Dylan nie prowadzil juz forda, jakby samochod byl pozbawionym skrzydel odrzutowcem, ale i tak jechali z dosc duza predkoscia. Odleglosc, ktora zwykle pokonywalo sie w ponad trzy godziny, przebyli w ciagu dwoch i pol.

Jak na pieciotysieczne miasto, Holbrook szczycilo sie niezwykle duza liczba moteli. Tylko tu mogli znalezc najdogodniejszy nocleg turysci odwiedzajacy Park Narodowy Skamienialego Lasu czy zwabieni atrakcjami czekajacymi na nich w pobliskich rezerwatach Indian Hopi i Nawaho.

Zaden z moteli nie oferowal pieciogwiazdkowych luksusow, lecz Dylan wcale nie szukal wygod. Chcial tylko odpoczac w spokojnym miejscu, gdzie karaluchy beda sie zachowywac w miare dyskretnie.

Wybral motel polozony najdalej od stacji benzynowych, sklepow i lokali, w ktorych rano zwykle robi sie glosno. Zaspanemu recepcjoniscie od razu wylozyl gotowke, nie pokazujac karty kredytowej.

Recepcjonista zazadal prawa jazdy. Dylan nie mial ochoty dawac mu dokumentu, ale odmowa moglaby wzbudzic podejrzenia. Podal juz numer rejestracyjny z Arizony, ale nie ten widniejacy na ukradzionych tablicach. Na szczescie zaspany recepcjonista nie wygladal na zaintrygowanego widoczna sprzecznoscia miedzy prawem jazdy z Kalifornii a numerami z Arizony.

Jilly nie chciala brac dwoch sasiadujacych ze soba pokojow. Po wszystkim, co sie stalo, czulaby sie osamotniona, nawet gdyby zostawili otwarte drzwi miedzy pokojami.

Wzieli pojedynczy pokoj z dwoma podwojnymi lozkami. Dylan i Shep mieli zajac jedno, a Jilly drugie.

Na widok wystroju utrzymanego jak zwykle w jaskrawych kontrastowych wzorach i barwach, ktory mial ukryc plamy i slady zniszczenia, Dylanowi zrobilo sie odrobine slabo, jakby dostal choroby lokomocyjnej. Slanial sie ze zmeczenia, piekly go oczy i potwornie bolala glowa.

Dziesiec po trzeciej przeniesli do pokoju najpotrzebniejsze bagaze. Shep chcial wziac tez ksiazke Dickensa, a Dylan zauwazyl, ze chociaz chlopak wydawal sie zatopiony w lekturze przez cala droge, powiesc wciaz jest otwarta na tej samej stronie, ktora czytal w restauracji w Safford.

Jilly pierwsza skorzystala z lazienki. Umyla zeby i wyszla, gotowa polozyc sie spac, choc wciaz byla ubrana.

– Dzis nie bedzie pizamy. Wole byc przygotowana na szybka ewakuacje.

– Slusznie – uznal Dylan.

Shep wyjatkowo spokojnie zareagowal na chaos dzisiejszego wieczoru i zaburzenie codziennej rutyny, wiec Dylan nie chcial go wiecej meczyc, zmuszajac do rezygnacji ze zwyklej bielizny

nocnej. Wystarczyloby posunac sie o krok za daleko i Shep moglby przerwac stoickie milczenie, wpadajac w wielogodzinny hiperslowotok, przez ktory zadne z nich nie zmruzyloby oka.

Poza tym Shep do snu ubieral sie mniej wiecej w to samo, co nosil w dzien. Jego garderoba dzienna skladala sie z kolekcji identycznych czarnych koszulek z kojotem i kolekcji takich samych niebieskich dzinsow. Na noc ubieral sie w czysta koszulke z kojotem i czarne spodnie od pizamy.

Siedem lat temu wpadl w histerie z powodu decyzji, jakie trzeba bylo podejmowac codziennie rano podczas ubierania, i zbuntowal sie przeciw urozmaiconej garderobie. Odtad nosil tylko dzinsy i koszulki z kojotem.

Jego fascynacja rysunkowa postacia kojota byla niezrozumiala. Gdy Shep byl w nastroju do ogladania zwariowanych kreskowek, potrafil godzinami sledzic na wideo „Strusia Pedziwiatra'. Czasami smial sie radosnie; kiedy indziej obserwowal akcje z wyjatkowa powaga, jakby ogladal najbardziej ponure z dziel szwedzkiej kinematografii; innym razem wpatrywal sie w ekran z bezbrzeznym smutkiem, a po policzkach plynely mu strugi lez.

Shepherd O'Conner stanowil zagadke spowita w tajemnice, lecz Dylan nie zawsze byl pewien, czy istnieje jakies rozwiazanie zagadki i czy za tajemnica cos sie kryje. Wielkie kamienne glowy na Wyspie Wielkanocnej, jedna z najwiekszych zagadek naszej planety Ziemi, wpatrywaly sie w niewiadomym celu w morze, ale w srodku i na zewnatrz byly z kamienia.

Shep dwa razy umyl zeby i dwa razy oczyscil je nitka, dwa razy umyl rece przed skorzystaniem z toalety i dwa razy po, a pozniej wrocil do sypialni. Usiadl na skraju lozka i zdjal pantofle.

– Ciagle masz skarpetki – zauwazyl Dylan.

Shepherd zawsze spal boso. Kiedy jednak Dylan uklakl, zeby zdjac mu skarpety, szybko polozyl sie i naciagnal koldre pod brode.

Odstepstwa od codziennej rutyny zawsze mialy zewnetrzne przyczyny i zawsze wytracaly Shepa z rownowagi; jednak nigdy nie czynil ich z wlasnej woli.

Dylan zaniepokoil sie.

– Dobrze sie czujesz, dziecko?

Shepherd zamknal oczy. Znak, ze nie bedzie rozmowy na temat skarpet.

Moze bylo mu zimno w stopy. Wbudowany w okno klimatyzator nie chlodzil pokoju rownomiernie, lecz kierowal lodowate podmuchy nad podloge.

Moze bal sie zarazkow. Zarazkow na dywanie, zarazkow na poscieli, ale tylko zarazkow, ktore moga zagrazac jego stopom. Moze gdyby wykopac jedna z kamiennych glow na Wyspie Wielkanocnej, ukazalaby sie reszta gigantycznej statuy zakonczona stopami w kamiennych skarpetach, ktorych obecnosc byloby rownie trudno wyjasnic jak nowe upodobanie Shepa do wzbogacenia nocnego stroju.

Dylanowi za bardzo dokuczal bol glowy i wyczerpanie, aby mial sie przejmowac tym, co psychotropowa szpryca wyczynia w jego mozgu, nie mowiac juz o skarpetach Shepherda. Poszedl

do lazienki i wykrzywil sie do poszarzalej ze zmeczenia twarzy, ktora spogladala na niego z lustra. '

***

Jilly lezala w lozku, wpatrujac sie w sufit.

Shep lezal w lozku, wpatrujac sie w wewnetrzna strone swoich powiek.

Szum i dudnienie klimatyzatora, z poczatku irytujace, przeszly w spokojny, usypiajacy pomruk, ktory rano skutecznie mogl zagluszyc trzask zamykanych drzwi samochodow i glosy innych gosci, wstajacych o swicie.

Przez klimatyzator na pewno nie uslyszeliby tez charakterystycznego warkotu silnika podrasowanego chevroleta suburbana ani odglosow podchodzacych cicho mordercow przygotowujacych sie do ataku.

Jilly przez chwile probowala wzbudzic w sobie strach na mysl o ich bezbronnosci, lecz tak naprawde na razie czula sie tu bezpiecznie. W kazdym razie fizycznie.

Nie martwila sie o wlasne bezpieczenstwo, nie zaprzatala sobie glowy bezposrednim zagrozeniem, ale nie potrafila sie powstrzymac od zniechecenia graniczacego z rozpacza. Dylan wierzyl, ze maja szanse odkryc tozsamosc Frankensteina i ustalic charakter tajemniczego zastrzyku, ale ona nie podzielala jego przekonania.

Po raz pierwszy od wielu lat utracila kontrole nad wlasnym zyciem. Musiala nad nim panowac, bo inaczej czula sie tak jak przez wieksza czesc swojego dziecinstwa: slaba, bezradna, zdana na laske bezlitosnych sil. Nie cierpiala tej bezbronnosci. Akceptacja roli ofiary byla w jej oczach grzechem smiertelnym, a jednak wszystko wskazywalo na to, ze nie ma innego wyboru.

W jej mozgu dzialal jakis czarodziejski eliksir psychotropowy – dzialal na jej mozg, usilujac go zmienic, co przepelnialo ja

groza, kiedy to sobie uswiadamiala. Nigdy nie brala narkotykow, nigdy sie nie upijala, poniewaz cenila swoj umysl i nie chciala tracic szarych komorek. W ciagu tych lat, gdy nie miala niczego, zawsze pozostawala jej inteligencja, dowcip, bogata wyobraznia. Umysl Jilly stanowil grozna bron przeciw swiatu i schronienie, w ktorym chowala sie przed okrucienstwem i nieszczesciami. Gdyby kiedykolwiek miala sie dorobic gluteus muchomega, ktory nekal kobiety w jej rodzinie, gdyby tylek urosl jej do tego stopnia, ze wszedzie musieliby ja wozic w ciezarowce z platforma, zawsze pozostanie jej umysl i satysfakcja z zycia wewnetrznego. Teraz jednak jej mozg drazyl robak, robak zmian, i Jilly nie wiedziala, ile z niej zostanie albo kim w ogole bedzie, gdy ow zakonczy dzielo.

Mimo ze przedtem cieszyla sie, gdy razem z Dylanem poradzili sobie z para mordercow, Kennym i Becky, nie potrafila przywolac tamtego poczucia sily, ktore ja przez chwile uskrzydlilo. Martwila sie wizjami, ktore przynosily zapowiedz przemocy, i nie umiala sie przekonac, ze dar jasnowidzenia znow moze jej pomoc ocalic innych – albo ze z czasem pozwoli jej panowac nad wlasnym przeznaczeniem o wiele lepiej niz dotychczas.

Negatywnie Nastawiona Jackson. Nigdy nie wierzyla za bardzo w innych ludzi, ale od dosc dawna niezachwianie wierzyla w siebie. Dylan mial w tej sprawie racje. Ale wiara w siebie zaczela ja wlasnie opuszczac.

Вы читаете Przy Blasku Ksiezyca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату