morzem.
Wodze, ktore dopiero sie narodza, pewnego dnia tez przypomna sobie wszystko. Nocami, ktore nadejda, beda lezec obok swoich kociolkow i na pare minut stana sie czescia wiecznego morza. Przysluchujac sie nieurodzonym wodzom wspominajacym swoja przeszlosc, pamietalo sie swoja przyszlosc…
Trzeba bylo wielkich zdolnosci, zeby odnalezc te cichutkie glosiki, aJoannanie mialajeszcze takiej wprawy, ale cos uslyszala.
Kiedy kolejna blyskawica zamienila noc na chwile w dzien, wodza usiadla wyprostowana jak struna.
— Znalazlo ja — wyszeptala. — Och, ciutbiedactwo.
Deszcz zacinajacy przez otwarte okno przemoczyl koc i Akwila sie obudzila. Sypialnie zalewalo szare swiatlo dnia.
Zerwala sie na rowne nogi i zamknela okno. Na parapecie lezalo kilka lisci.
No tak.
To nie byl sen. Z cala pewnoscia. Stalo sie… cos dziwnego. Poczula swierzbienie w koncowkach palcow. Czula sie… inaczej. Ale gdy sie nad tym zastanowila, uznala, ze zmiana wyszlajej na dobre. Wczoraj wieczorem miala okropny nastroj, a teraz… byla pelna zycia A nawet przepelnialaja radosc. Wiedziala, ze moze wziac sprawy w swoje rece. Zamierzala sama pokierowac swoim zyciem. Roz — pieralyja energia i determinacja.
Zielona sukienka lezala pognieciona, przydalobyjej sie pranie. W szufladzie czekala stara niebieska, ale z jakiegos powodu Akwila uwazala, ze teraz do niej nie pasuje. Musi wystarczyc zielona, dopoki nie znajdzie czegos nowego.
Juz miala wlozyc buty, kiedy zamarla w bezruchu.
Nie nadawaly sie, nie teraz. W swoim kuferku miala nowa pare lsniacych bucikow. Te wlozyla Panna Libella w obu postaciach, jeszcze w nocnej koszuli, stala w mokrym ogrodzie. Ze smutkiem zbierala kawalki lapacza snow i stracone jablka. Nawet niektore ozdoby w ogrodzie zostaly zniszczone, tylko szalenczo usmiechniete gnomy niestety uniknelyjakos destrukcji.
Czarownica odsunela wlosy spadajace najedne zjej oczu.
— Dziwne, naprawde bardzo dziwne. Wszystkie siatki na uroki porwane. Nawet kamienie nudy sapoprzesuwane. Czy cos zauwazylas?
— Nie, nic, panno Libello — odparla potulnie Akwila — I wszystkie stare chaosy, ktore lezaly w komorce, sa w drzazgach. A nie bylo w nich juz zadnej mocy i mogly sluzyc tylko do ozdoby. Cos naprawde dziwnego musialo sie wydarzyc.
Spojrzenie, ktorym panna Libella obrzucily Akwile, mialo byc prawdopodobnie chytre i przebiegle, ale raczej nadalo im chory wyglad.
— Ta burza miala w sobie cos magicznego. Mam nadzieje, ze wy, dziewczeta, nie robilyscie… niczego dziwnego wczorajszego wieczoru, prawda, kochanie?
— Nie, panno Libello. Uwazam, ze to spotkanie bylo dosc glupie.
— No bo wiesz, Oswald tez zniknal. On jest bardzo wrazliwy na atmosfere…
Do Akwili dopiero po chwili dotarla tresc tych slow.
— Ale przeciez on byl tu zawsze!
— Tak, od kiedy pamietam — przyznala panna Libella.
— Probowala pani odlozyc lyzke w przegrodke dla nozy?
— Oczywiscie. Nic nawet nie szczeknelo!
— Upuscila pani obierke odjablka? On zawsze…
— To bylo pierwsze, czego sprobowalam!
— Ajak ze sztuczka z sola i cukrem? Panna Libella sie zawahala.
— Nie, tego nie… — Nieco sie rozpogodzila. — Uwielbiaja, z pewnoscia sie nie oprze i przybiegnie w podskokach, prawda?
Akwila wyciagnela torbe cukru i torbe soli, wsypala troche jednego i drugiego do miski, a nastepnie wymieszala dlonia bielusien — kie krysztalki.
Jakis czas temu odkryla, ze jest to znakomity sposob, by zajac Oswalda, kiedy one gotowaly. Rozdzielanie soli i cukru, a nastepnie wlozenie ich do odpowiednich torebek potrafilo go uszczesliwic na cale popoludnie. Ale tym razem mieszanina ani drgnela, nie widac bylo ani sladu Oswalda.
— No tak… przeszukam dom — powiedziala panna Libella, jakby mial to byc dobry sposob na znalezienie niewidzialnej osoby. — Czy mozesz zajac sie kozami, kochanie? I nie mozemy zapomniec, ze dzisiaj czeka nas zmywanie!
Akwila wypuscila kozy z oborki. Zazwyczaj Czarna Meg wybiegala natychmiast, ustawiajac sie na platformie do dojenia z mina informujaca: nauczylam sie nowej sztuczki.
Ale nie dzisiaj. Kiedy Akwila zajrzala do srodka, zobaczyla kozy stloczone w najdalszym i najciemniejszym kacie. Przerazone oddychaly chrapliwie, a kiedy sie zblizyla, usilowaly czmychnac na boki. Udalo jej sie zlapac Czarna Meg za postronek. Koza szarpala sie i wyrywala, nie chcac dac sie wyprowadzic na platforme, wreszcie wdrapala sie na nia, ale tylko dlatego, ze alternatywa bylo oberwanie glowy. Teraz stala, meczac rozpaczliwie.
Akwila wpatrywala sie w koze. Wydawalo sie, ze swedzaja kosci. Chciala… chciala cos zrobic, czegos dokonac, wspiac sie na najwyz — szagore, wyskoczyc w niebo, obiec ziemie. I pomyslala: To glupie, kazdy dzien rozpoczynam walka na inteligencje ze zwierzeciem!
No coz, najwyzszy czas pokazac temu stworzeniu, kto tu rzadzi.
Zlapala miotle, ktora sluzyla do zamiatania oborki. Waskie oczka Czarnej Meg staly sie okragle ze strachu, a potem trrrrach! — dziewczynka uderzyla miotla.
Prosto w platforme do dojenia. To nie bylo celowe nietrafienie. Miala zamiar dac Meg nauczke, ktorajej sie slusznie nalezala, ale nie wiadomo czemu kij wymykaljej sie z rak. Podniosla go raz jeszcze, leczjej wzrok i uniesienie kija wystarczylo, koza skulila sie ze strachu.
— Koniec z tymi sztuczkami! — syknela Akwila, odkladajac kij.
Koza stala nieruchomo jak skala. Akwila ja wydoila, zaniosla wiadro do mleczarni, zwazyla, zapisala wartosc na tabliczce przy drzwiach i przelala mleko do duzej banki.
Reszta trzodki nie byla lepsza od Meg, ale kozy szybko sie uczyly.
Wszystkie razem daly trzy galony, co bylo wrecz zalosnejak na dziesiec koz. Akwila zapisala wynik bez entuzjazmu i stala, obracajac krede w palcach. Niby po co to wszystko? Jeszcze wczoraj miala mnostwo planow eksperymentowania z nowymi serami, a teraz ser wydawal jej sie po prostu nudny.
Czemu tu w ogole byla, wypelniajac idiotyczne obowiazki, pomagajac ludziom na tyle glupim, ze nie potrafili pomoc samym sobie? Przeciez mogla w tym czasie robic… cokolwiek!
Popatrzyla na blat stojacego przed nia stolu.
POMOCY.
Ktos to napisal kreda na drewnie. A kawalek kredy trzymala nadal w palcach…
— Petulia przyszla do ciebie, kochanie — odezwala sie tuz za jej plecami panna Libella.
Akwila szybko przesunela skopek z mlekiem, zeby zaslonic napis. Kiedy sie odwrocila, miala mine winowajcy.
— Co? — zapytala. — Dlaczego?
— Mysle, ze chciala sprawdzic, czy u ciebie wszystko w porzadku. — Panna Libella przygladala siej ej uwaznie.
Petulia byla przygnebiona, przestepowala z nogi na noge i gniotla w dloniach spiczasty kapelusz.
— Hm, ja tylko sobie pomyslalam, ze powinnam zobaczyc, jak ty, hm, sie… — wyszeptala, patrzac Akwili na buty. — Hm, one wcale nie chcialy byc niemile…
— Nie jestes za madra i powinnas troche schudnac — odpowiedziala Akwila. Przez chwile przygladala sie poczerwienialej twarzy Petulii i juz wiedziala. — I ciagle jeszcze masz swojego pluszowego misia i pomocy wierzysz we wrozki.
Zatrzasnela drzwi i wrocila do mleczarni, gdzie zapatrzyla sie na banki mleka i miski z twarozkiem, jakby je