— Czy miala oczy zamkniete? — Tak.
Oddech panny Libelli przyspieszyl.
— Wyszla z wlasnego ciala! Jedna na sto czarownic potrafi cos takiego! — wykrzyknela. — Nazywa sie to Pozyczeniem. To lepsze niz jakakolwiek cyrkowa sztuczka! Polega na tym, ze przesuwa sie… ~~…wlasny umysl gdzie indziej! Musisz…
— …nauczyc sie, jak siebie chronic, zanim sie w ogole czegos takiego sprobuje! A ona to odkryla tylko dlatego, ze nie miala lusterka? Co zaglupiatko, dlaczego nic mi…
— …nie powiedziala? Wyszla z wlasnego ciala i pozostawilaje tam, gdzie kazdy moglje zajac! Zastanawiam sie…
— …cojej zdaniem…
— …robila?
Pojakims czasie Rozboj odchrzaknal.
— Gdybys zapytala o picie, bicie i zwiniecie — wymruczal — cos bysmy ci odpowiedzieli. Na czarowaniu sie nie znamy.
Rozdzial siodmy
Sprawa Briana
Cos, co nazywalo siebie Akwila, lecialo, muskajac czubki drzew.
To cos myslalo, ze jest Akwila. Pamietalo wszystko — no, prawie wszystko — co dotyczylo Akwili. Wygladalo jak Akwila. Nawet myslalo jak Akwila, mniej lub bardziej. Posiadalo wszystko co trzeba, by byc Akwila…
…poza nia. Poza tym malenkim czyms, co stanowi, ze ja jestem…
…mna.
Patrzylo jej oczami, staralo sie sluchac jej uszami, myslec jej umyslem.
Wspolzycz opanowywal swoja ofiare wlasciwie nie sila, tylko zajmujac jej miejsce, podobnie jak to robia slonie pustelniki[7]. Opanowywal cie po prostu dlatego, ze taka mial nature i musial tak robic az do chwili, gdy znajdzie sie wszedzie i nie bedzie miejsca, ktore da sie opanowac…
Ale…
…mial pewien klopot. Przeplynal przez nia niczym ciemna fala, lecz wciaz istnialo miejsce, mocno zacisniete, jakby zapieczetowane, nadal dla niego niedostepne. Gdyby wspolzycz mial umysl drzewa, bylby zdziwiony.
Gdyby mial umysl czlowieka, bylby przestraszony.
Akwila skierowala miotle w dol, przeplynela pomiedzy drzewami i wyladowala tuz przy schludnym ogrodku pani Skorek. Uznala, ze latanie tak naprawdejest dziecinnie proste. Trzeba tylko chciec.
Potem znowu zrobilo jej sie niedobrze, a przynajmniej organizm dawal takie sygnaly, ale zwrocila dwukrotnie w powietrzu i nie mialajuz nic, od czego moglojej byc niedobrze. To po prostu idiotyczne! Przeciez wcale juz nie bala sie latac, tylkojej glupi zoladek nie chcial tego przyjac do wiadomosci.
Starannie wytarla usta, po czym rozejrzala sie wokolo.
Wyladowala na trawniku. Slyszala, ze takie cos istnieje, ale nigdy wczesniej zadnego nie widziala. Wokol domku panny Libelli rosla trawa, ale to byla tylko… no, trawa porastajaca wolne miejsce. We wszystkich innych ogrodach, jakie znala, rosly warzywa, niekiedy tez kawalek miejsca oddawano kwiatom, jesli gospodyni o tym pomyslala. Trawnik oznaczal, ze jestes na tyle wytworna, by marnowac miejsce, gdzie moglyby rosnac ziemniaki.
Ten trawnik byl w paski.
Akwila odwrocila sie do miotly, nakazala jej: „Stoj”, i przemaszerowala trawnikiem w kierunku domu. Byl znacznie bardziej okazaly niz dom panny Libelli, lecz Akwila slyszala, ze pani Skorek stala znacznie wyzej w hierarchii wiedzm. Ponadto byla zona maga, chociaz onjuz nie uprawial magii. To dosc zabawne, powiedziala kiedys panna Libella, ale rzadko sie spotyka biednego maga.
Akwila zapukala do drzwi i czekala.
Na ganku wisiala siatka na uroki. Czarownica nie potrzebuje czegos takiego, wiec to pewnie dekoracja. O sciane opierala sie miotla, a na drzwiach lsnila piecioramienna gwiazda. Najwyrazniej pani Skorek sie reklamowala.
Akwilajeszcze raz zastukala w drzwi, glosniej.
W tej samej chwili otworzyla je wysoka chuda kobieta ubrana cala na czarno. Ale byla to niezwykle wytworna, bogata i gleboka czern, same koronki i marszczenia ozdobione wieksza iloscia srebrnej bizuterii, niz wyobraznia Akwili potrafila ogarnac. Rece przystrajaly nie tylko pierscionki, ale tez na niektorych palcach lsnily srebrne nakladki w ksztalcie szponow. Kobieta migotala niczym nocne niebo.
Na glowie miala spiczasty kapelusz. Panna Libella nigdy nie nosila go w domu. W dodatku ten byl wyzszy od wszystkich kapeluszy, jakie Akwila kiedykolwiek widziala u jakiejkolwiek czarownicy.
Wszystko to razem powinno robic wrazenie. Ale nie robilo. Czesciowo dlatego ze bylo tego za wiele, ale glownie przez sama pania Skorek. Miala pociagla twarz o ostrych rysach i wygladala tak, jakby wlasnie miala sie poskarzyc, ze kot z sasiedztwa narobiljej na trawnik. I na dodatek tak wygladala przez caly czas. Zanim siejesz — cze odezwala, spojrzala uwaznie na drzwi, sprawdzajac, czy aby mocne walenie nie uszkodzilo ich wjakis sposob.
— Tak? — zapytala wyniosle, czy raczej w sposob, ktoryjej zdaniem byl wyniosly. A byl po prostu dziwaczny.
— Pokoj temu domowi — powiedziala Akwila.
— Co? Aha, no tak. Niech naszemu spotkaniu przyswiecaja laskawe nam runy. — Pani Skorek wyklepala pospiesznie formulke odpowiedzi. — Tak? — zapytala znowu.
— Przyszlam do Annagrammy. — Akwila pomyslala, ze tego srebra jest zbyt wiele.
— Wiecjestesjedna zjej dziewczat?
— Nie… niezupelnie — odparla Akwila. — Pracuje z panna Libella.
— Z nia! — Pani Skorek zlustrowala Akwile od stop do glow. — Zielony to bardzo ryzykowny kolor. Co cie tu sprowadza, moje dziecko?
— Mam na imie Akwila.
— Hmm… — W glosie pani Skorek nie bylo aprobaty. — Chyba lepiej bedzie, gdy wejdziesz. — Podniosla wzrok do gory i wydala dzwiek „ts!”. — Spojrz tylko. Kupilam to kiedys najarmarku w Kawalku. Bylo bardzo kosztowne!
Siatka na czary wisiala w strzepach.
— Chyba nie ty to zrobilas? — zapytala pani Skorek.
— Wisi zbyt wysoko — odparla Akwila.
— Wejdz.
To byl dziwny dom. Nie mialo sie watpliwosci, ze mieszka w nim czarownica, i nie tylko dlatego ze w szczycie kazdych drzwi wycieto wysoki trojkatny otwor, by pani Skorek mogla przez nie przechodzic. Na scianach domku panny Libelli nie bylo nic poza plakatami z cyrku, a tutaj wszedzie wisialy prawdziwe obrazki, na dodatek wszystkie byly… czarujace. Widnialo na nich mnostwo sierpow ksiezyca oraz mlodych kobiet — uczciwie mowiac, niedokladnie ubranych — towarzyszyli im potezni mezczyzni z rogami i, no… nie tylko rogami. Na deskach podlogi byly slonca i ksiezyce, a sufit w pokoju, do ktorego Akwila zostala wprowadzona, znajdowal sie bardzo wysoko, byl pomalowany na blekitno i ozdobiony gwiazdami. Pani Skorek wskazala fotel z podnozkiem w ksztalcie gryfa, a poduszkami w ksztalcie sierpu ksiezyca.
— Usiadz tutaj — polecila. — Pojde powiedziec Annagrammie, ze jestes. Tylko nie kop w podnozek butami. I wyszla przez inne drzwi. Akwila rozejrzala sie…wspolzycz rozejrzal sie dookola…
…i powstala mysl: Trzeba byc najsilniejszym. WtedyJest
— To naprawde ona — rozlegl sie z tylu glos. — Dziewczynka od serow.
Akwila sie podniosla.