powieszony…
Vetinari znowu uniosl brew.
— Tylko prawie powieszony, jak sie pan zapewne przekonal. Byl pan o cal od smierci.
— Wszystko jedno! Ale wisialem! A najgorsze w tym wszystkim bylo, ze „Tantanska Fanfara”[1] poswiecila mi tylko dwa akapity. Dwa akapity, musze zaznaczyc, za cale zycie pomyslowych, oryginalnych i scisle bezkrwawych przestepstw? Moglbym byc przykladem dla mlodziezy! Pierwsza strone zajal Dyslektycznie Alfabetyczny Morderca, ktoremu udalo sie zaliczyc tylko A i W!
— Przyznaje, ich redaktor chyba rzeczywiscie wierzy, ze nie ma porzadnej zbrodni, jesli kogos nie znajda w trzech zaulkach jednoczesnie, ale taka jest cena wolnej prasy. I obu nam odpowiada, nieprawdaz, ze odejscie Alberta Spanglera z tego swiata bylo… niezauwazalne?
— Owszem, ale nie spodziewalem sie, ze tak wyglada zycie pozagrobowe. Do konca zycia mam robic to, co mi kaza?
— Poprawka: panskiego nowego zycia. To znaczne uproszczenie, ale tak — przyznal Vetinari. — Moze jednak ujme to inaczej. Czeka pana, panie Lipwig, zycie pelne spokojnego zadowolenia, spolecznego szacunku i oczywiscie, kiedy czas sie dopelni, emerytura. Ze nie wspomne o dumnym, zloconym lancuchu.
Moist skrzywil sie bolesnie.
— A jesli nie zrobie tego, czego pan zada?
— Hmm? Och, zle mnie pan zrozumial, panie Lipwig. To wlasnie pana czeka, jesli odrzuci pan moja propozycje. Jesli pan ja przyjmie, tylko spryt zdola pana ocalic przed poteznymi i niebezpiecznym wrogami, a kazdy dzien przyniesie nowe wyzwania. Ktos moze nawet probowac pana zabic.
— Co? Dlaczego?
— Denerwuje pan ludzi. Przy tej pracy przysluguje tez kapelusz.
— A ta praca to robienie prawdziwych pieniedzy?
— Wylacznie pieniedzy, panie Lipwig. Chodzi mianowicie o zarzadzanie Krolewska Mennica.
— Co? Po calych dniach tluc pensy?
— Najkrocej mowiac, tak. Ale funkcja ta tradycyjnie laczy sie z wysokim stanowiskiem Krolewskiego Banku Ankh-Morpork, ktora to funkcja zajmie pana praktycznie bez reszty. Pieniadze moze pan robic w czasie wolnym.
— Ja bankierem?!
— Tak, panie Lipwig.
— Przeciez nie mam pojecia o zarzadzaniu bankiem!
— To dobrze. Zadnych z gory przyjetych zalozen.
— Okradalem banki!
— Doskonale. Wystarczy odwrocic sposob myslenia. — Vetinari sie rozpromienil. — Pieniadze powinny byc wewnatrz.
Powoz zwolnil i stanal.
— O co tu chodzi? — zapytal Moist. — Tak naprawde?
— Kiedy przejal pan poczte, byla katastrofa. Teraz funkcjonuje calkiem sprawnie. Wrecz dostatecznie sprawnie, zeby znudzic. No coz, mlody czlowiek moze nagle zaczac sie wspinac nocami, dla emocji probowac wlaman czy nawet flirtowac z ekstremalnym kichaniem… Nawiasem mowiac, jak panu sluza wytrychy?
Znalazl je w takim malym, nedznym sklepiku w nedznej uliczce, a w srodku nie bylo nikogo oprocz staruszki, ktora mu je sprzedala. Wlasciwie sam nie wiedzial, po co je kupil. Byly tylko geograficznie nielegalne. Czul jednak przyjemny dreszcz, wiedzac, ze ma je w kieszeni. Co bylo smutne — jak u tych ludzi na stanowiskach, ktorzy przychodza do pracy w powaznych garniturach, ale nosza kolorowe krawaty w oblakanczo rozpaczliwej probie pokazania, ze gdzies tam kryje sie swobodny duch.
Bogowie, stalem sie jednym z nich… Ale przynajmniej nie wie o tej kieszonkowej palce…
— Calkiem niezle — przyznal.
— A palka? Pan, ktory nigdy nie uderzyl czlowieka? Wspina sie pan po dachach i wlamuje do wlasnego biurka. Jest pan jak drapieznik w klatce, ktory sni o dzungli. I zamierzam panu dac to, o czym pan marzy. Zamierzam pana rzucic lwom.
Moist chcial zaprotestowac, ale Vetinari uniosl reke.
— Wzial pan te karykature poczty i zmienil ja w solidne przedsiebiorstwo. Ale banki Ankh-Morpork, drogi panie, to bardzo powazna sprawa. Uparte jak osly, panie Lipwig. Maja na koncie wiele powaznych bledow. Tkwia w bagnie, zyja przeszloscia, sa zahipnotyzowane klasa i bogactwem. Wierza, ze zloto jest wazne.
— Eee… A nie jest wazne?
— Nie. Jest pan zlodziejem i oszustem, to znaczy, przepraszam, byl pan, wiec z pewnoscia w glebi serca zdaje pan sobie z tego sprawe. Dla pana sluzylo tylko do oceniania wynikow. Co zloto wie o prawdziwej wartosci? Prosze wyjrzec przez okno i powiedziec, co pan tam widzi.
— Hm… malego brudnego kundla przygladajacego sie, jak jakis typ siusia za rogiem — poinformowal Moist. — Przepraszam, ale wybral pan niewlasciwy moment.
— Gdybym zostal odebrany mniej doslownie — rzekl Vetinari i rzucil mu Spojrzenie — zobaczylby pan wielkie, gwarne miasto pelne pomyslowych mieszkancow, ktorzy wydobywaja zloto ze zwyklej gliny tego swiata. Konstruuja, buduja, rzezbia, wypalaja, odlewaja, formuja, kuja i wymyslaja dziwne i nowatorskie przestepstwa. Ale pieniadze trzymaja w starych skarpetach. Bardziej wierza tym skarpetom niz bankom. Zasoby monetarne sa sztucznie zmniejszone i wlasnie dlatego panskie znaczki pocztowe sa teraz de facto waluta. Powazny system bankowy to chaos. A wlasciwie raczej dowcip.
— Bedzie lepszym dowcipem, jesli postawi mnie pan na czele — zauwazyl Moist.
Vetinari usmiechnal sie przelotnie.
— Doprawdy? — zapytal. — No coz, wszyscy lubimy sie czasem posmiac.
Woznica otworzyl drzwi i wysiedli.
Dlaczego przypomina swiatynie? — zastanawial sie Moist, spogladajac na fasade Krolewskiego Banku Ankh-Morpork. Dlaczego banki zawsze buduja tak, by przypominaly swiatynie, mimo ze kilka wielkich religii a) jest kanonicznie przeciwnych temu, co banki robia wewnatrz, i b) utrzymuje w nich rachunki?
Widzial ten budynek juz wczesniej, oczywiscie, ale po raz pierwszy zadal sobie trud, by go naprawde zobaczyc. Jak na swiatynie pieniedzy nie byl az taki zly. Architekt przynajmniej umial zaprojektowac przyzwoita kolumne i wiedzial, kiedy skonczyc. Jak skala oparl sie wszelkim sugestiom cherubinkow, chociaz nad kolumnami znalazl sie wzniosly fryz przedstawiajacy cos alegorycznego zwiazanego z dziewicami i urnami. Wiekszosc urn oraz — jak zauwazyl Moist — niektore z mlodych kobiet mialy na sobie ptasie gniazda. Z kamiennego lona patrzyl na poczmistrza gniewny golab.
Moist wiele razy mijal to miejsce. Nigdy nie wygladalo na przesadnie zapracowane. Za bankiem wznosila sie Krolewska Mennica, ktora nie zdradzala w ogole zadnych oznak zycia.
Trudno byloby sobie wyobrazic brzydszy budynek, ktory nigdy nie zdobyl zadnej z wazniejszych nagrod architektonicznych. Mennica byla posepnym blokiem z cegly i kamienia, z oknami umieszczonymi wysoko, malymi, licznymi i okratowanymi, z drzwiami chronionymi opuszczana krata. Cala budowla przekazywala swiatu krotka wiadomosc: Nawet o tym nie mysl.
Az do tej chwili Moist nawet o tym nie myslal. To przeciez mennica. W takim miejscu, zanim wypuszcza czlowieka na zewnatrz, podnosza go glowa w dol nad wiadrem i potrzasaja solidnie. Mieli tu straze i drzwi okute cwiekami.
A Vetinari chcial tutaj zrobic go szefem. Bedzie potrzebowal wielkiego ostrza na kiju i ogromnej porcji waty cukrowej.
— Prosze mi cos zdradzic, wasza lordowska mosc — odezwal sie ostroznie. — Co sie stalo z czlowiekiem, ktory dotad zajmowal to stanowisko?
— Domyslalem sie, ze pan zapyta, wiec sprawdzilem. Zmarl w wieku dziewiecdziesieciu lat na zawal serca.
To nie brzmialo zle, ale Moist nie dawal sie latwo uspokoic.
— A czy ostatnio zmarl ktos jeszcze?
— Sir Joshua Lavish, prezes banku. Zmarl szesc miesiecy temu we wlasnym lozku. Mial osiemdziesiat lat.
— Czlowiek moze umrzec we wlasnym lozku na wiele bardzo nieprzyjemnych sposobow — zauwazyl