, glupi ludzie, ktorzy bez przerwy czegos oczekuja! Dziecko w rodzinie Gradowych? Przeciez majajuzjedenastke, nikt by nie zauwazyl, gdybyjednego zabraklo.
A pan Gniewniak wlasciwie juz nie zyje. Tyle ze nadal tujest! Myslisz, ze sa ci wdzieczni, ale oni tylko robia wszystko, zebys znowu do nich przyszla! To niejest wdziecznosc, tylko zabezpieczanie sie!
Ta mysl przerazila czesc jej umyslu, alejednak sie pojawila i teraz juz tkwila w glowie, uwierajac i starajac sie przedostac przez usta. Akwila mruknela:
— Trzeba tu posprzatac.
— Och, ja to zrobie, kiedy pojdziecie — powiedziala pogodnie panna Libella. — No chodzze, usmiechnij sie! Mamy mnostwo pracy!
Zawsze jest mnostwo pracy, warknela w myslach Akwila, podazajac za panna Libella do pierwszej wioski. Mnostwo i mnostwo. Awyko — nanie jej niczego nie zmienia. Kolejka potrzebujacych nie ma konca.
Wedrowaly od jednej lichej i smierdzacej chaty do drugiej, poslugujac ludziom zbyt durnym, by uzywac mydla, pijac herbate z wyszczerbionych filizanek, plotkujac ze staruszka, ktora miala mniej zebow niz palcow u rak. Robilo sie jej od tego niedobrze.
Chociaz byl jasny dzien, wydawaljej sie ciemny i ponury. Czula sie, jakby wjej glowie szalala burza.
A potem zaczely sie majaki. Pomagala nastawic reke jakiemus glupiemu dzieciakowi i gdy podniosla wzrok, zobaczyla swoje odbicie w szybie okiennej.
Byla tygrysem z ogromnymi klami.
Wrzasnela, zrywajac sie na rowne nogi.
— Uwazaj! — krzyknela panna Libella, ale potem dostrzegla wyraz twarzy dziewczynki i zapytala: — Czy stalo sie cos zlego?
— Cos… cos mnie ugryzlo! — sklamala Akwila To bylo bezpieczne klamstwo w takim miejscu, gdzie pchly gryzly szczury, a szczury podgryzaly dzieci.
Zdolala wyjsc na swieze powietrze, krecilo jej sie w glowie. Gdy panna Libella wyszla kilka minut pozniej, rozdygotana dziewczynka stala oparta o sciane.
— Wygladasz okropnie — powiedziala czarownica.
— Paprocie! — wykrzyknela Akwila — Wszedzie! Ogromne paprocie! I te jaszczurki ogromne niczym krowy! — Z szerokim, lecz niewesolym usmiechem odwrocila sie w strone panny Libelli, ktora az sie cofnela. — Moznajejesc! — Najej twarzy malowalo sie zdziwienie. — Co sie dzieje? — wyszeptala.
— Nie wiem, ale zaraz wracam, zabiore cie stad — powiedziala panna Libella. — Ide tylko po miotle!
— Smialy sie ze mnie, kiedy powiedzialam, ze potrafieje zlapac. No a teraz kto sie smieje, mozecie mi powiedziec?
Troska na twarzy panny Libelli przeszla w cos bardzo bliskiego panice.
— Glos ci sie calkiem zmienil. Mowiszjak mezczyzna! Dobrze sie czujesz?
— Czuje sie… zatloczona — mruknela Akwila.
— Zatloczona?
„Dziwne… wspomnienia… pomocy:
Akwila spojrzala na swoje ramie. Bylo pokryte luska. A teraz porastalyje wlosy. A teraz bylo gladkie i brazowe, trzymala w dloni…
— Kanapka ze skorpionem? — powiedziala z pytaniem w glosie.
— Slyszysz mnie? — Glos panny Libelli dochodzil z oddali. — Majaczysz. Jestes pewna, ze nie bawilyscie sie z dziewczetami w wyrabianiejakichs mikstur czy czegos takiego?
Z nieba spadala miotla, a siedzaca na niej panna Libella o maly wlos nie upadla. Bez slow usadzily Akwile na drazku, pomiedzy soba.
Droga powrotna do domu nie trwala dlugo. Akwila miala wrazenie, ze jej umysl wypelnia goraca wata, nie zdawala sobie sprawy, gdzie jest, choc jej cialo wiedzialo doskonale, poniewaz zwrocilo wszystko, co dzisiaj zjadla.
Panna Libella pomogla jej zejsc z kija i usadzila ja na ogrodowym fotelu tuz przy drzwiach do domku.
— Teraz sobie tutaj tylko odpoczniesz — powiedziala. W naglych wypadkach radzila sobie, mowiac bez przerwy i uzywajac zbyt czesto slowa „tylko”, poniewaz to uspokajajace slowo. — Ja ci tylko przygotuje cos do wypicia, a potem sie tylko przyjrzymy, o co w tym wszystkim tylko chodzi… — Na chwile zapadla cisza, ale po chwili potok slow wyplynal z domu, ciagnac za soba panne Libelle: — Aja tylko… cos tu sprawdze. Tylko wypij to, prosze!
Akwila wypila wode. Katem oka dostrzegla, jak panna Libella macha sznurkiem wokoljajka. Starala sie wywolac chaos, ale tak zeby nie zwracac uwagi Akwili.
Przez umysl Akwili przeplywaly dziwne obrazy. Strzepy glosow, fragmenty wspomnien… i glosik, jej wlasny, ale bardzo cichy i cichnacy, ajednak buntowniczy.
Nie jestes mna. Tylko tak ci sie zdaje! Ktos mi pomoze!
— No a teraz — powiedziala panna Libella — zobaczmy, co my tu widzimy…
Chaos eksplodowal, i to nie tylko na kawaleczki, ale pojawil sie ogien i dym.
— Och, Akwilo! — Panna Libella gwaltownie machala dlonia. — Czy wszystko z toba w porzadku?
Dziewczynka podniosla sie powoli. Byla chyba nieco wyzsza niz normalnie.