ojciec. Z tego wzgorza, nieswiadomi, ze ich zycie wkrotce sie zmieni, Dylan i Shep ogladali malowniczy grudniowy zachod slonca, na ktory ich ojciec patrzyl przez mgle nembutalu i tlenku wegla, zapadajac w wieczny sen.

Byli setki mil od Holbrook w Arizonie, gdzie polozyli sie spac.

– Wariactwo – ciagnal Dylan. – To wszystko jest pokrecone. Solidnie kopniete. Zupelnie pokopane.

Cieple promienie slonca, won morza wyczuwalna w powietrzu, cykanie swierszczy w suchej trawie: choc wszystko moglo wydawac sie snem, bylo prawdziwe.

Zwykle Dylan nie pytal brata o wyjasnienie zadnej tajemnicy. Shepherd O'Conner nie byl zrodlem odpowiedzi, wyjasnien ani spostrzezen. Shep byl krynica chaosu, tryskajaca fontanna zagadek i prawdziwym gejzerem tajemnic.

Gdyby jednak me zwrocil sie do Shepherda, rownie dobrze moglby szukac odpowiedzi u swierszczy w trawie albo u muszek polatujacych sennie w rozgrzanym sloncem wietrzyku.

– Shep, sluchasz mnie?

Shep usmiechnal sie smutno do widocznego ponizej domu. – Shep, musisz mnie przez chwile posluchac. I odpowiedziec. Musisz mi powiedziec, jak sie tu dostales.

– Pokopane – powiedzial Shep. – Kopnac, przylozyc… – Shep, nie zaczynaj.

– …ugodzic, zdzielic, przysunac… – Shep, tak nie mozna.

– …zasunac, dolozyc, przylac…

Dylan stanal na wprost brata, mocno zlapal go za ramiona i potrzasnal, chcac zwrocic na siebie jego uwage.

– Shep, spojrz na mnie, zobacz mnie w koncu, skup sie. Jak sie tu dostales?

…zdzielic, wymierzyc cios…

Szarpiac bratem jeszcze mocniej, jak gdyby chcial wytrzasnac z chlopaka urywana litanie synonimow, Dylan powiedzial: – Dosc, wystarczy, koniec z tym gownem, koniec!

– …przysolic, przyloic…

Dylan puscil ramiona Shepa i chwycil dlonmi jego twarz, sciskajac mu glowe w dziesieciopalczastym imadle.

– Nie chowaj sie przede mna, nie wciskaj mi tego kitu co zawsze, nie teraz, Shep, nie teraz, kiedy dzieja sie takie rzeczy…palnac, kropnac, walnac.

Mimo ze Shep z calej sily staral sie trzymac opuszczona glowe, Dylan nieustepliwie unosil mu brode.

– Posluchaj mnie, mow do mnie, popatrz na mnie! Zmuszony do konfrontacji Shepherd zamknal oczy. – Szturchnac, trzasnac…

Dziesiec lat frustracji, dziesiec lat cierpliwosci i poswiecenia, dziesiec lat czujnosci, by Shep niechcacy nie zrobil sobie krzywdy, tysiace dni krojenia jedzenia na rowne prostokatne i kwadratowe kesy, niezliczone godziny spedzone na zamartwianiu sie tym, co sie stanie z Shepherdem, gdyby zrzadzeniem losu przezyl swojego brata: wszystko zwalilo sie na Dylana jak lawina, jeden ciezki kamien za drugim, jeden za drugim, Boze drogi, az poczul sie tak przygnieciony ogromnym brzemieniem, ze nie mogl juz szczerze powiedziec: „Nie jest mi wcale ciezko, to przeciez moj brat'. Zycie z Shepherdem bylo bardzo ciezkie, ciezsze niz glaz, ktory Syzyf musial przez wiecznosc wtaczac po dlugim czarnym zboczu w Hadesie, ciezszym niz swiat na barkach Atlasa.

…tracic, trzepnac…

Twarz Shepherda scisnieta miedzy wielkimi dlonmi Dylana zmarszczyla sie i wykrzywila jak buzia dziecka, ktore zaraz wybuchnie placzem. Mowil niewyraznie.

– Kopnac, przylozyc, ugodzic…

– Powtarzasz sie – powiedzial ze zloscia Dylan. – Zawsze sie powtarzasz. Dzien po dniu, tydzien po tygodniu, wciaz ten sam nieznosny ustalony porzadek, rok po roku, zawsze to samo ubranie, zawsze ta sama uboga lista gowna, ktore mozesz jesc, zawsze dwa razy mycie rak, zawsze dziewiec minut pod prysznicem, nigdy osiem ani dziesiec, zawsze dokladnie dziewiec, i cale zycie ze spuszczona glowa, ze wzrokiem wbitym we wlasne buty, ciagle te same glupie leki, te same nieznosne tiki, ciach dylu-dylu, i wciaz sie powtarzasz, bez konca glupio sie powtarzasz! -…zdzielic, przysunac, zasunac…

Palcem wskazujacym prawej reki Dylan sprobowal uniesc bratu powieke, rozewrzec ja sila.

– Spojrz na mnie, Shep, popatrz na mnie, popatrz. -…dolozyc, przylac…

Chociaz Shepherd stal z rekami opuszczonymi luzno wzdluz bokow, w ogole sie nie broniac, zaciskal mocno oczy, stawiajac opor palcowi Dylana.

– …zdzielic, wymierzyc cios… – Popatrz na mnie, gowniarzu! -…przysolic, przyloic…

– POPATRZ NA MNIE!

Shep przestal sie opierac i otworzyl lewe oko, a palec Dylana przycisnal mu powieke prawie do brwi. Chlopak popatrzyl na brata jak nigdy dotad, a jego jednookie spojrzenie wygladalo jak zywcem wziete z plakatu reklamujacego horror: bylo kwintesencja przerazenia, jak wzrok ofiary, ktorej przybysz z innego swiata za moment rozszarpie gardlo albo zombi wyrwie serce, albo oblakany psychiatra otworzy czaszke i pozre mozg, popijajac kieliszkiem doskonalego caberneta.

Popatrz na mnie… Popatrz na mnie… Popatrz na mnie… Dylan slyszal te trzy slowa odbijajace sie echem od otaczajacych ich wzgorz, coraz ciszej, a chociaz wiedzial, ze slucha wlasnego wscieklego wrzasku, glos brzmial w jego uszach obco, ostro i brutalnie, i drgal w nim zimny gniew, o jaki Dylan nigdy by sie nie podejrzewal, ale takze strach, ktory bez trudu rozpoznal.

Z jednym okiem zamknietym, a drugim szeroko otwartym, Shepherd powiedzial:

– Shep sie boi.

Spogladali na siebie tak, jak chcial Dylan, oko w oko, otwarcie i nieugiecie. Panika brata obezwladnila Dylana, ktory poczul, ze nie moze zlapac tchu, a serce scisnelo mu sie bolesnie jak przeklute igla.

– Shep sie b-boi.

Jasne, ze chlopak sie bal, bez watpienia byl dziko przerazony, niewykluczone, ze bardziej niz w ciagu dwudziestu lat czestych napadow leku. I choc jeszcze przed chwila mogl sie bac swietlistego tunelu, ktory w mgnieniu oka przeniosl go z pusty

ni we wschodniej Arizonie na wybrzeze Kalifornii, teraz mial nowy powod do trwogi: wlasny brat w jednej chwili przeistoczyl sie w kogos obcego, wrzeszczacego i agresywnego, jakby slonce podzialalo niczym ksiezyc i zmienilo Dylana z czlowieka w zlego wilka.

– Shep-p sie boi.

Wstrzasniety strachem widocznym w spojrzeniu brata Dylan cofnal palec, ktorym przyciskal powieke, puscil jego glowe i cofnal sie, drzac z odrazy do siebie i wstydu.

– Shep sie boi – powtorzyl chlopak, otwierajac szeroko oczy. – Przepraszam, Shep.

– Shep sie boi.

– Przepraszam. Nie chcialem cie przestraszyc, bracie. Nie chcialem powiedziec tego, co powiedzialem, ani jednego slowa, zapomnij o tym.

Shep przymknal oczy do tej pory szeroko otwarte z przerazenia. Zgarbil sie, spuscil glowe i przechylil ja na bok, przyjmujac lagodna i niezgrabna postawe, ktora oglaszal swiatu, ze jest nieszkodliwy; w tej skromnej pozie chcial przejsc przez zycie, nie zwracajac na siebie niczyjej uwagi, nie przyciagajac spojrzen niebezpiecznych ludzi.

Jednak chlopak nie zapomnial tak szybko o konfrontacji z bratem. Wciaz bardzo sie bal. Nie potrafil tez w jednej chwili uleczyc zranionych uczuc; byc moze nigdy tego nie dokona. W kazdej sytuacji jedyna metoda Shepherda bylo udawanie zolwia: szybko wciagal wszystkie wrazliwe czesci pod skorupe, kulil sie i chowal pod tarcza obojetnosci.

– Przepraszam, braciszku. Nie wiem, co we mnie wstapilo. Nie. Nie, to nieprawda. Bardzo dobrze wiem, co we mnie wstapilo. Stara trzesionka, stare licho, ktore nie daje mi spokoju. Zaczalem sie bac, Shep. Do diabla, caly czas sie boje, tak bardzo, ze nie moge jasno myslec. Nie lubie sie bac, bardzo nie lubie. Nie jestem do tego przyzwyczajony, wiec wyladowalem zlosc na tobie, a nie powinienem tego robic.

Shepherd przestepowal z lewej nogi na prawa, z prawej na lewa. Nietrudno bylo odczytac mine, z jaka wpatrywal sie w swoje rockporty. Nie byl juz przerazony – owszem, zalekniony, ale strach juz go nie porazal. Wydawal sie tylko zaskoczony, jakby zdumiony faktem, ze jego starszy brat moze sie czegokolwiek bac.

Dylan spojrzal ponad ramieniem Shepa na czarodziejska brame. Nie przypuszczal, ze tak bolesnie bedzie tesknil za motelowa lazienka, ktorej wnetrze widzial przez okragle okienko.

Przyslaniajac oczy dlonia, Jilly wpatrywala sie w glab czerwonego tunelu. Dylan widzial ja na pewno

Вы читаете Przy Blasku Ksiezyca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату