Shep w milczeniu zdjal spodnie.
– Chce, zebys mi obiecal, ze nie bedziesz skladal stad tam, nie bedziesz sie nigdzie wybieral, jesli nie uzgodnisz tego wczesniej ze mna.
Shep zsunal slipki. – Dziewiec minut.
– Mozesz mi to obiecac, Shep'?
Odsuwajac zaslonke kabiny prysznicowej, Shep powiedzial: – Dziewiec minut.
– To powazna sprawa, bracie. Koniec z tym skladaniem, dopoki nie zrozumiemy lepiej, co sie z nami dzieje. Z nami wszystkimi.
Shep odkrecil wode, ostroznie podstawil dlon pod strumien, wyregulowal kurki, po czym jeszcze raz sprawdzil temperature. Ludzie czesto blednie zakladali, ze Shepherd jest powaznie uposledzony i wymaga pomocy we wszystkim, w istocie bylo jednak inaczej. Potrafil zadbac o wlasna higiene, potrafil sie ubrac i z powodzeniem radzil sobie z wieloma prostymi codziennymi sprawami z wyjatkiem przygotowywania posilkow. Nie nalezalo prosic Shepa o przygotowanie plonacego deseru ani nawet zrobienie grzanki. Wreczenie mu kluczykow od porsche tez nie byloby najlepszym pomyslem. Byl jednak inteligentny, moze nawet bystrzejszy od Dylana.
Niestety, w jego przypadku inteligencja nie znajdowala praktycznego zastosowania. Po prostu przyszedl na swiat z niesprawna instalacja. Przypominal sportowy model mercedesa wyposazony w mocny silnik, ktory nie zostal polaczony z ukladem napedowym; chocby caly dzien wduszalo sie gaz do dechy, delektujac sie pieknym dzwiekiem silnika, nie mozna bylo nigdzie pojechac.
– Dziewiec minut – powiedzial Shep.
Dylan podal mu minutnik: mechaniczny licznik uzywany w kuchni. Na bialej okraglej tarczy widnialo szescdziesiat czarnych znaczkow, co piaty byl numerowany.
Shep przysunal sobie urzadzenie pod nos i przypatrywal mu sie uwaznie, jakby nigdy wczesniej go nie widzial, a potem ostroznie ustawil pokretlo na dziewiec minut. Wzial kostke mydla Neutrogena – jedynego, jakiego uzywal pod prysznicem – i wszedl do brodzika, trzymajac minutnik za pokretlo, aby aparat nie zaczal za wczesnie odmierzac czasu.
Shep nigdy nie zaciagal zaslonki, zeby nie dostac ataku klaustrofobii.
Kiedy juz stal pod prysznicem, postawil minutnik na krawedzi brodzika, puszczajac pokretlo. Rozleglo sie tykanie, dobrze slyszalne mimo szumu i plusku wody.
Minutnik zawsze robil sie mokry. W ciagu kilku miesiecy rdza skutecznie unieruchomilaby jego mechanizm. Dlatego Dylan kupowal te urzadzenia na tuziny.
Shep natychmiast zaczal sie trzec kostka neutrogeny, namydlajac lewa reke. Chociaz w ogole nie patrzyl na tarcze minutnika, poswiecal kazdej czesci ciala precyzyjnie odmierzony czas. Dwie lub trzy sekundy przed sygnalem minutnika z satysfakcja w glosie oznajmial glosno: Dzyn!
Moze sledzil uplywajacy czas, liczac tykniecia minutnika – jedno na sekunde. A moze po wielokrotnym precyzyjnym odmierzaniu czasu kapieli Shep wyksztalcil w sobie dokladny zegar wewnetrzny.
W ciagu minionych dziesieciu lat Dylan bez przerwy pamietal o zegarze nieustajaco odmierzajacym jego zycie, ale nie mial ochoty myslec o czasie, o tym, gdzie sie znajdzie za dziewiec minut, szesc miesiecy, rok czy dwa lata. Oczywiscie, bedzie malowac swiat, jezdzic na festiwale sztuki, objezdzac galerie na calym Zachodzie. I opiekowac sie Shepem.
Teraz jego wewnetrzne zegary nie tykaly szybciej, ale bar-dziej natarczywie, a on nie mogl przestac rozmyslac o przyszlosci, ktora nagle stala sie plynna. Juz nie wiedzial, gdzie moze byc jutro lub w jakiej sytuacji znajdzie sie jeszcze tego samego dnia przed wieczorem, nie mowiac w ogole o prognozach dwunastomiesiecznych. Kogos, kto przez dziesiec lat wiodl wyjatkowo przewidywalne zycie, powinno przerazac to nowe polozenie – i rzeczywiscie Dylan bal sie jak diabli, lecz jednoczesnie nie mogl powstrzymac entuzjazmu graniczacego z radoscia.
Dziwil sie, ze tak bardzo spodobala mu sie perspektywa odmiany. Przez dlugi czas uwazal sie za czlowieka ceniacego stalosc, szanujacego tradycje, kochajacego to, co odwieczne, i nie interesowal sie nowosciami tylko dlatego, ze sa nowosciami, w przeciwienstwie do reszty spoleczenstwa, ktore ulegajac fascynacji chwilowa moda, tracilo korzenie.
Poczul palacy rumieniec wstydu, kiedy przypominal sobie tyrade na wzgorzu, podczas ktorej wyrzucal Shepherdowi „nieznosny ustalony porzadek' i to, ze wciaz „glupio sie powtarzal', jak gdyby biedak mial wybor i mogl zostac kims innym.
Nie majac pojecia, czy rewolucyjne zmiany w jego zyciu przyniosa wiecej zlego czy dobrego, z poczatku uznal, ze radosc z ich nadejscia jest objawem lekkomyslnosci. Gdy zrozumial, ze zmiany najgrozniejsze moga byc dla Shepherda, doszedl do wniosku, ze jego podekscytowanie to cos gorszego niz lekkomyslnosc: to dowod wlasnej plytkosci i egoizmu.
Spogladajac we wlasna twarz w lustrze, przekonywal sie milczaco, ze entuzjazm wobec odmiany, kazdej odmiany, jest niczym innym jak tylko odbiciem jego wiecznego optymizmu. Gdyby nawet wypowiedzial to glosno, konstatacja taka zapewne nie zabrzmialaby prawdziwie. Przestraszony czlowiekiem, jakiego zobaczyl, Dylan odwrocil sie od lustra, lecz mimo ze doradzal sobie w duchu wyjatkowa rozwage, podekscytowanie niewiadoma, ktora stala sie jego przyszlosc, wcale sie nie zmniejszylo.
Nikt nigdy nie moglby sie uskarzac, ze Holbrook w stanie Arizona jest halasliwym centrum handlowym. Z wyjatkiem takich okazji, jak Swieto Zachodu w czerwcu, festiwal sztuki Indianskiej podczas Zjazdu Orlow w lipcu i jarmark okregu Nawaho we wrzesniu, nawet pancernik moglby spokojnie przejsc przez ulice czy autostrade w tej okolicy, nie ryzykujac smierci pod kolami samochodu.
Mimo to Jilly odkryla, ze w dwugwiazdkowym motelu pokoj jest wyposazony w oddzielne gniazdko modemowe niezalezne od telefonu. Pod tym wzgledem mieli kryjowke nie gorsza niz Hotel Peninsula w Beverly Hills.
Sadowiac sie przy niewielkim biurku, otworzyla laptop, podlaczyla i wyruszyla w rejs po Internecie. Zaczela wlasnie szukac stron poswieconych badaniom naukowym nad usprawnianiem funkcjonowania mozgu, gdy w lazience Shepherd wy
krzyknal „dzyn!', a brzeczenie minutnika obwiescilo koniec dziewieciominutowej kapieli.
Na poczatku wykluczyla strony na temat poprawiania zdolnosci umyslowych za pomoca terapii witaminowych i diety. Frankenstein nie wygladal na zwolennika naturalnego zywienia i homeopatii.
Nie byla tez zainteresowana stronami poswieconymi jodze i innym formom medytacji. Nawet najgenialniejszy naukowiec nie potrafilby skroplic zasad dyscypliny medytacyjnej i wstrzyknac im jak szczepionki przeciw grypie.
Shepherd wyszedl z lazienki umyty, z jeszcze wilgotnymi wlosami, przebrany w czyste dzinsy i koszulke z kojotem. Dylan szedl za nim, ale po kilku krokach przystanal i rzekl: – Jilly, moglabys przez chwile miec oko na Shepa? Uwazaj, zeby… nigdzie nie poszedl.
– Jasne.
Po obu stronach malego stolika pod oknem staly dwa dodatkowe krzesla z wysokimi oparciami. Jilly przystawila jedno do biurka, aby Shep usiadl obok niej.
Zignorowal jednak zaproszenie i podszedl do rogu sypialni przy biurku, gdzie stanal zwrocony plecami do pokoju.
– Shep, nic ci nie jest?
Nie odpowiedzial. Tapeta – w bezowe, zolte i jasnoniebieskie pasy – na styku scian zostala przyklejona byle jak. Shepherd wolno podniosl glowe i opuscil, jak gdyby uwaznie ogladal niedopasowany wzor.
– Skarbie, cos sie stalo?
Po dwukrotnych ogledzinach niedbalej pracy tapeciarza, od podlogi po sufit, Shep utkwil wzrok w miejscu laczenia scian. Rece mial jak zwykle opuszczone wzdluz bokow. Nagle podniosl prawe ramie, jak gdyby mial zlozyc przysiege: zgial reke w lokciu, trzymajac otwarta dlon na wysokosci twarzy. Po chwili zaczal machac, jakby nie patrzyl w kat pokoju, ale zobaczyl przez okno znajomego.
Dylan znow wyszedl z lazienki, aby wziac z walizki czyste ubranie, wiec Jilly spytala:
– Do kogo on macha?
– Wlasciwie nie macha – wyjasnil Dylan. – To odruch, taki jak nerwowy tik miesni twarzy. Czasem moze tak calymi godzinami.
Przyjrzawszy sie uwazniej, Jilly dostrzegla, ze nadgarstek Shepherda jest luzny, a dlon zwisa niemal bezwladnie, w zwiazku z czym machanie zupelnie nie przypominalo swiadomego gestu powitania czy pozegnania.