wywolac niestabilnosc, strach, a nawet chaos.

Wyjatkowy talent Proctora znalazl potwierdzenie w dwoch doktoratach – z biologii molekularnej i fizyki – ktore uzyskal przed ukonczeniem dwudziestego szostego roku zycia. Usilnie zabiegalo o niego srodowisko akademickie, ale i przemysl byl zainteresowany, a Proctor skorzystal z obu propozycji, zajmujac prestizowe stanowiska; zanim skonczyl trzydziesci lat, zalozyl wlasna firme i blysnal najwiekszym geniuszem, gdyz zdobyl dla swoich badan olbrzymi kapital od biznesmenow, ktorzy mieli nadzieje, ze jego odkrycia znajda zastosowanie komercyjne i przyniosa krocie.

W swoich publikacjach i wystapieniach Proctor nie zajmowal sie jednak tylko tworzeniem imperium przemyslowego, ale marzyl o zreformowaniu spoleczenstwa i w istocie mial nadzieje zmienic nature calej ludzkosci. W naukowych przelomach konca dwudziestego wieku i tych, ktore niewatpliwie mialy nastapic na poczatku dwudziestego pierwszego stulecia, upatrywal okazji do udoskonalenia czlowieka i stworzenia utopijnego spoleczenstwa.

Motywy, jakimi sie rzekomo kierowal – wspolczucie dla biednych i chorych, troska o rownowage ekologiczna planety, chec krzewienia ogolnej rownosci i sprawiedliwosci – byly godne podziwu. Jednak czytajac jego slowa, Jilly uslyszala w glowie loskot maszerujacych szeregow i brzek lancuchow w gulagach.

– Od Lenina do Hitlera, wszyscy utopisci sa tacy sami – zgodzil sie Dylan. – Postanawiaja za wszelka cene udoskonalic spoleczenstwo, a w rzeczywistosci je niszcza.

– Ludzi nie da sie udoskonalic. Przynajmniej tych, ktorych znam.

– Uwielbiam nature, dlatego ja maluje. W naturze wszedzie widac doskonalosc. Doskonala sprawnosc pszczol w ulu. Doskonala organizacja mrowiska czy kolonii termitow. Ale piekno ludzkosci bierze sie z wolnej woli, naszej indywidualnosci, nieustannych zmagan z wlasna niedoskonaloscia.

– Piekno… i groza – dodala Jilly.

– W porzadku, tragiczne piekno, ale wlasnie to czyni nas tak odmiennymi od natury i jest cenne samo w sobie. W naturze nie ma tragedii, tylko procesy – dlatego brak tez triumfow.

Ten niedzwiedziowaty mezczyzna o szerokiej twarzy, ubrany jak chlopak w spodnie khaki i wypuszczona na wierzch koszule, nie przestawal jej zadziwiac.

– W kazdym razie – powiedzial – Proctor nie prowadzil badan nad kartami pamieci podlaczanymi do portow w mozgu, ale mialas racje, ze ten trop moze nas na niego naprowadzic.

Siegnal do klawiatury. Na ekranie laptopa wyswietlily sie nowe materialy.

Wskazujac jedno slowo w naglowku, Dylan rzekl: – Oto droga, ktora od dawna porusza sie Proctor.

Czytajac slowo nad jego palcem, Jilly powiedziala:

– Nanotechnologia. – Zerknela na Shepa stojacego w kacie, spodziewala sie, ze poda definicje, ale wszystko wskazywalo na to, ze chlopak wciaz wciska glowe miedzy sciany, jak gdyby chcial nadac czaszce ksztalt klina idealnie dopasowanego do rogu.

– „Nano' w jednostce miary oznacza jedna miliardowa – wyjasnil Dylan. – Nanosekunda to jedna miliardowa sekundy. W tym wypadku oznacza jednak „bardzo maly, drobny'. Nanotechnologia – czyli malenkie urzadzenia, tak malenkie, ze nie widac ich golym okiem.

Jilly zaczela nad tym rozmyslac, ale koncepcja nanotechnologii nie byla wdziecznym tematem.

– Za male, zeby je mozna zobaczyc? To z czego sa zrobione takie maszyny?

Patrzyl na nia wyczekujaco.

– Na pewno z niczym ci sie to nie kojarzy?

– A powinno?

– Niewykluczone – odparl tajemniczo. – W kazdym razie takie nanomaszyny buduje sie z paru atomow.

– Kto je buduje – elfy, duszki?

– Jakies dziesiec lat temu pokazywano w telewizyjnych wiadomosciach logo IBM, ktore badacze firmy ulozyli zaledwie z piecdziesieciu czy szescdziesieciu atomow. Polaczyli atomy ze soba i unieruchomili, wyczarowujac z nich trzy literki.

– Czekaj, pamietam. Bylam chyba w dziesiatej klasie. Nauczyciel pokazywal nam takie zdjecie.

– Zrobiono fotografie aparatem podlaczonym do silnego mikroskopu elektronowego.

– Ale to byl przeciez tylko malenki napis, a nie maszyna – zaprotestowala Jilly. – Do niczego nie sluzyl.

– Zgadza sie, ale od tego czasu armia badaczy wsparta wielkimi funduszami pracuje nad projektami nanomaszyn, ktore beda dzialac. Maszyn, ktore juz dzialaja.

– Tycich maszyn dla duszkow.

– Jesli chcesz o nich myslec w ten sposob, to w porzadku. – Dlaczego?

– Kiedy udoskonali sie te mikromaszyny, otworza sie niewiarygodnie wielkie, nieskonczone mozliwosci ich wykorzystania, zwlaszcza w medycynie.

Jilly probowala sobie wyobrazic przynajmniej jedna z mozliwosci wykorzystania tycich maszyn wykonujacych tycie zadania. Westchnela.

– Spedzilam za duzo czasu na pisaniu dowcipow, opowiadaniu dowcipow i podkradaniu dowcipow innym. Teraz sama czuje sie, jakby mi ktos zrobil dowcip. Co to za mozliwosci?

Dylan wskazal ekran laptopa.

– Sciagnalem wywiad, ktorego Proctor udzielil kilka lat temu. Slownictwo dosc przystepne dla laika. Nawet ja zrozumialem. – Mozesz mi strescic?

– W porzadku. Po pierwsze, pare mozliwych zastosowan. Wyobraz sobie maszyne mniejsza niz komorka krwi, zbudowana z paru atomow, ale taka, ktora umie rozpoznac plytke miazdzycowa na scianach naczyn krwionosnych i potrafi ja bezpiecznie usunac metoda mechaniczna. Wchodzi w interakcje biologiczna, ale sklada sie z obojetnych biologicznie atomow, wiec jej obecnosc nie zaalarmuje twojego ukladu odpornosciowego. A teraz wyobraz sobie, ze dostajesz zastrzyk z setkami tysiecy takich nanomaszyn, a moze nawet milionami. – Milionami?

Dylan wzruszyl ramionami.

– W kilku centymetrach szesciennych na przyklad glukozy zmiesciloby sie pare milionow. Strzykawka bylaby mniejsza od tej, ktora mial Proctor.

– Ciarki chodza po plecach.

– Przypuszczam, ze kiedy powstaly pierwsze szczepionki, ludziom ciarki chodzily po plecach na mysl o tym, ze beda im wstrzykiwac martwe zarazki, zeby stali sie odporni na zywe.

– Mimo wszystko nadal mi sie to nie podoba.

– W kazdym razie miliony nanomaszyn beda bez konca krazyc po twoim ciele, szukajac plytek miazdzycowych i delikatnie je zdrapujac, tak ze twoj uklad krwionosny bedzie czysty jak lza. Ta wiadomosc zrobila na Jilly wrazenie.

– Jesli to kiedys wejdzie na rynek, to koniec z poczuciem winy po zjedzeniu cheeseburgera. Wiesz co? Zaczyna mi sie cos kojarzyc.

– Nic dziwnego.

– Ale czemu ma mi sie kojarzyc?

Zamiast odpowiedziec na pytanie, Dylan rzekl:

– Nanomaszyny moglyby wykrywac i eliminowac kolonie komorek nowotworowych, zanim guz osiagnie wielkosc glowki szpilki.

– Trudno dostrzec w tym jakies zle strony – odparla Jilly. – Ale wiemy, ze na pewno jest jedna. Dlaczego jestes taki tajemniczy? Czemu uwazasz, ze to powinno mi sie z czyms kojarzyc?

Stojacy w kacie Shep powiedzial: – Tutam.

– Niech to szlag! – Dylan zerwal sie gwaltownie z miejsca, przewracajac krzeslo.

– Tutam.

Jilly byla blizej Shepherda niz Dylan, znalazla sie wiec przy nim pierwsza. Podchodzac do niego, nie zauwazyla niczego niezwyklego, zadnego czerwonego tunelu prowadzacego do Kalifornii ani gdzie indziej.

Shepherd nie pochylal sie juz, wciskajac czaszke w rog miedzy scianami. Stal wyprostowany z uniesiona glowa, utkwiwszy wzrok w czyms, czego Jilly nie widziala, a co najwyrazniej bardzo go zainteresowalo.

Znow podniosl prawa reke jak do przysiegi, lecz nie zaczal machac. Gdy Jilly stanela obok niego, Shep wyciagnal dlon przed siebie, siegajac do punktu w przestrzeni, w ktory patrzyl, i miedzy palec wskazujacy a kciuk wzial szczypte… wygladalo, ze szczypte niczego. Kiedy jednak lekko skrecil te szczypte powietrza, rog pokoju zaczal sie skladac.

– Nie -powiedziala Jilly bez tchu i choc wiedziala, ze Shepherd wzdryga sie, gdy ktos go dotyka, polozyla dlon

Вы читаете Przy Blasku Ksiezyca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату