Dylana stojacych na wzgorzu.
– …„Zdarzylo sie w Nowym Orleanie', „Mohawk', „Statek kosmiczny X-M' i inne.
– Posluchaj, Shep, wrocmy do tego naukowca. Pamietasz, ze naukowiec wszedl do komory teleportacyjnej…
– „Mucha' zostala nakrecona jeszcze raz pod tym samym tytulem w roku tysiac dziewiecset osiemdziesiatym szostym.
– …i trafila tam tez mucha…
– Czas projekcji drugiej wersji…
– …ale naukowiec nie wiedzial…
– …sto minut.
– …ze mucha tam jest.
– Rezyseria – David Cronenberg – powiedzial Shepherd. – W rolach glownych: Jeff Goldblum…
Stojac obok wielkiego motocykla, Vonetta pomachala do nich.
– …Geena Davis i John Getz.
Dylan nie wiedzial, czy powinien pomachac do Vonetty. Patrzac na nich z tej odleglosci, na pewno nie wiedziala, kim sa, ale gdyby zdradzil sie jakims charakterystycznym gestem, moglaby ich poznac.
– Inne filmy Davida Cronenberga to „Strefa smierci', dobry, straszny, ale dobry film, Shepowi podobala sie „Strefa smierci'…
Vonetta moglaby zauwazyc cien trzeciej osoby na wzgorzu Jilly – ale nie dostrzeglaby bramy na tyle wyraznie, by w pelni zrozumiec dziwnosc sytuacji.
– …„Potomstwo' i „Dreszcze'. Shepowi nie podobaly sie te filmy, bo bylo w nich za duzo krwi. Pelno oslizlych rzeczy. Shep nie chce ich wiecej ogladac. Nie chce ogladac krwi i oslizlych rzeczy.
Dylan uznal, ze gdyby pomachal, moglby zachecic Vonette do zlozenia wizyty na wzgorzu, udal wiec, ze jej nie widzi.
– Nikt nie chce cie zmuszac do ogladania filmow Cronenberga – zapewnil brata. – Chce tylko, zebys pomyslal o tym, jak doszlo do skrzyzowania naukowca i muchy.
– Teleportacja.
Nabrawszy jakichs podejrzen, Vonetta nalozyla kask.
– Teleportacja! – przytaknal Dylan. – Tak, o to wlasnie chodzi. Naukowiec i mucha teleportowali sie razem i cos sie miedzy nimi pomieszalo.
Wciaz mowiac do ziemi pod swoimi stopami, Shepherd rzekl: – Wersja z osiemdziesiatego szostego roku byla zbyt obrzydliwa.
– Masz racje.
– Oslizle rzeczy. Krwawe sceny. Shep nie lubi oslizlych i krwawych scen.
Gosposia dosiadla harleya.
– Pierwsza wersja nie byla oslizla i krwawa – przypomnial bratu Dylan. – Ale wazne jest przede wszystkim…
– Dziewiec minut pod prysznicem to akurat – powiedzial Shepherd, nieoczekiwanie wracajac do tyrady Dylana.
– Pewnie masz racje. Tak, na pewno. Dziewiec minut. Masz absolutna racje. A teraz…
– Dziewiec minut. Po minucie na kazda reke. Po minucie na kazda noge. Minuta…
Vonetta sprobowala uruchomic motocykl, lecz silnik nie zaskoczyl.
– …na glowe – ciagnal Shep. – Dwie minuty na reszte. I dwie minuty na splukanie.
– Jezeli razem skoczymy z powrotem do motelu – powiedzial Dylan – obaj naraz, czy stanie sie z nami to samo co z mucha i naukowcem?
W slowach, jakie potem padly z ust Shepa, wyraznie dal sie slyszec ton wyrzutu swiadczacy o zranionych uczuciach chlopca: – Shep nie je gowna.
– Co? – zdumial sie Dylan.
Gdy Vonetta ponownie przekrecila kluczyk, harley zadudnil w odpowiedzi.
– Shep nie je ubogiej listy gowna, jak mowiles, ubogiej listy gowna. Shep je takie jedzenie jak ty.
– Oczywiscie, dziecko. Chcialem tylko powiedziec… – Gowno to kupa – przypomnial mu Shepherd.
– Przepraszam. Nie to mialem na mysli.
Siedzac na motorze i wciaz dotykajac stopami ziemi, Vonetta kilka razy otworzyla przepustnice i rozlegl sie ryk silnika.
– Kupka, kaka, e-e…
Dylan omal nie wrzasnal ze zlosci, ale powstrzymal sie i z trudem zachowal spokoj.
– Shep, posluchaj mnie, bracie, braciszku, posluchaj…
– …lajno, nieczystosci, krowi placek i tak dalej, jak zostalo poprzednio wymienione.
– Otoz to – rzekl z ulga Dylan. – Jak zostalo poprzednio wymienione. Poprzednio doskonale sie spisales. Pamietam cala liste. Czy stanie sie z nami to samo co z mucha i naukowcem?
Pochylajac glowe tak nisko, ze niemal dotykal broda piersi, Shep powiedzial:
– Nienawidzisz mnie?
Pytanie wstrzasnelo Dylanem. Nie tylko pytanie, ale takze to, ze Shepherd uzyl wobec siebie pierwszej osoby zamiast jak zwykle trzeciej. Nie „Shepa', ale „mnie'. Musial sie czuc bardzo gleboko zraniony.
Vonetta zjechala z podjazdu i przeciela podworko, kierujac sie w strone laki.
Dylan przykleknal na jedno kolano przed Shepem.
– Wcale cie nie nienawidze, Shep. Nie potrafilbym, nawet gdybym chcial. Kocham cie i boje sie o ciebie. Dlatego sie wkurzylem.
Shep nie patrzyl na brata, ale przynajmniej nie zamknal oczu.
– Bylem dla ciebie niedobry – ciagnal Dylan – ale ty tego nie rozumiesz, bo nigdy nie jestes niedobry. Nie wiesz, jak byc zlym. Ja nie jestem taki dobry jak ty. Nie jestem taki lagodny.
Shepherd patrzyl w oslupieniu na trawe pod swoimi kapciami, jak gdyby dostrzegl tam jakies pozaziemskie stworzenie pelznace miedzy suchymi zdzblami, ale zapewne reagowal w ten sposob na zadziwiajaca wiadomosc, ze mimo swoich dziwactw i ograniczen pod pewnymi wzgledami moze byc lepszy od brata.
Z przystrzyzonego trawnika podworka Vonetta wjechala prosto w lake. Wysokie zlote trawy rozstapily sie przed motocyklem jak powierzchnia jeziora przed dziobem lodzi.
Skupiajac cala uwage na Shepherdzie, Dylan powiedzial: – Musimy sie stad wydostac, Shep, jak najszybciej. Musimy wracac do motelu, do Jilly, ale nie mozemy, jezeli ma sie z nami stac to samo co z naukowcem i mucha.
– Oslizle i krwawe – rzekl Shep.
– Otoz to. Lepiej zeby nie przytrafilo sie nam nic krwawego i oslizlego.
– Oslizle i krwawe sceny sa zle. – Bardzo zle, masz racje. Marszczac brwi, Shep oswiadczyl uroczyscie: – To nie jest film Davida Cronenberga.
– Nie jest – zgodzil sie Dylan, pokrzepiony mysla, ze Shep slucha i uczestniczy w rozmowie, jak umie najlepiej. – Ale co to znaczy, Shep? Ze mozemy bezpiecznie wrocic razem do motelu?
– Tutam – odparl Shep, tak jak poprzednio laczac dwa slowa w jedno.
Vonetta Beesley byla juz w polowie laki.
– Tutam -powtorzyl Shep. – Tu jest tam, tam jest tu i wszedzie jest to samo miejsce, jezeli wiesz, jak skladac.
– Skladac? Co skladac?
– Skladac tu z tam, jedno miejsce z drugim, tutam. – Nie rozmawiamy o teleportacji, prawda?
– To nie jest film Davida Cronenberga – powiedzial Shep, co Dylan zrozumial jako potwierdzenie przypuszczenia, ze teleportacja i zwiazane z nia pomieszanie czastek elementarnych nie wchodzily w gre.
Wstajac z kleczek, Dylan polozyl rece na ramionach Shepherda. Zamierzal skoczyc razem z bratem w brame.
Zanim zdazyli sie ruszyc, to brama zaczela sie do nich zblizac. Stojac zwrocony twarza do Shepa i magicznego portalu, Dylan zobaczyl, jak obraz Jilly w motelowej lazience nagle sklada sie jak powstajace dzielo sztuki origami, jak papierowa skladanka „niebo-pieklo', ktora dzieci robia w szkole, aby dokuczac innym dzieciom: brama rozlozyla sie wokol nich, wciagnela ich w siebie i zlozyla sie, znikajac z Kalifornii.